Hej, to ja lecę!
Jest taka piosenka, która ma kilkanaście wersji. Dosyć ładna melodia, wpada w ucho, łatwo się ją gra. Na pierwszy rzut oka, a w zasadzie po pierwszym przesłuchaniu piosenka jakich wiele. Ma tylko jedną zasadniczą wadę – jest kompletnie bez sensu. I wszyscy razem – Hej Leonardo!
„W górę szlaban (Leonardo)”
Ja nie wesoła, ale z kokardą
lecę do słońca, hej Leonardo!
A ja się kręcę, bo stać nie warto,
naprzód planeto, hej Leonardo!
Dość jest wszystkiego,
dojść można wszędzie.
Diabeł mnie szarpie, trzyma za uszy,
dokąd wariatko chcesz dziś wyruszyć?
A ja gotowa, ja z halabardą,
hej droga wolna, hej Leonardo!
Panie w koronie, Panie z liczydłem
nie chcę być mrówką – ja chcę być szczygłem,
a moja sława, droga i muzyka
do brązowego życia pomyka.
Przyszłam z bylekąd, ale co z tego,
zmierzam daleko, hej, hej kolego!
Odłóżmy sprawy, kochany synku,
na jakieś dziesięć miejsc po przecinku…
Zacznijmy interpretację tego dzieła…
Ja nie wesoła, ale z kokardą lecę do słońca, hej Leonardo!
Kokarda jest tu symbolem Nie-Bardzo-Wiadomo-Czego, ale wiadomo, że jest niezbędna. Bez kokardy ani rusz. Zwłaszcza jeśli się wybierasz na Słońce akurat. Ciekawe, czy ta absurdalna kokarda została tu umieszczona tylko dlatego, że rymuje się z „Leonardo”, czy też adresat został tej kokardzie podporządkowany… Gdyby Osoba Mówiąca w Wierszu leciała ze spinką, to czy wołałaby „hej, Karolinko”?
A ja się kręcę, bo stać nie warto, naprzód planeto, hej Leonardo!
Pierwsza próba przemycenia prawdy życiowej. Głębokiej, choć – przynajmniej według nadawcy słów – niezgłębionej. „Stać nie warto” – proszę, proszę! Olejcie kolejki do kasy, olejcie minutę ciszy, olejcie nawet stanie na głowie! Nie warto. Warto jednak się kręcić, bo potem widzi się gwiazdki, a w tej piosence jest bardzo kosmicznie…
Dość jest wszystkiego, dojść można wszędzie.
Czas na refren! Kolejna prawda życiowa. W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że wszystkiego ma się dość. Dosyć. Już starczy. Nic bardziej mylnego! Chodzi o to, że wszystkiego jest wystarczająco. Na tyle, żeby dało się dojść wszędzie. Są zatem siedmiomilowe buty oraz kurtka przeciwdeszczowa i wiatroodporna. Jest Stoliczek, Co Sam Się Nakrywa i złota sakiewka z zasobami odnawialnymi. Wszystko, czego tylko zapragniesz – JEST. Nie martw się. W PRL-u tak nie było…
Diabeł mnie szarpie, trzyma za uszy, dokąd wariatko chcesz dziś wyruszyć?
Skąd ten diabeł nagle – nie wiadomo. I nie wiadomo też po co. Pyta, dokąd Podmiot Liryczny chce wyruszyć. Ale czemu tak agresywnie?! Najprawdopodobniej owa wariatka przysnęła sobie niechcący, a jak wszyscy wiedzą – diabeł nie śpi, więc ją szarpie.
A ja gotowa, ja z halabardą, hej droga wolna, hej Leonardo!
Halabarda – broń drzewcowa złożona z siekiery, grota i haka, o długości 2,5 m; używana przez piechotę w XIV i XV wieku, straż miejską i pałacową. Nie dziwota zatem, że droga wolna! Ale czy na Słońcu rzeczywiście jest potrzebne aż takie zabezpieczenie? Leonardo – weź jej coś powiedz…
Panie w koronie, Panie z liczydłem, nie chcę być mrówką – ja chcę być szczygłem,
Pan w koronie jest jak najbardziej zrozumiały. Ale po co mu liczydło? Może liczy na to, że ta wariatka wreszcie się opamięta… Teraz postanowiła zostać szczygłem, czyli małym ptakiem z rodziny łuszczaków. Mniejszym od wróbla. Jednak większym od mrówki, którą zdecydowanie nie chce być. Dziewczyna wie, czego chce, nie wie chyba tylko PO CO…
a moja sława, droga i muzyka do brązowego życia pomyka.
Sławę zawdzięcza wszystkim harcerzom, którzy przy ognisku powtarzają przebieg jej bezsensownej wędrówki… Lecz jednak jeśli jej droga pomyka, to coś z ta drogą jest nie tak. Albo koleżanka coś ma z oczami. Albo miękkie nogi. Należy się zastanowić, czym jest „brązowe życie”. Otóż, Moi Mili, brązowe życie to nic innego jak życie z megaopalenizną, jakiej można się nabawić na tym jej wymarzonym Słońcu!
Przyszłam z bylekąd, ale co z tego, zmierzam daleko, hej, hej kolego!
Nikt się nie spodziewał, żeby mogła przyjść z innego miejsca… Ale czemu tak je określa? Wstydzi się? Początek jej wędrówki jest owiany tak gęstą mgłą tajemnicy, że aż… nie będziemy się w to zagłębiać. Dziewczyna pokazuje tu, że jest ambitna. Zmierza daleko. Nie każdy jest się w stanie na to zdobyć. Nikt jednak nie uznałby jej takiego zadania w próbie na stopień – mało to mierzalne… Podmiot Liryczny jest tak enigmatyczny, że równie dobrze nasza wariatka mogłaby przyjść z daleka i zmierzać do nikąd…
Odłóżmy sprawy, kochany synku, na jakieś dziesięć miejsc po przecinku…
Nie ma to jak rodzina. Kochany synku, nie mam teraz czasu na bzdury, więc bardzo cię proszę, odłóżmy wszystko na później, nie teraz, zejdź mi z oczu. Sprawy są odkładane na dziesięć miejsc po przecinku, więc zaczną być aktualne dopiero jak pomnożymy je przez miliardy. Nie martw się synku, już niedługo…
Mam nadzieję, że teraz wszystko jest jasne. A przede wszystkim jasne powinno być to, że ta piosenka jest bez sensu. Współczuję ci, Leonardo. Dziękuję za uwagę.