Artykuł bardzo polityczny
W obliczu wydarzeń społeczno-politycznych ostatnich miesięcy chyba przyszedł czas na to aby przyjrzeć się wpływowi jakie wywarły one na wizerunek harcerstwa w kraju – czego jak czego, ale szumu wokół harcerzy od kwietnia było najwięcej od czasów Powstania Warszawskiego. Niezmiernie trudno jest jednoznacznie określić, czy my bardziej, lub mniej świadomie wciągnięci do centrum wydarzeń, zyskaliśmy czy straciliśmy.
Chciałabym się skupić na tym co mogło zaszkodzić naszemu wizerunkowi. Wystarczy pobuszować w Internecie, by znaleźć skrajnie różne opinie internautów na temat „harcerskiego krzyża” sprzed Pałacu Prezydenckiego i samych harcerzy. Toudman pod wypowiedzią jednego instruktorów ZHP pisze: ”Ja dla harcerzy mam jedną radę – nudzi się wam gówniarze?? To idźcie pomagać powodzianom… to się Polsce na pewno bardziej przyda niż stawianie krzyży i politykowanie. Zresztą i tak większość tego „harcerstwa” to po prostu młodzi zindoktrynowani przez PiS i kościół politrucy…”. Inny internauta pod tą samą wypowiedzą podaje: „Po prostu dziwię się, że standardy w harcerstwie są już tylko w formie szczątkowej i ograniczają się do noszenia munduru. Tymczasem najważniejsze mają być podobno wartości skautingu. Cóż, w Polsce wszystko ulega degeneracji, także słuszne idee. A mieszanie się do polityki uważam za sprzeczne z ideałami harcerstwa. Została tylko fasada”. Wypowiedź dotyczyła umowy Kościoła, Kancelarii Prezydenckiej i harcerzy w sprawie przeniesienia krzyża spod Pałacu Prezydenckiego do Kościoła św. Anny.
Krzyż postawiony tuż po tragedii pod Smoleńskiem większości Polakom nie kojarzy się niestety dobrze. Jest traktowany jako źródło wielkiego konfliktu – wojny polsko- polskiej, ziarno niezgody, element kampanii samorządowej, czy wreszcie jako „substytut pomnika”, którego nie będzie i być nie powinno przed Pałacem Namiestnikowskim. Najbardziej martwiący w tym wszystkim jest fakt nagminnego używania eufemizmu „krzyż harcerski” – przecież my znamy inny krzyż harcerski, nasz szary noszony na mundurze. Harcerze są tu wyraźnie stroną w konflikcie. Stroną, z którą zawiera się umowy (sic!), na które potem powołują się media i opinia publiczna.
Sam fakt postawienia krzyża pod Pałacem nie budzi wątpliwości. Ludzie pogrążeni w żałobie narodowej i wspólnej modlitwie chcieli być jak najbliżej zmarłej pary prezydenckiej. Jednak zastanawia mnie to co działo się później. Dlaczego krzyż nie zniknął wraz z żałobą narodową? Dlaczego stał się zarzewiem konfliktu narodowego, którego nie pojmowali zagraniczni obserwatorzy sceny politycznej w Polsce? Dlaczego „krzyż” i obrońcy krzyża- fanatyczny elektorat jednej z prawicowych partii opozycyjnych- stali się obiektem kpin i pośmiewiska? Jaką rolę mieli do spełnienia w tym wrzącym kotle harcerze?
Kościół od początków historii państwa polskiego, istniał, istnieje i będzie istnieć w polityce. Harcerze jako członkowie organizacji apolitycznej powinni trzymać się z daleka od podobnych gier partyjnych. Być może sam krzyż w tym wszystkim był jedynie pretekstem do oszczerstw, oskarżeń i toczenia brudnej polityki. I nieważne jest kto go ustawił… z krzyżem czy bez krzyża wydarzenia potoczyłyby się podobnie.
Wojna wokół krzyża w przeciętnym Polaku budzi odrazę, słysząc w TV o „krzyżu harcerskim” szybko zmienia kanał na jakąś żałosną telenowelę. Cała ta sprawa nie ma, i mieć nie będzie dobrego finału. Nie przyniesie splendoru harcerstwu. Będziemy kojarzeni z dziwną walką, w którą powtarzam zostaliśmy trochę wciągnięci mimowolnie.
Na nasze szczęście życie polityczne toczy się bardzo szybko, media gonią za kolejną sensacją, być może wydarzy się coś co przysłoni kwestię krzyża i obecności w niej harcerzy.
Mimo różnych ocen wydarzeń ostatnich miesięcy należy spokornieć i czekać na wyrok historii.