O tych, którzy żyli prawem wilka

Archiwum / 17.03.2011

Marzec niesie ze sobą wiele bardziej lub mniej poważnych wydarzeń. W tym roku po raz pierwszy rozpocznie się on od Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Wiedza o tych niezłomnych rycerzach Polski Walczącej wciąż jest mało powszechna.

Choć od roku 1989 coraz więcej mówi się o „tych, którzy żyli prawem wilka”, to ich historia jest dla nas jednak czymś nie do końca znanym. Teraz, gdy pamięć o nich została „potwierdzona” statusem Święta Narodowego, powinno się to zmienić. I czegoś powinno nas to nauczyć.

USTAWA

z dnia 3 lutego 2011 r.

o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”

W hołdzie „Żołnierzom Wyklętym” – bohaterom antykomunistycznego podziemia, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienie dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku, jak i w inny sposób, przeciwstawili się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu – stanowi się, co następuje:

Art. 1. Dzień 1 marca ustanawia się Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Art. 2. Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” jest świętem państwowym.

Art. 3. Ustawa wchodzi w życie z dniem ogłoszenia.

 

„Łupaszka”

Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. My chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały Naród, a ludzi takich mamy, którzy i słowa głośno nie mogą powiedzieć, bo UB wraz z kliką oficerów sowieckich czuwa. Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości.

My jesteśmy z miast i wiosek polskich.

Te słowa Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, oficera kawalerii Wojska Polskiego i dowódcy Armii Krajowej z okresu II wojny światowej oraz okresu powojennego, nieco przybliżają specyfikę „Żołnierzy Wyklętych”. Polacy, którzy podczas II wojny światowej znaleźli się w kleszczach dwóch totalitaryzmów: hitlerowskiej Rzeszy i stalinowskiej ZSRR, a po zakończeniu działań wojennych – w rzeczywistości, której nie mogli zaakceptować. Ponadto władza PRL traktowała ich jak wrogów: propagowano hasła o kolaboracji AK z hitlerowcami oraz o destrukcyjnym charakterze działań Państwa Podziemnego. Przede wszystkim zaś prowadzono wobec nich zorganizowaną akcję służb bezpieczeństwa, mającą na celu schwytanie i uśmiercenie polskich partyzantów. „Żołnierze Wyklęci” zdecydowali się na niezłożenie broni i opór. Mimo słynnego rozkazu gen. bryg. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka” z 19 stycznia 1945 roku o rozwiązaniu AK dla wielu z nich walka się nie skończyła. Jak przyjmują historycy, intensywna walka między „Żołnierzami Wyklętymi” a PRL trwała jeszcze długo po śmierci Stalina – bo aż do roku 1963.

Ostatni Partyzant

Próby oporu przed pogłębiającą się sowietyzacją kraju prowadziły do krwawych starć ze służbami bezpieczeństwa PRL. Wykonano wiele egzekucji, niekiedy bez wyroku sądu. Prześladowania partyzantów miały na celu zniszczenie wrogów powstającego komunistycznego systemu politycznego. „Żołnierze Wyklęci” nie akceptowali nowego ładu, za co płacili niekiedy najwyższą cenę. Coraz lepiej znana jest historia gen. Augusta Emila Fieldorfa „Nila”, dowódcy Kedywu AK i organizacji NIE. Jego los podzieliło wielu innych.

Ostatnim niezłomnym był Józef Frańczak „Lalek”. Jak podają źródła, był on ostatnim poległym w boju żołnierzem Polski Walczącej. W wyniku akcji ZOMO w październiku 1963 roku został zastrzelony.

Obecnie nadaje się im pośmiertne odznaczenia, stawia pomniki, sądy anulują wyroki sprzed 1989 skazujące ich na karę śmierci.

Ważne jest też to, co obecnie dzieje się z pamięcią o „Żołnierzach Wyklętych”. Od roku 1989 trwa akcja rehabilitacji polskich partyzantów. Mimo że nikt nie przywróci im życia, to jednak jest to bardzo istotne przedsięwzięcie. Żołnierze Wyklęci – bohaterowie II wojny światowej, którzy po tzw. wyzwoleniu w 1945 roku podjęli samotną walkę z nowym okupantem, zapomniani lub celowo wymazywani z historii jako faszyści, zaplute karły reakcji, bandyci z lasu, zdrajcy. Obecnie nadaje się im pośmiertne odznaczenia, stawia pomniki, sądy anulują wyroki sprzed 1989 skazujące ich na karę śmierci.

