Postmodernistyczny desant
Harcerstwo, jak dumnie podkreślamy, istnieje już ponad sto lat. Od powstania oparte jest na tych samych fundamentach. Nasuwa się nieubłagane pytanie, czy naprawdę nic się przez ten czas nie zmieniło? Otóż nie, witajcie w postmodernizmie.
Ciężko zaprzeczyć faktom, ale od dłuższego czasu żyjemy w postmodernizmie i tak po prostu jest. Już widzę, jak niektórym z Was występuje piana na usta i powoli zaczyna kapać na podłogę, ale cóż z tego, tak jest i nie ma co się z tym specjalnie spierać. Nastał czas uczuć i pogardliwego patrzenia na naukę i zasady. Niemniej dla mnie najważniejsza jest inna kategoria powiązana z dzisiejszymi czasami, otóż płynność i nie ma ona zasadniczo nic wspólnego z Heraklitowym stwierdzeniem, że wszystko płynie. To jest zupełnie inna płynność, która wielu może nie pasować, ale nie ulega żadnej wątpliwości, że ona istnieje i nie jestem w stanie sobie wyobrazić nic, co by mogło sprawić, że zniknie.
Czym zatem jest rzeczona płynność? Co powoduje, że jest taka ważna w dzisiejszych czasach? Płynność, a może rozmycie. Myślę, że można użyć wielu słów na określanie tego zjawiska, jednak najważniejsze jest jego zrozumienie. Owa płynność powoduje, że nie ma rzeczy stałych, nie ma uniwersalnych prawd nauki, wreszcie można założyć, że nie ma kodeksów etycznych, ani żadnych oczywistych wartości.
Skoro nic nie ma, to co jest w takim razie? Zasadniczo jest płynna nowoczesność i anachroniczne struktury pewnych organizacji. Instytucje, które dryfują w wodzie niczym porwane przez powódź domy, które mimo że płyną, są jeszcze całe. Jednak okna są już wybite i przez nie powoli i nieubłaganie wlewa się woda. Pozostaje zewnętrzna forma, w środku jednak jest tak samo jak na zewnątrz, panuje płynność.
Nie chcę poddawać rozważaniom instytucji, które mimo że nie powstały w XIX wieku, to rodowodem do niego sięgają. Jednak warto się zastanowić nad językiem i słowem, zwłaszcza że sami postmoderniści odwołują się do kategorii gier językowych, które współcześnie mają miejsce.
Przyjęło się, że harcerz pewnych rzeczy nie robi, a przynajmniej nie powinien ich robić. Czy jest to wynik tradycji, normatywnych ustaleń, czy pewnych samoistnie wykształconych instytucji, jest w tej chwili nieważne. Kluczowe jest to, że pokutuje takie przeświadczenie. Być może mylne w kontekście płynnej nowoczesności, która nas otacza.
Harcerz nie może zakląć w chwili zdenerwowania, nie może posługiwać się przekleństwami, jako środkiem stylistycznym w swoich dziełach, nie powinien śpiewać wulgarnych piosenek, a właściwie nawet ich słuchać, żeby przypadkiem nie skaził swoich czystych, harcerskich uszu. Czy zastanawialiście się kiedyś, jak śmiesznie to brzmi?
Tak, po prostu śmiesznie, ponieważ przekleństwa i słowa uważane za niestosowne są częścią życia społecznego, są czymś naturalnym. Warto skierować swój wzrok na wybitnych artystów czy wykształconych profesorów i dziennikarzy. Wulgaryzmy są rzeczą jak najbardziej naturalną. Pełnią bardzo ważną rolę w języku, a mianowicie pozwalają szybko i skutecznie zareagować w określonych sytuacjach. Rozładowują napięcie, wreszcie ułatwiają komunikację i odnoszenie sukcesu w kontaktach z pewnymi grupami społecznymi.
Oczywiście można się z tym nie zgadzać. Harcerz nie może przeklinać i już. Szczerze mówiąc, takie zdanie mógłby wypowiedzieć tylko osobnik wysoce niedouczony, który bynajmniej nie jest na bieżąco ze zmianami w ZHP i być może zatrzymał się na etapie PRL-u, bo to był ustrój, w którym świat miał dwa odcienie. Z całym szacunkiem, nawet odrzucając postmodernizm, już tak nie jest. Zwłaszcza, że na etapie harcerstwa starszego podkreśla się, że zasady obowiązujące w ZHP mogą, a nawet powinny być poddawane dyskusji, że nie mogą być bezkrytycznie przyjmowane do wiadomości. W końcu harcerze nie mają być fanatykami jakiejś chorej ideologii. Mają być ludźmi przygotowanymi do życia w społeczeństwie. Jednak z zastrzeżeniem, że potrafią na nie krytycznie spojrzeć.
Wracając jednak do przeklinania, jako głównego problemu, warto zauważyć, że prawo harcerskie stanowi, iż harcerz jest czysty w mowie. Nasuwa się pytanie, czy to jest tożsame z nieprzeklinaniem? Moim zdaniem nie. Po prostu nie, a dlaczego? A dlatego, że czystość w mowie nie jest wartością uniwersalną. Nie można jej odnieść do wzorca, który istnieje gdzieś na świecie. Zwłaszcza że język jest procesem społecznie tworzonym. Bez przerwy do słownika dołączane są nowe słowa, inne wychodzą z użycia. Tak samo jest z przekleństwami, są grupy, które na pewno ich nie używają, ale na pewno są też takie, w których są to zwyczajne słowa. Pytanie, która z tych grup jest normalniejsza? Otóż zasadniczo żadna. Stąd wniosek, że wszystko zależy od kontekstu, dlatego harcerz nie będzie przeklinał na zlotach, ale czy wchodząc w inną grupę, ma być osobą poddaną alienacji? Czy o to chodzi w metodzie harcerskiej?