Budzikom śmierć

Archiwum / 10.05.2010

Totalnie zaspana zrywam się z łóżka i ekspresowo zbieram się, by wybiec z domu z nadzieją, że jeszcze jakimś cudem zdążę na wykład zaczynający się o 8:00. Dopiero w autobusie dopada mnie refleksja: dlaczego z tak poważnym problemem społecznym zupełnie nic się nie robi? No, dlaczego…?


 

 

Znasz to?

O co chodzi? O poranne wstawanie oczywiście! Niby problem nie dotyczy wszystkich, ale chyba nie jestem w stanie w szerokim gronie swoich znajomych znaleźć choć jednego amatora rannego wstawania. Zajęcia o 8:00 to zło konieczne; wystarczy samo wspomnienie obowiązku porannego zrywu, a zaczynamy chóralne marudzenie. Zastanawiam się, czy na świecie są w ogóle ludzie, którzy lubią pobudki o świcie, nie jęczą na dźwięk budzika, nie przeklinają porannych zajęć i nie wzdychają ciężko przy wstawaniu? Podobno ludzie dzielą się na ranne ptaszki i nocnych marków – skoro tak, to czemu znam jakoś tylko tych drugich? I gdzie kryją się ci pierwsi (jeśli oczywiście w ogóle istnieją)?

Związek przyczynowo-skutkowy

Szukam przyczyny mojego notorycznego zaspania: rano każda godzina wydaje mi się zbyt wczesna na pobudkę. Chyba mój problem musi z czegoś wynikać. Jeśli wierzyć w to, że każde wydarzenie musi mieć jakąś przyczynę i skutek, to i kłopoty ze wstawaniem można jakoś logicznie wytłumaczyć. Niestety nic z tego! Bez względu na to, o której się położę, to rano i tak chodzę jak na automatycznym pilocie? Znacie to skądś?

Przystanek Uniwersytet

Mijam główną bramę Uniwersytetu Warszawskiego. Wokół stado studentów z podobnym do mojego problemu. Nie do końca obudzeni: jedną nogą jeszcze w łóżku, a każdy z kubkiem kawy, która ma pomóc w bezbolesnym powrocie na jawę. Po drodze spotykam Martynę i z jej wymownego spojrzenia wyczytuję, że poranki mi zdecydowanie nie służą. Ale jej stan nie jest dużo lepszy. Idziemy razem na wykład i zgodnie ustalamy, że to poranne wstawanie stanowczo nie wyszło temu, kto je wymyślił… Wkrótce okazuje się, że Martyna też ma dzisiaj filozoficzny nastrój i pyta mnie, czy w ogóle jest jakiś sposób, żeby o tej barbarzyńskiej przecież porze jakoś funkcjonować. A ja modlę się, żeby na jej pytanie jak najszybciej znaleźć odpowiedź.

Harcerz jest zawsze pogodny

Podobno. Na wszystkich moich obozach, gdy zrywałam się o świcie na poranną zaprawę, jakoś daleko mi było do pogwizdującego i uchachanego skauta. Ale wstawać trzeba, zwłaszcza jak samemu się ustala reguły – wtedy to nawet ponarzekać nie wypada. Wychodzę na plac apelowy, część harcerzy już czeka, reszta dobudza maruderów. Obrazek bolesnych obozowych, kursowych i rajdowych pobudek znam aż za dobrze! Myślę sobie, że skoro sprawa powtarza się z taką częstotliwością i zatacza tak szerokie kręgi, to coś musi być na rzeczy. Zaczynam się zastanawiać, czy to z rankami, czy z nami jest coś nie tak…

Diagnoza

Człowiek naprawdę ma szalenie krótką pamięć, a do wygody przyzwyczaja się niesłychanie szybko. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że do końca liceum lekcje o 8:00 były normalką! No, może nikt specjalnie chętnie się nie zrywał i nie biegł w skowronkach na fizykę, ale jakoś wstawał i funkcjonował – nie najgorzej nawet. A dziś? Dziś sami siebie napędzamy do marudzenia, wprost rozpływamy się we wspólnym biadoleniu o tym, jak wielką porażką jest ranne wstawanie. Jeszcze nie tak dawne licealne czasy wywietrzały nam z głowy, na obozie też marudzimy ile się da, bo są wakacje i chciałoby się poleżeć więcej niż jest dane. Zatem może odpowiedź na pytanie Martyny jest banalnie prosta? Może wystarczy przycisnąć w głowie jakiś przycisk, który zmieni nastawienie do poranków? Nie wiem, przekonam się kiedy jutro wstanę i powiem sobie, że pobudka o 6:00 to mój świadomy wybór, a nie przykry obowiązek, do którego zmusza mnie ten cały zły świat. A po cichu liczę, że wstawanie stanie się choć trochę łatwiejsze.

 
Katarzyna Pietrasik