Warto wspomnieć o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, żołnierzu AK, który dobrowolnie dał się uwięzić w obozie Auschwitz-Birkenau, by tam organizować ruch oporu i pisać raporty o Holokauście, dzięki którym cały świat dowiedział się o zbrodniach nazistów. Po powrocie do kraju został skazany na karę śmierci i stracony w 1948 roku. W 1990 roku rozpoczęła się rewizja procesu skazującego go na karę śmierci. W 2006 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył Pileckiego Orderem Orła Białego. Wreszcie „Żołnierzom Wyklętym” oddawana jest cześć i pamięć, której byli pozbawieni przez blisko pół wieku. Ustanowienie Dnia Pamięci o „Żołnierzach Wyklętych” jest kolejnym etapem tego procesu. Wybór daty na 1 marca nie jest przypadkowy. W 1951 roku tego dnia w więzieniu na Mokotowie został zamordowany Łukasz Ciepliński, przywódca IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.

„Inka”

Potrzebne jest zwątpienie (refleksja) w sens gotowości na śmierć za Ojczyznę, aby tę gotowość zrozumieć.

Historie „Żołnierzy Wyklętych” są zawsze przepełnione osobistym dramatem i heroizmem. Stanowią bohaterskie świadectwo patriotyzmu i miłości do Ojczyzny młodych ludzi, którzy swe życie poświęcili dla idei ratowania Polski. Pokolenie „Żołnierzy Wyklętych” to w większości ludzie urodzeni mniej więcej w latach 20., czyli już w Niepodległej Polsce. Zostali wychowani w okresie II RP. Ówczesny model wychowania i w ogóle archetyp „ludzi przedwojennych” bywa niekiedy gloryfikowany i idealizowany, jednak dzięki analizie przykładów „Żołnierzy Wyklętych” da się zaobserwować pewne wspólne czynniki składające się na ich osobowości i zachowania.

Przykładem może tu być historia Danuty Siedzikównej „Inki”, sanitariuszki Wileńskiej Brygady AK, doświadczonej tragedią wojny i śmierci rodziców. W wieku niespełna 18 lat „Inka” mimo tortur odmówiła złożenia zeznań obciążających AK, za co została poddana karze śmierci. Co warte podkreślenia, nawet w ramach „stalinowskiego legalizmu” przypadek zamordowania niepełnoletniej „Inki” był niezgodny z obowiązującym prawem.

Bezsensowne? Kolejna krwawa ofiara złożona przez Polaków w imię… No właśnie, w imię czego? Po co? Zazwyczaj zadawanie takich pytań spotyka się z ostrą krytyką, niemal oskarżeniem o herezję. I chyba jest tak, że właśnie unikanie takich pytań, a tym bardziej uchylanie się od odpowiedzi na nie, rodzi pewne niezrozumienie. O ile bardzo łatwo zrozumieć historię „Żołnierzy Wyklętych”, choćby poczytać w Internecie o Armii Krajowej, Narodowych Siłach Zbrojnych, Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość, nauczyć się pewnych schematów historycznych – o tyle znacznie trudniej jest wniknąć w przyczyny zachowań tych młodych ludzi. Jak w ogóle można pojąć taką postawę? Postawę gotowości na śmierć za „abstrakcyjne” pojęcia: wolność, niepodległość, państwo czy w końcu – prawdę. Obserwujemy wyłącznie kolejną statystykę ofiar wojny i reżimu stalinowskiego. Gdy nie szukamy przyczyn, tracimy z pola widzenia perspektywę, która w tym przypadku jest najistotniejsza. Brak dyskusji o tym u unikanie pytań z pozoru oczywistych paradoksalnie zamazuje prawdziwy obraz „Żołnierzy Wyklętych”. Potrzebne jest zwątpienie (refleksja) w sens gotowości na śmierć za Ojczyznę, aby tę gotowość zrozumieć. Nie można tego jakoś teoretycznie wydedukować, nauczyć się. To trzeba trochę głębiej poczuć, dotknąć tego, uchwycić osobisty dramat i rozczarowanie nastolatków walczących za swój kraj.

Ci młodzi ludzie nie wybierali samobójstwa, lecz walkę. Istniało coś, co nie pozwoliło im tak po prostu się „dostosować”. To nawet nie jest miłość do Ojczyzny. Kochanie Ojczyzny to coś bardzo abstrakcyjnego: to kategoria opisująca naraz wiele aspektów i dziedzin, które na Ojczyznę się składają. „Żołnierze Wyklęci” nie mogli zachować się inaczej. To, co przeżyli – wojna, śmierć rodzin i przyjaciół, cierpienie, strach – obligowało ich do tego, żeby pozostać wiernym sobie i tym, którzy już odeszli. Byli w stanie ponieść najwyższą ofiarę – bo inaczej żyć nie mogli. Woleli umrzeć, jeśli nie mogli żyć w zgodzie z własnym sumieniem. Sumienie dyktowało tym niezłomnym rycerzom Polski Walczącej życie w prawdzie, honorze, obowiązku, wierności zasadom. Życie pozbawione tych ideałów nie miało sensu. Poddanie się nowej rzeczywistości oznaczało śmierć dla sumienia i duszy.