Bob, no co ty?
Bob Dylan, a właściwie to Robert Zimmerman, otrzymał w zeszłym miesiącu Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury za „stworzenie nowej poetyckiej ekspresji, która wpisała się w wielką tradycję amerykańskiej pieśni”.
Literacka Nagroda Nobla przyznawana przez Akademię Szwedzką to na pewno najbardziej znana i prawdopodobnie najbardziej prestiżowa jaką może otrzymać człowiek podczas swojej ziemskiej wędrówki (oczywiście w dziedzinie literatury). Kiedy okazało się, że w tym roku otrzymał ją amerykański muzyk, pieśniarz, bard (określeń można znaleźć cały worek) – Bob Dylan w internecie zahuczało. Głównie z zachwytu, chociaż pojawiały się także głosy zupełnie odmienne. Warto pamiętać, że ta sama nagroda powędrowała kiedyś do pani Szymborskiej oraz do pana Reymonta (jeśli ktoś ma ochotę na stworzenie tekstu porównującego „Chłopów” i twórczość Dylana to jesteśmy otwarci). W każdym razie o nagrodzie dla Dylana było bardzo głośno. I tutaj zaczyna się robić ciekawie, bo samo skontaktowanie się z Dylanem zajęło pracownikom Akademii Szwedzkiej ponad dwa tygodnie, a nadal trudno powiedzieć czy sam (nie)zainteresowany nagrodę odbierze.
W swojej karierze zdarzało mu się już to robić, bo do tej pory jego twórczość była nagradzana Grammy, Oscarem, Nagrodą Pulitzera Narodowy Medalem Sztuki, a w 2012 Prezydenckim Medalem Wolności od prezydenta Obamy. Jeśli ktoś jest bardziej zainteresowany życiorysem artysty i tym, co on sam mówi na swój temat zachęcam do zakupu „Kronik” wydanych przez Wydawnictwo Czarne.
Boba Dylana podziwiam za wiele rzeczy. Pierwszą i dla mnie najważniejszą jest jego udział w Marszu na Waszyngton w 1963, gdzie wystąpił w tym samym miejscu, w którym przemawiał Martin Luther King Jr. Tym samym stał się częścią najważniejszej demonstracji wolności i sprawiedliwości w historii narodu Amerykańskiego.
Drugim powodem mojego podziwu jest jego pasja – od początku wiedział jak wykorzystać swój talent. Był w moim wieku (22 lata), kiedy występował z piosenką „Blowing in the wind”. Tą samą, której tłumaczenie śpiewałem na ocenę na lekcji muzyki w podstawówce. Mnie to rusza, tym bardziej, że z piosenką powinien się utożsamiać każdy harcerz. Dlaczego? No proszę was, posłuchajcie lub poszperajcie i znajdźcie tłumaczenie.
Jeszcze jedna piosenka, którą moim zdaniem powinni wziąć sobie do serca harcerze jest poniższy utwór. Kto jak kto, ale my musimy widzieć świat, to jak się zmienia, jego potrzeby i co najważniejsze – na nie odpowiadać, wychodzić w świat (czyli działać!).
Dla odmiany proponuję przyjemniejszy głos – Tracy Chapman!
Trzeci powód? Koledzy. Bob Dylan jest przede wszystkim muzykiem. To znaczy – tak jest postrzegany, w zasadzie mimo jego woli, gdyż sam o sobie powiedział: „Myślę o sobie przede wszystkim jako o poecie, dopiero później muzyku. Żyłem jak poeta i umrę jak poeta”. Jednak kolegował się bardziej z muzykami. I to jakimi! Do waszej dyspozycji pozostawiam zespół Traveling Wilburys (Dylan, George Harrison, Roy Orbison, Jeff Lynne). Jako muzycy sesyjni grali z nimi Gary Moore, Ray Cooper albo Ian Wallece. No. Pograne.
