Brakujące ogniwo
Chcecie czy nie ale Wasze wysłużone poradniki harcerskie możecie właśnie wyrzucić do śmieci. Odnaleźliśmy dowody istnienia i działalności nieznanego dotąd założyciela skautingu. Baden-Powell to przy nim leszcz w za długich skarpetach i przykrótkich spodenkach
Urodził się w wielodzietnej rodzinie, w jednym z krajów, w których można dogadać się w tak powszechnym języku, jakim jest dzisiaj angielski (przez tę „powszechność” nie ma sensu określać kraju dalej – nasz świat jest przecież uniwersalny). Rodzina mimo, że wielodzietna, to niestety niepełna – rodzice rozwiedzeni, ojciec zginął młodo w wypadku samochodowym, gdy przejeżdżał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle (rozmawiał przez telefon, nie zauważył).
Wychowany jedynie przez matkę, szybko znudził się szkołą. Komputer, znajomi, impreza, komputer, wyjazd, impreza… Jednakże trudno jest nie zdać, nawet jeśli nie uczęszcza się do szkoły, więc jakoś przebrnął przez obowiązkową edukację, jeszcze bardziej zniechęcony do dalszej nauki. Co jakiś czas zauważał, że życie mogłoby być lepsze – dlaczego trzeba płacić karę za jazdę bez biletu? Są ludzie, których nie stać na bilet, przecież mogliby nie płacić. Inni też mogliby nie, wtedy byłoby sprawiedliwie.
W wieku lat 18 oczywiście musiał zgłosić się na komisję. Ponieważ nie planował dalszych studiów, a raczej był sprawny fizycznie, zaciągnęli go do wojska.
W wojsku spędził trochę czasu, zamiatał, czasem strzelał, wciąż zastanawiał się czy nie prosić o przeniesienie do służby zastępczej. Jednak przyszedł ten dzień kiedy wysłano ich do innego kraju. Mieli walczyć. Ale o co? Nie o swoją niepodległość. Właściwie to mieli pilnować porządku. Kiedyś inne kraje aż tak się nie wtrącały… Bez przekonania siedział na bazie. Obsługiwał radiostację. Dzięki temu obiad nie stygł – każdemu w porę mógł powiedzieć kiedy ma skończyć patrolowanie. Z nudów organizował wieczory brydżowe. Niestety większość kolegów była zbyt pochłonięta myśleniem o tym, co zrobią, jak już wrócą do domów.
Któregoś dnia wybucha bomba. Nikt nie podchodzi bazy, po prostu próbują wysadzić ją w powietrze, zrzucając ładunek z samolotu. Pudłują. Nasz bohater przekazuje ostrzeżenie do wszystkich żołnierzy i ucieka z bazy. Próbuje zorientować mapę, ale nie wychodzi mu. Pyta miejscowego, ten nie rzuca się na niego, tylko pokazuje drogę. Chłopak odzyskuje wiarę w ludzi. Napisałam chłopak… w sumie to nie wiadomo. Trzeba być poprawnym politycznie, takie mamy czasy, nie mam pewności, ale załóżmy, że jednak w akcie urodzenia było napisane, że to chłopiec i nic się od tego czasu nie zmieniło. Jeśli jest inaczej, to bardzo przepraszam.
Chłopak dociera do kolejnej bazy – kondycja kiepska, ale udaje mu się. Wszyscy zostali ostrzeżeni, zdążył. Wraca do kraju, dostaje odznaczenie, rezygnuje z dalszej służby. Odkrywa swoją nową pasję, jaką jest ogrodnictwo. Wspaniałe na zszargane nerwy. Oprócz tego próbuje pracować z dziećmi, w pobliskiej szkole uczy przysposobienia obronnego (to jedna z tych rzeczy, do których najlepiej nadają się byli wojskowi). Nie zawsze umie do nich dotrzeć i często stosuje kij, nie marchewkę. Od czasu do czasu mówi, że się wypalił i nie ma już siły pracować dalej… Pewnego dnia wstaje i podczas porannego posiłku wpada na pomysł. A może te dzieciaki jednak są mądrzejsze niż mu się wydaje i da się z nimi coś zrobić?
O kim mowa? O założycielu skautingu oczywiście. Jak to? – możecie zapytać. Słusznie.
Otóż spróbujcie przeprowadzić eksperyment myślowy. Znamy wszyscy (mniej lub bardziej) życiorys generała Roberta Baden – Powella, prawda? Jakoś trzeba było zdobyć te wszystkie stopnie i zaliczyć obozowe biegi.
Teraz spróbujmy przenieść to w czasie. Wyobraźmy sobie dzień dzisiejszy, zobaczmy jak wygląda i czym interesuje się nasz dwunastoletni sąsiad. Jeśli mamy rodzeństwo, może to być rodzeństwo. Oczywiście scenariusz powyżej jest tylko jednym z możliwych. Przyjrzymy się rodzinom, które znamy. A teraz przypomnijmy sobie, jak wyglądało życie B-P (polecam książkę Wilk, który nigdy nie śpi, ale od biedy może być też Wikipedia). Jak wyglądałby skauting, gdyby powstawał dzisiaj od nowa? Próba odpowiedzi na to pytanie jest zdecydowanie dobrym ćwiczeniem dla umysłu. Zachęcam! A w trakcie naszych przemyśleń możemy dojść do wniosku, że to równie dobrze mogliśmy być my. B-P był dość zwyczajnym chłopcem, którego interesował świat, a my wcale nie jesteśmy bardzo różni od niego. Fajnie, prawda?