(Nie)boska tragikomedia
„Gdyby skauting miał istnieć bez Boga, lepiej aby go wcale nie było” − to zdanie gen. Badena-Powella przytaczają jako koronny argument zwolennicy obecności Boga w Prawie i Przyrzeczeniu Harcerskim.
Przeciwnicy powyższej teorii skupiają natomiast swoją uwagę na zmianach, jakie zachodzą w społeczeństwie, między innymi na niemałej liczbie ateistów i agnostyków, których, ich zdaniem, nie powinniśmy pozbawiać możliwości wstąpienia w szeregi harcerzy. Dyskusja na temat miejsca Boga w harcerskim systemie wychowawczym jest z jednej strony naszą „prywatną”, harcerską odsłoną sporów społecznych, a z drugiej punktem wyjścia do zadania istotnych dla całego Związku pytań. I być może udzielenia konkretnych odpowiedzi.
Przypomnijmy − w pierwotnej wersji Prawa Skautowego wzmianki o Bogu nie było.
Przypomnijmy − w pierwotnej wersji Prawa Skautowego wzmianki o Bogu nie było. Nie znaczyło to, że Bóg był w skautingu nieobecny. Czy oznacza to jednak, że chrześcijański system wartości był wówczas w skautingu nieobecny? Bynajmniej. Obecność określonego słowa nie implikuje jeszcze głębokiego przywiązania do określonego systemu wartości, tak jak analogicznie jego brak nie oznacza, że Związek miałby być duchowo uboższy. Można by rzec, że spór o pojęcie przysłania nam to, nad czym naprawdę powinniśmy się w chwili obecnej zastanowić, a mianowicie − kogo właściwie chcemy wychować.
Wiadomym jest (a przynajmniej być powinno), że słowo „Bóg” w Przyrzeczeniu Harcerskim nie musi oznaczać Boga chrześcijańskiego ani nawet jakiegokolwiek Boga osobowego. Według obowiązującego komentarza autorstwa Mirowskiego, Bóg może oznaczać system wartości, zbiór wszystkiego co dobre i piękne. Zwracają na to uwagę osoby odpowiedzialne za wychowanie duchowe i religijne w konkretnych jednostkach (przypomnijmy − duchowość to słowo o szerszym zakresie niż religijność). Co więcej, ten sam komentarz mówi wyraźnie, że członkiem ZHP może być również ateista, oraz mniej wyraźnie formułuje pewien warunek − „o ile wyruszy na poszukiwanie Kogoś, w Kogo nie wierzy”.
O ile słowa Mirowskiego brzmią bardzo górnolotnie i elegancko, o tyle zdają się nie mieć racji bytu, jeśli uzmysłowimy sobie, czym tak naprawdę jest ateizm.
W tym miejscu rodzi się dysonans. O ile słowa Mirowskiego brzmią bardzo górnolotnie i elegancko, o tyle zdają się nie mieć racji bytu, jeśli uzmysłowimy sobie, czym tak naprawdę jest ateizm. Każda osoba, nawet niemająca zbyt rozległej wiedzy na temat filozofii, wie, że ateista to ktoś, kto wierzy, że Boga nie ma. Nie ktoś, kto poszukuje. Nie ktoś, kto nie wie, w co wierzy. On ma swoją wiarę i nie dąży do jej zmiany. Czy taka osoba może być członkiem naszej organizacji?
Nie oszukujmy się − jeśli zadeklarowany ateista przyrzeka pełnienie służby Bogu, to jest to swego rodzaju farsa. Są dwie możliwości interpretacji takiego zjawiska. Obie nie napawają optymizmem, jeśli ma się na względzie jakość funkcjonowania naszego Związku. Pierwsza − dziecko (lub osoba w wieku pokwitania) nie podchodzi poważnie do słów Przyrzeczenia, z winy drużynowego nie jest do niego odpowiednio przygotowana, więc nie do końca rozumie, co przyrzeka. Druga − młody człowiek pyta, jak ma złożyć Przyrzeczenie, skoro jeden element jest sprzeczny z jego przekonaniami. Słyszy wówczas odpowiedź, że ów „Bóg” to nie do końca Bóg, tylko coś innego… Co wówczas osiągamy? Uczymy młodego człowieka relatywizmu oraz tego, że słowa (nawet w ZHP, który ma uczyć postępowania „po rycersku”) znaczą coś innego, niż powinny, że nie trzeba brać za nie odpowiedzialności. Czy tego właśnie chcemy?
Jeśli jednak chcemy, aby ateiści mogli być członkami ZHP, musimy dać im możliwość składania Przyrzeczenia z pominięciem słowa „Bóg” lub zastąpić je innym.