Oprócz wspomnianej supergrupy Dylan był zaangażowany w niezliczone współpracę z największymi ikonami muzyki rozrywkowej (w tym z moim ulubionym Markiem Knopflerem). Była to naturalna kolej rzeczy, że zaśpiewał z Michaelem Jacksonem w „We are the world”.
Dylanem inspirowały się najpopularniejsze grupy świata. Mam nadzieję, że wiedzieliście, że arcydzieło, jakim jest „Knockin on Heaven’s Door” jest jego, a nie Claptona, ani Gunsów. I tak, „Harcerskie Ideały” są na melodię oryginału Dylana, nie inaczej.
Powód czwarty to oryginalność. Był pierwszy i łamał pewne schematy. Z perspektywy czasu możemy wskazać wielu artystów, których styl przypomina Dylana. Jednak zawsze okazuje się, że jest on niepowtarzalny. Tym bardziej imponujący jest fakt, że folkowy pieśniarz przebił się gdzieś między The Beatles, Elvisem Presleyem i The Rolling Stones. Z tą swoją gitarką i skrzeczącym głosem. Ach, i nie jest też tak, że on nie miał swoich inspiracji – trzeba wspomnieć tu nazwisko Woody’ego Guthrie, który prawdopodobnie był jednym z powodów, dla których Dylan odszedł od Rock’n Rolla i zainteresował się folkiem.
Po piąte, z muzyką i tekstami Dylana można się utożsamiać. Tak zrobiło całe pokolenie Amerykanów, których poglądy i upór doprowadziły do zmian społecznych w latach 60 w USA. Nie był to oczywiście najważniejszy aspekt tych zjawisk, jednak muzyka zawsze miała znaczenie w takich sytuacjach (od zawsze – pieśni, hymny, peany). Dla tych, którzy mają co do tego wątpliwości polecam film „Wag the dog” (nawet jak nie macie to polecam, jest super).
Mówiąc „folk” trzeba także pamiętać, że polski folk różni się znacznie od amerykańskiego. Nie nawiązuje on, jak w Polsce, do kultury ludowej, stanowi raczej odrębną dziedzinę, która powstawała jeszcze w XX wieku. Dlatego też Dylan i jego twórczość bez problemu wpisuje się w tradycję młodego narodu Amerykańskiego.
Czy Nobel z literatury był zasłużony? Niestety nie odpowiem wam z literackiego punktu widzenia, nie znam się na tym. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że Dylan na pewno stworzył coś nowego, wpisał się w tradycję swojego narodu, poruszał uniwersalne i ważne dla ludzkości tematy, stał się inspiracją i ikoną oraz prawdopodobnie zawarł pakt z diabłem, który dał mu talent. Szczerze przyznam także, że jego teksty miały większy wpływ na moje życie niż teksty Sienkiewicza czy Reymonta. Chyba nie odniosę się do tego, czy „Teksty Dylana, choć odwołują się niekiedy do kanonu literatury powszechnej (poezja Rimbauda, Coleridge’a, Roberta Browninga, powieść „Moby Dick” Melville’a) i zdarza im się wykorzystywać wzniosły język świętych ksiąg albo metaforykę surrealistyczną, nader często wykraczają poza jakikolwiek szablon.” (Mirosław Pęczak, „Polityka”). Cieszę się, że nagrodę dostał artysta, którego twórczość trafia do szerokiego grona, że ludzie mogli poczuć się, jakby ich ulubiony klub piłkarski wygrał właśnie Ligę Mistrzów i że mają potwierdzenie, że ich gust to jednak jest trafiony.
Czy Dylan odbierze Nobla? Chyba tak, ale nie wiadomo, jeszcze zobaczy. Jak będzie miał czas to pewnie mu się uda. Kilka rzeczy mu już się udało w życiu.
Maciej Pietrzczyk - podharcmistrz, instruktor Chorągwi Kieleckiej. Student studiów magisterskich w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Szef działu „Na Tropie Kultury”.