Polacy nie gęsi

Archiwum / 19.12.2010

Czwarty odcinek cyklu Rzeczpospolita Szlachetna z radami Mikołaja Reja dla człowieka poćciwego.

Mikołaja Reja poznajemy przez pryzmat stworzonego przez niego samego wizerunku „człowieka poćciwego”. Spokojnego ziemianina, rozmiłowanego w otaczającej go przestrzeni Ambrożego Korczboka Rożka. Rej, przeglądając się w „Źwierciadle”, uśmiecha się do szlachcica, który raczej „nie szukał po światu, co wżdy lepsze”, zdecydowanie woląc „swojski” urok sarmackiej ojczyzny – królestwa wolności. Z natury jest spokojny, choć sejmiku nie przepuści, poglądy ma wyraźne i skory jest do reform spod znaku „egzekucjonistów”. Ciekawią go „kalwińskie nowinki”, mocno rozprawia się z wyznającym doczesne uciechy plebanem, choć z drugiej strony z sentymentem spogląda ku Bogurodzicy i wtóruje Polikarpowi: „O, nędzni my, złodzieje świata dzisiejszego”. Nie zaniechał tego, co wiedzieć przystoi, acz z drugiej strony wie, że niekiedy o niektórych sprawach „rozumieć nie rozumu jego”.

Jest to obraz niezwykle miły, wręcz sielankowy, wprost z Szymona Szymonowica wyjęty i jakże daleki od goryczy, niemocy z neuroz mickiewiczowsko-wyspiańskich.

Takim to się nam maluje Mikołaj Rej swą składnią niepowtarzalnie dziewiczą „snadź snadnie wyprawioną” i językiem, który zdaje się w pełni pokazuje umiłowanie naszych przodków do dźwięków „jestliżeś cztąc iście ćchająco” niewymawialnych przez narody niesłowiańskie. Jest to obraz niezwykle miły, wręcz sielankowy, wprost z Szymona Szymonowica wyjęty i jakże daleki od goryczy, niemocy z neuroz mickiewiczowsko-wyspiańskich. I choć zdawać się może trochę mu daleko z Czarnolasów, Nagłowic czy innej Żurawicy do wielkiego świata, to po latach, Reja – bądź co bądź – następca, Witold Gombrowicz, powtórzy za ojcem polskiej literatury: „A ja szlachcic hreczkosiej panie, świętej, starej daty, wyciągam rękę i powiadam – z wolna! Nie tędy droga! Po diabła wam to! Dziś ‘polska letniość’ ma szanse i nie powinna się jej wstydzić”.

Poza tym, co warto przypomnieć, że człowiek poćciwy, szlachcic, obywatel Rzeczypospolitej – to przede wszystkim człowiek, który nie zna rozbiorów, podległości, upokarzającej schizofrenii godności niewolniczej. Nie nosi kompleksu, resentymentu, nikt go nie krzywdził. To człowiek bez stygmatów i śladów po kajdanach. Jest to taki dobry dziadek starosty lubuskiego Andrzeja Reja herbu Oksza, który po studiach nad Loarą, w Bawarii, holenderskim Leiden, a w końcu w Gdańsku, został dyplomatą, posłem do Anglii i Danii, którego portret namalował Rembrandt, nie wiedząc pewnie nawet, że uwiecznia dziedzica człowieka, który sam tak siebie opisał.

Bom ja prosty Polak, nigdzie nie jeżdżąc, tum się pasł na dziedzinie, jako w lesie zając. Z granicy polskiej mili, nigdziem nie wyjechał, lecz co wiedzieć przystoi, przeciem nie zaniechał.

A cóż nam dzisiaj ten „prosty Polak” mógłby powiedzieć w myśl, że „przystało dobre przykłady ku swym postępkom brać”?

Częstym, wręcz kluczowym motywem przenikającym polityczną refleksję Mikołaja Reja zarówno w „Krótkiej rozprawie między trzema osobami: Panem, Wóitem i Plebanem” jak i w „Spólnym narzekaniu wszej Korony naszej na porządną niedbałość naszą” jest dostrzeżenie pewnej specyficznej (niektórzy twierdzą, że typowo polskiej) przypadłości.

Wszytcy na ten nierząd narzekają,
Widzą, iż źle, cóż, gdy nic nie dbają

Oczywiście czasem aż same cisną się na usta słowa „Ach, niesotyż,
jakaż to ma załość/Patrząc na swych przełożonych słabość”, upomina nas jednak Rej, że na tej żałości poprzestawać nie wolno.