Oczywiście trafny jest argument mówiący o tym, że przecież nikt nikogo nie zmusza do przynależności do ZHP, a tym samym wypowiadania roty Przyrzeczenia. Zgoda. Jesteśmy jednak niekonsekwentni. Jeśli chcemy, aby rota Przyrzeczenia, Prawo Zucha itd. zawierały słowo „Bóg”, powiedzmy jasno, że nasza organizacja nie przyjmuje ateistów. Będzie to rozwiązanie radykalne, ale nie bezzasadne. Jeśli jednak chcemy, aby ateiści mogli być członkami ZHP, musimy dać im możliwość składania Przyrzeczenia z pominięciem słowa „Bóg” lub zastąpić je innym. Możemy również sformułować rotę Przyrzeczenia, która nie będzie zawierała słowa „Bóg”, a osoby wierzące mogłyby dodawać na koniec formułę znaną nam z zaprzysiężeń osób pełniących funkcje publiczne „Tak mi dopomóż Bóg”.
Osobiście uważam, że powinniśmy być otwarci również dla ateistów. Harcerz niewierzący w Boga może być przecież bardzo zaangażowany we własny rozwój duchowy oraz głęboko wierzyć w wartości uniwersalne. Warto pamiętać, że w preambule Konstytucji RP (autorstwa Mazowieckiego, który prywatnie był praktykującym katolikiem) mowa jest o ludziach wierzących w Boga oraz o tych, którzy budują swój system wartości w oparciu o inne źródła. Być może w ten sposób należałoby sformułować fragment Statutu ZHP, w którym jest mowa o tym, kto może do Związku przynależeć?
Nie da się zapewne uniknąć głosów o „ateizacji” czy „opuszczaniu poprzeczki”… Powiedzmy jednak jasno − rdzeń naszej organizacji ma pozostać bez zmian. Nie możemy „pozbyć się” przywiązania do chrześcijańskich wartości. A wcielać w życie wartości chrześcijańskie może również ateista. Pomyślmy − czy partie chadeckie w całej Europie tracą na tym, że działają w nich zadeklarowani ateiści i agnostycy? Pozbądźmy się pokusy działania tak, by „wilk był syty i owca cała”. Nie bójmy się podejmować trudnych decyzji. Pamiętajmy o tym, że sama Biblia nakazuje mówić „tak-tak, nie-nie”. Obecna sytuacja w naszym Związku jest, niestety, jakby zaprzeczeniem takiej postawy.
Musimy również wyznać pewną swoją „winę” − wielu instruktorów zaniedbuje rozwój duchowy i religijny swoich harcerzy.
Musimy również wyznać pewną swoją „winę”− wielu instruktorów zaniedbuje rozwój duchowy i religijny swoich harcerzy. To bardzo duży błąd, kładący się cieniem na całym harcerskim wychowaniu. Mamy przecież mnóstwo narzędzi, które mogą się okazać pomocne. Warto zachęcać naszych wierzących podopiecznych do udziału w mszach harcerskich, pielgrzymkach czy korzystania z „Modlitewnika harcerskiego” (nawet jeśli sami jesteśmy „na bakier” z religią). Odpowiadajmy na ich trudne pytania i nie zaniedbujmy rozwoju własnego w tych dziedzinach.
Organizatorzy konferencji instruktorskich, jakie odbyły lub odbędą się w trzech polskich miastach (w Krakowie, Warszawie i Gdańsku) zdają się rozumieć powagę problemu. W części spotkania przeznaczonego na pracę w grupach uczestnicy mogą wybrać jeden spośród kilku tematów do dyskusji. Jest wśród nich również temat dotyczący właśnie obecności Boga w Prawie i Przyrzeczeniu Harcerskim, który przyciąga, ku mojemu zdziwieniu, całkiem dużą liczbę młodych dyskutantów (przynajmniej podczas konferencji krakowskiej). Co więcej, mamy do czynienia z prawdziwym ogniem. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że ci młodzi ludzie, choć szczerze zaangażowani, nie zawsze potrafią sformułować trafne argumenty na popracie swojej tezy, a ich wypowiedzi są raczej emocjonalne, niż merytoryczne. Widocznym staje się, że musimy zainicjować dyskusję w namiestnictwach, hufcach i radach szczepów, w celu zapoznania z istotą sporu jak największą liczbę instruktorów.
Możliwości poprawy obecnej sytuacji jest wiele. Nie podejmujmy jednak decyzji pochopnie − będziemy odpowiedzialni za owoce wprowadzonych zmian. A następne pokolenia poznają nas (i zapewne ocenią nasze działania) właśnie po owocach.
Angelika Szelągowska - członek Zespołu Wychowania Duchowego i Religijnego Chorągwi Łódzkiej, drużynowa gromady zuchowej, wcześniej również drużyny harcerskiej. Studentka psychologii i dziennikarstwa UŁ, pasjonatka literatury, złego kina, „Tygodnika Powszechnego” oraz teologii.