Wszystko jest osiągalne
Problemem wielu architektów jest spostrzeżenie, że po latach, dom przez nich zaprojektowany jest uciążliwy. Na starość potykają się o schody i wąskie drzwi. Jeżeli tworzymy rozwiązania pod kątem osoby niepełnosprawnej, to tak naprawdę, robimy to dla siebie.
Poseł Sławomir Piechota o sile współpracy, cierpliwości oraz dostrzeganiu rzeczy oczywistych.
Co jest Pana największą życiową pasją?
– Droga do sejmu jest długa i moim zdaniem nie składa się ze spektakularnych sukcesów, tylko raczej z codziennej, cierpliwej, wieloletniej, wytrwalej pracy. Moją żyłką było działanie społeczne- w grupie- z innymi. Po to, aby świat stał się lepszy, przyjaźniejszy. Zaczęło się to w czasach studenckich, kiedy kierowałem Studenckim Klubem Międzyuczelnianym we Wrocławiu, wspieranym przez Kolegium Rektorów Uczelni Wrocławskich. Miał być dla studentów niepełnosprawnych, ale był bardzo szeroko otwarty- na wszystkich i na tych pełnosprawnych i na osoby spoza środowiska akademickiego.
Czy przez to, że jest sam jest pan osobą niepełnosprawną, czuje pan imperatyw zajmowania się sprawami takich ludzi?
– Nie myślę ze nie, to jest coś naturalnego. Gdybym nie był niepełnosprawny, to tez byłbym aktywny. Mój ojciec był przez lata takim społecznikiem – pasjonatem, nauczycielem i dyrektorem wiejskich szkół w powiecie Brzezińskim, pod Łodzią, patrząc na te jego różne działania: wakacyjne akcje, poza godzinami pracy, to było oczywiste. Wzięło się z dostrzegania, że nie można być neutralnym na to wszystko, co się dzieje wokół. Myślę dzisiaj, jako polityk i poseł, że ci którzy, są obojętni i bezczynni- odbierają sobie prawo do krytykowania rzeczywistości. Albo sami spróbują coś naprawiać- albo nie maja prawa krytykować, tych którzy, coś robią, bo łatwo być kibicem. Siedzieć na trybunach i mówić o, tamten, gdyby rozegrał tę piłkę, to byłaby bramka. Dopiero, gdy jest się samemu na boisku i trzeba krok, po kroku przeprowadzać zmiany zauważa się, że to jest bardzo trudne. Ale, także – bardzo dużo można osiągnąć- pod warunkiem- że jest się w tym cierpliwym i wytrwałym. To jest właśnie moja główna: pasja społeczna i zawodowa zarazem. Mam tez inne przyjemności; lubię podróżować i poznawać świat, miejsca, ludzi – bezpośrednio – nie tylko z opowiadań i książek. Chociaż droga do tego podróżowania, zwłaszcza w mojej sytuacji, była dość długa i trudna. Wiele przeczytałem książek Arkadego Fiedlera czy Cętkiewiczów, zanim sam ruszyłem poza dom.
Doświadczenie niepełnosprawności może być w jakiś sposób otwierające?
– Niesie to za sobą bardzo dużo pozytywnych czynników. Myślę, ze jeśli ktoś zaakceptuje tę niepełnosprawność, to szybko zaczyna zauważać, jak zmienia się patrzenie na świat. Dostrzega rzeczy, które dla wielu innych uchodzą za oczywiste, a bez których nie można żyć. Przyjaźń, miłość. Kiedy ma się własne ograniczenia można funkcjonować – tylko wtedy, gdy znajdzie się wśród przyjaciół, czy spotka ludzi którzy chcą z nim żyć – ja mam rodzinę. Jutro po raz czwarty ruszam na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, po raz trzeci ją organizuje. Tak jak w czasach studenckich- organizowałem obozy na mazurach. Oczywiście, że nie dałbym rady tam pojechać sam. Gdybym nie miał bliskich- moje marzenie byłoby iluzoryczne. Kiedy ma się przyjaciół i rozumie się jak wielką są wartością – można pokonać wszelkie bariery.
Niektóre kobiety nie lubią całowania w rękę – mimo że gest uznawany jest powszechnie za serdeczny i kurtuazyjny. Czy jest jakiś gest, rzecz jaka drażni pana, osoby niepełnosprawne mimo, że mogłaby wydawać się z pozornie nieznacząca?
– Ludzie często rwą się z pomocą, nie pytając, czy człowiek niepełnosprawny, naprawdę jej potrzebuje. Nie lubię, gdy próbują mnie popchnąć, to bardzo irytujące. Podstawowa zasada pomocy mówi – najpierw spytaj. – Czy pomóc? Jeśli tak. To: -W jaki sposób? Takie sytuacje przydarzają się nawet w sejmie, czasem dochodzi do nieprzyjemnych scysji. Mam wtedy takie poczucie, że powinienem rozumieć, że to wynika z dobrej woli. Tylko robią coś- co jest nie do zaakceptowania- bo zachowują się w sposób nachalny, który mnie irytuje. Przejawem takiej nonszalancji jest także poklepywanie po plecach, pogłaskiwanie: „o jaki ty biedny jesteś.”
