Harcerz on-line
Internet – nieodłączna część naszego życia. Zasady kindersztuby oraz harcerskie ideały siłą rzeczy przenoszą się do wirtualnej rzeczywistości. Bywa, że wzorowy harcerz w realu ma się nijak do jego internetowego odbicia.
Nie łudźmy się – nie możemy się obyć bez dostępu do sieci. Dawniej harcerze biwakowali w puszczańskich warunkach, bez komputerów i telefonów (tak, tak, gadanie starej babci), dziś na takie mówi się „hardkorowe”. Coraz częściej wyczynem nie staje się, np. nauka kilkudziesięciu typów ognisk, lecz przetrwanie dnia bez logowania na Facebooka. A żaden harcerski wyjazd nie jest w pełni wartościowy, jeśli po jego zakończeniu nie opublikujemy serii zdjęć.
Harcerstwo prawdopodobnie nie obroniłoby się w tych niewdzięcznych czasach, gdyby nie istniało w sieci.
Jesteśmy uzależnieni od sieci. Kiedyś były siatki alarmowe, potem telefony, dziś mamy grupy mailingowe i facebookowe. Kładziemy nacisk na promocję i wizerunek (czasem nawet bardziej niż na „jakieś tam” wartości), więc zakładamy strony internetowe, blogi czy fanpejdże. Oczywiście wszystko jest dla ludzi. Harcerstwo prawdopodobnie nie obroniłoby się w tych niewdzięcznych czasach, gdyby nie istniało w sieci. Społeczeństwo tego od nas wymaga. Dlatego też techniki typu nauka szyfrów czy wyznaczanie kierunków świata odchodzi do lamusa i często są traktowane jako anachronizm.
Jesteśmy harcerzami on-line i to jest fakt.
Dobra, koniec żalów, czasy się szybko nie zmienią. Jesteśmy harcerzami on-line i to jest fakt. Na zbiórkach uczymy o braterstwie, szacunku, tolerancji, uczciwości i wielu innych wartościach (ups, znowu to niemodne słowo!). Podczas tych kilkugodzinnych spotkań, obozów i biwaków jesteśmy wspaniałomyślni, dobroduszni i uczynni. Rozumiemy, że należy przeprosić kolegę za obgadywanie, a staruszce ustąpić miejsca w autobusie. I jeszcze wiele rozumiemy. Dopóki nie wejdziemy w złowieszczy świat „internetów”.
A tam się dzieje wszystko. Tam już nie trzeba się starać, wszak jest to wirtualny świat. Mamy zatem hejty, czyli krytykę, która niczemu nie służy i do niczego nie prowadzi. Mamy wielogodzinną aktywność (niekiedy nadaktywność) na portalach społecznościowych. Kto by tam myślał o pracy, nauce czy gimnastyce na świeżym powietrzu! Mamy również zdjęcia z kieliszkiem wina, kuflem piwa czy butelką wódki. Czasem tuż obok tych „mundurowych”. Mamy przekleństwa, również te, które pozostawili nasi znajomi. Przecież to takie klawe, a głupio jest usunąć. Pozwoliliśmy sobie nawet na dopuszczenie do naszego harcerskiego słownika przysłówka „zajebiście”. To takie urocze, a to nie jest przekleństwo, gdzież tam. Nasz radosny patriotyzm przestaje być radosny, gdy trzeba się trochę wysilić, stosując poprawną polszczyznę. A językoznawcy jak jeden mąż i żona (niech się feministki nie burzą) uznają owy przysłówek za przekleństwo. Poza tym mamy setki innych grzeszków, włącznie z lajkowaniem stron zawierających nieodpowiednie wyrazy.
To się nazywa wolność, tak? Może w takim razie czas zająć się przestrzenią internetową i pokazywać, jak należy się w niej obracać. A to dotyczy szczególnie instruktorów, bo ci, jako osoby najczęściej korzystające z internetu, często stawiają ZHP w niekorzystnym świetle.
Obserwują nas wszyscy – członkowie organizacji, przyjaciele, pracodawcy, współpracownicy, rodzice.
Jest jeszcze inna kwestia – tego, jak kreujemy się w sieci. Obserwują nas wszyscy – członkowie organizacji, przyjaciele, pracodawcy, współpracownicy, rodzice. Warto zadbać o profesjonalizm również w tej sferze. Regularnie prowadzona strona internetowa czy fanpejdż, estetyczne zdjęcia oraz notatki pozbawione błędów ortograficznych mogą stać się przepustką do sukcesu. A wtedy nikt nie będzie nas miał za infantylnych ludzi z lasu.
Czasy mamy – niestety – takie, że coraz częściej jesteśmy on-line niż on-real. Naturalnie, że wobec tego nasze życie przenosi się do przestrzeni internetowej. A ta jest bezlitosna, gdyż nasze poczynania mogą obserwować wszyscy, nie tylko rodzina i przyjaciele. Zachęcam do refleksji nad swoim zachowaniem w wirtualnej rzeczywistości. Chcąc nie chcąc, jest ona istotnym elementem naszego życia i obowiązują w niej te same zasady, które wpajamy naszym podopiecznym na zbiórkach.
Agnieszka Bąder - wielofunkcyjna osoba o różnych pasjach. Wierzy w sprawiedliwość i inne naiwne zjawiska. Raduje się, pisząc.