Stwierdza Rej, wcielając się w Rzeczpospolitą (zwyczajem rodzinnym powtórzył to później inny krewny poćciwego Mikołaja, Stanisław Orzechowski w swej „Oracji Rzeczypospolitej”). Trudno się z pisarzem nie zgodzić. Oczywiście czasem aż same cisną się na usta słowa „Ach, niesotyż, jakaż to ma załość/Patrząc na swych przełożonych słabość”, upomina nas jednak Rej, że na tej żałości poprzestawać nie wolno. Cóż nam po samym westchnieniu, nawet po łzie uronionej. Cóż ma powiedzieć Rzeczpospolita prócz zapytania, ot tak niby nieopacznie rzuconego do swych zatroskanych, acz biernych obywateli.

Znajdzie li też jeszcze gdzie człowieka,
Aby mię wżdy kto z łaską wspomionął,
Bacząc, że mój stan prawie utonął

Człowiek poćciwy, choć nie jest politykiem z zawodu, a może nawet i nie z powołania, wie, że winien Rzeczpospolitą łaską wspomóc. Mimo że woli potłumaczyć sobie „Psałterz dawidowy” czy urządzić na Wawelu małe jam session wraz ze swym zespołem i królewski dworem, które jeszcze długo wspominać będą kronikarze. O nie, żadne z dala od polityki. Cóż nam po narzekaniu.

A gdybychmy się wszyscy chcieli mocno tego ująć, a iżby nam on nieszlachetny a spróchniały pień, co go prywatą zowią, drogi nie zawalił, nie byłoby tak mocnego płotu, coby nam zagrodziło drogę do porządku a do dobrego koronnego.

„Polacy nie gęsi”, nie sroce spod ogona, nawet nie papugi, ba! Nie pawie!

Ach, gdybychmy tak. Wszak „Niechaj to narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają”. Zali wżdy mają, nie ma co. Pomińmy tu jednak nasze szeleszczące uroki deklinacji, a skupmy się na głębszym znaczeniu tego zdania, co je wszyscy niby znają. Wiadomo, że renesans i językowe nacjonalizmy, „ać” akurat my Polacy to już, mniej lub bardziej chętnie, od jakiegoś czasu „pobruszaliśmy” i „poczywaliśmy”, no to trzeba oddać Rejowi co jego. Wiadomo też, że ośmieliło to innych, że spopularyzowało rodzime pisarstwo i to nie tylko w kraju, bo też na czeski tłumaczono Reja, jeszcze za jego życia. Chodzi mi tu jednak o coś trochę innego. „Polacy nie gęsi”, nie sroce spod ogona, nawet nie papugi, ba! Nie pawie! Przypomina nam o tym sprzed wieków, w imieniu swoim i panów braci, człowiek poćciwy, hreczkosiej z Nagłowic. Nie chodzi tu, by się dawać narodom postronnym we znaki, raczej żeby dać się im poznać, a jeszcze wcześniej samemu „uznać się w jestestwie swoim”.

Ale skoro już wiemy i uznajemy, że z żadnym ptactwem, prócz koronowanego orła w godle, nic wspólnego nie mamy, to wypadałoby zapytać, jak wedle Mikołaja Reja przystoi żyć ludziom obdarowanym nieszczęsnym darem wolności, w świecie pełnym wyborów, pytań itp. Człowiek poćciwy odpowiada nieco po conradowsku.

Cnoty się dzierż, tać nigdy nie błądzi!

Zdanie to jest, jak na Reja, dość proste, nawet słowa brzmią dość dzisiejszo, strach powiedzieć, uniwersalnie. Taką radę daje nam prosty Polak sprzed wieków, dopełniając jeszcze, by „w tym się kochać, co czynić należy” i „nigdy z nieprawdą nie być w przymierzu”. Nie są to, mimo pozornej prostoty, porady łatwe. Trochę wychodzą poza taki ziemiański stereotyp, radosną sielankowość szlacheckiego dworku. Cóż, spod barwnego kontusza, tu i ówdzie migocze rycerska zbroja, która ze swej natury jest mało elastycznym, raczej sztywnym ubiorem, wymagającym od tego, kto ja
przywdziewa.

Czyń co słuszne, a nie folguj sobie,
Boć się hojniej to nagrodzi tobie.

Jakoś nie sposób czytać dzieła ojca naszej literatury bez rozrzewnienia.

Och, Ty Reju, Reju, poćciwy człowiecze. Jakoś nie sposób czytać dzieła ojca naszej literatury bez rozrzewnienia. Nawet jeśli to nie są może jakieś twory przyćmiewające swym blaskiem Szekspirów i Alighierich, to jest w nich coś z tej „swojej dziedziny, gdzie się pasiemy jako zając w lesie.” A jednocześnie tak mądrze pokazują „którędy droga”, natchniewają takim szczerym patriotyzmem „prostego Polaka” z XVI wieku.

Byli ludzie, którze prawdę znali,
Ci mię zawsze miłą matką zwali.

Mówi w imieniu Rzeczypospolitej Mikołaj Rej – kończąc rymem z kolejną, chyba najważniejszą, obywatelską radą.

Bo snadź każdy może temu sprostać:
Co złe ganić, a przy dobrym zostać.