Jakby Pan zdefiniował pojęcia normalności i niepełnosprawności?
– To właśnie jest pewien schemat; normalni i niepełnosprawni. Chciałoby się zapytać; proszę pokazać człowieka, który w życiu nie był kiedyś niepełnosprawny. Każdy ma jakieś zalety i wyjątkowe umiejętności, tak jak każdy ma słabości. Jedni lepiej słyszą inni lepiej widzą, biegają, ktoś umie grać na instrumentach, a ktoś nie. Ktoś zna matematykę, inny jej nienawidzi. Ktoś lepiej chodzi, pozostali gorzej. O naszych fizycznych ograniczeniach najlepiej świadczy starość. Każdy z wiekiem; coraz słabiej chodzi, widzi, coraz gorzej słyszy. Aż po śmierć, która jest kresem naszej sprawności. I to definitywnym, bez niuansów i kompromisów. Niepełnosprawny był każdy i dlatego, jeśli potrafimy to rozumieć i dostrzegać, to tworzymy świat przyjazny dla wszystkich. Problemem wielu architektów jest spostrzeżenie, że po latach, dom przez nich zaprojektowany jest coraz bardziej uciążliwy. Gdy są młodzi i go projektują, nie liczą się z tym, że będzie trzeba dźwigać wózek z dziećmi, albo wielkie bagaże. Na starość potykają się o schody, wąskie drzwi i maleńkie łazienki. Jeżeli tworzymy rozwiązania pod kątem osoby niepełnosprawnej, to tak naprawdę, robimy to dla siebie.
Czego najbardziej potrzebują niepełnosprawni, młodzi ludzie?
– Sejm rozpoczyna właśnie ratyfikację konwencji o prawach osób niepełnosprawnych. W niej, są bardzo jasno określone standardy wsparcia: dla dzieci z niepełnosprawnością i dla rodzin z takimi dziećmi. One przede wszystkim potrzebują normalności, żeby nie były izolowane od rówieśników, żeby nie zamykać im dostępu do szkoły, którą chciałyby wybrać, nie próbować im narzucać czym chciałyby się zajmować – na przykład malowaniem, a nie grą w koszykówkę. Szkoły powinny być otwarte, bo tam dzieciaki spędzają najwięcej czasu, zawiązują pierwsze przyjaźnie, a wśród rówieśników mogą rozwijać swoje talenty. Ta konwencja będzie również taką gwarancją, że w Polsce wszędzie, nie tylko w Warszawie, Poznaniu czy w gminach gdzie, są mądrzy i otwarci ludzie- ale wszędzie – będą zapewniane takie same warunki.
W jaki sposób sektor pozarządowy może angażować się w pracę z ludźmi niepełnosprawnymi?
– I tu jest wielka rola harcerzy, aby nie zawieszać Nieprzetartego Szlaku w książkach z historią, tylko wciągnąć się i realizować jego misję. Każdy powinien działać tak, jak mu to najbardziej się podoba, czyli w różnych formach. Są wyjazdy i obozy, żaglówki. We Wrocławiu fantastyczną robotę wykonuje Fundacja „Hobbit”, która na obozy żeglarskie zabiera dzieciaki z ciężką niepełnosprawnością. Te żaglówki, pierwszy raz z nimi na pokładzie, bywają specjalnie wywracane, żeby pokazać, co się może zdarzyć i jak się do tego przygotować. Jak przeprowadzać akcje ratowniczą. To świetnie dowodzi, że wszystko jest dla wszystkich osiągalne. Jedni zajmują się zajęciami stałymi- klubami- muzycznymi, sportowymi – świetlicami. We Wrocławiu fantastycznie działa Klub Kibiców Niepełnosprawnych przy Śląsku Wrocław. Ludzie powinni udzielać się tam, gdzie jest ich prawdziwa pasja. Nie tam gdzie zostali przykazani- z góry, władza publiczna i samorządowa powinna wspierać tych, którym się chce coś robić, i to robią. Harcerzy zwłaszcza.
Sławomir Piechota – prawnik i polityk, poseł na Sejm V, VI i VII kadencji. Laureat różnych nagród i wyróżnień za działania na rzecz osób niepełnosprawnych i dyskryminowanych. W 2003 jako pierwszy otrzymał tytuł „Człowieka bez barier” w plebiscycie TVP i Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji. Przewodniczący Komisji Polityki Społecznej i Rodziny.
Rozmawiał Łukasz Dziewięcki. Współpraca: Magdalena Grześkowiak i Wojciech Pietrzczyk.