Słowenia? To to obok Czech?
Jest niedoceniona, a co najsmutniejsze, nieustannie mylona ze Słowacją przez topograficznych żółtodziobów. Kiedy powiedziałam znajomej, że wybieram się na studia do Słowenii, usłyszałam pytanie: „Czemu tak blisko jedziesz? Przecież to tuż obok Czech”.
Może niektórych z Was zaskoczę, ale Słowenia wcale nie leży obok Czech. Sąsiaduje z Chorwacją, Włochami, Węgrami, Austrią i jest idealną bazą wypadową na podróże po Bałkanach. To mały kraj o powierzchni nieprzekraczającej 21 000 km2, czyli prawie 15 razy mniejszej od Polski! Cieszy się linią brzegową, którą spokojnie można przejechać rowerem w kilka godzin, a przy tym zwiedzić niesamowite nadmorskie miejscowości: Portorož, Izolę, Piran czy Koper.
Stolicą Słowenii jest Lublana, gdzie obecnie mieszkam. To największe miasto w tym kraju i ma powierzchnię podobną do Poznania, choć liczba ludności jest o połowę mniejsza od tej w stolicy Pyrlandii. Dzieli się na zaledwie pięć dzielnic, z których kluczowe znaczenie dla turystyki i życia codziennego mają wyłącznie dwie (Trnovo i Krakovo) i oczywiście centrum.
Mimo że przechadzając się uliczkami miasta można odnieść wrażenie, że to jedna wielka mikstura stworzona z odrobiny Włoch, Austrii i nawet Polski, to jednak Ljubljana (bo taka jest oryginalna nazwa) ma swój jedyny, niepowtarzalny urok, który uzależnia i…nie pozwala wrócić do ojczyzny.
Na obrzeżach miasta nie sposób nie zauważyć jugosłowiańskich pozostałości, samo centrum naprawdę zachwyca. Wśród ważnych punktów na mapie znajdują się plac Prešerena, Potrójny Most czy Most Dragona, gdzie każdego dnia rytm krokom nadają panowie grający na akordeonach, ubrani w tradycyjne, starodawne stroje. Wystarczy kupić gałkę lodów, usiąść przy pomniku i czerpać energię z tego pięknego miasta.
Prawdziwą wizytówką jest jednak Wzgórze Zamkowe, z którego rozciąga się widok na całe miasto. Stoi na nim zachwycający zamek z początku XVI wieku, który przyciąga nie tylko rzesze turystów, ale i samych mieszkańców każdego dnia.
Lublana oferuje przytulne knajpki, kawiarenki nad rzeką Lublanicą i piękne parki wśród zabudowań, co sprawia, że w tym mieście łatwo się zakochać. Centrum rozrywkowe i restauracyjne rozciąga się wzdłuż rzeki, oferując poszukującym dobrego smaku lokalne przysmaki i kuchnie z całego świata. Szeregi stolików przy spokojnie płynącej Lublanicy zapraszają każdego dnia na łyk dobrej kawy czy lody z prawdziwego zdarzenia.
Co ciekawe, w Lublanie komunikacja miejska ogranicza się do autobusów, które wcale nie żałują kieszeni studenta. Bilet miesięczny to kwota rzędu 20 euro, więc większość rezygnuje z niego na rzecz rowerów miejskich CityBike. Zakup karty i roczny abonament to raptem 5 euro, a każda pierwsza godzina jazdy jest za darmo. Po 60 minutach wystarczy odłożyć rower w jednej w kilkunastu stacji w mieście, odczekać 2 minuty i ruszyć dalej. Nie oszukujmy się jednak, w godzinę można przejechać to miasto wzdłuż i wszerz, trzeba się więc bardzo starać, żeby przekroczyć czas darmowej przejażdżki.
Ciekawym rozwiązaniem, z którym jak dotychczas spotkałam się tylko w Słowenii, są bony na jedzenie dla studentów. Ten całkowicie elektroniczny system nie tylko zaskakuje, ale i zapełnia żołądek nawet największego głodomora za niewielkie pieniądze. Wystarczy zakupić kartę SIM z numerem w lokalnej telefonii komórkowej, zarejestrować się przez internet i w kilka sekund na naszym wirtualnym koncie pojawia się taka liczba bonów, ile dni roboczych przypada na dany miesiąc. Wybieramy z listy restaurację czy bar, który bierze udział w programie, a tam zazwyczaj czeka na nas specjalne studenckie menu składające się z zupy, głównego dania, sałaki lub owocu oraz napoju. Dzwonimy na numer 1808 i przykładamy telefon do czytnika przypominającego terminal. W tym miejscu rząd słoweński dorzuca studentowi do posiłku 2,63 euro, a resztę dopłaca on sam. Może się jednak zdarzyć, że po odliczeniu prezentu od państwa nie trzeba dopłacać ani centa!
Zwiedziłam już kilka zakątków świata, ale dopiero Lublana ma w sobie coś, co nie pozwala mi wrócić do domu. Uzależnia klimatem, ciepłem i ludźmi, których tu poznałam. Dostarcza energii i optymizmu, dzięki czemu żyje się tutaj naprawdę szczęśliwie. To niedoceniona perełka Europy, która czeka na wszystkich niedowiarków, by udowodnić im, ile ma do zaoferowania.
Magdalena Stępniak - studentka prawa i filmoznawstwa, a zawodowo copywriter. Podróżniczka i łowca przygód, wolontariusz weteran. Zadanie na najbliższe lata: zwiedzić 100 państw świata.