Odpuść
ZHP wychowuje młodego człowieka, wspiera go we wszechstronnym rozwoju i kształtuje charakter poprzez stawianie wyzwań. Brzmi znajomo, prawda? To właśnie dzięki temu jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Niestety czasami zaciera się pewna granica między odpowiedzialnością a działaniem za wszelką cenę.
Franek – 21 lat, głowa pełna marzeń. Z wiarą podchodzi do wszystkiego, co robi. Ostatnio miał małe potknięcie (link do pierwszego Franka), ale z sukcesem zamknął z podopiecznym próbę przewodnikowską (link do drugiego Franka), co umocniło jego wiarę w organizację i własne możliwości jako instruktora. Dzisiaj ze spokojem patrzy na swoją listę rzeczy, które jeszcze chciałby zrobić w organizacji.
Najpierw jest zadanie
Kalendarz Franka od listopada do grudnia pęka w szwach
Koniec roku jest zawsze dla Franka trudny. Sporo się dzieje – zarówno w życiu prywatnym, zawodowym, jak i harcerskim. To właśnie od listopada do grudnia jego kalendarz pęka w szwach, a on sam próbuje być fair play wobec wszystkich – również siebie. Dobre planowanie staje się szansą na przetrwanie tego trudnego okresu.
Komendant szczepu, w którym działa Franek widzi w nim swojego następcę. W zasadzie dlaczego nie? Ma on odpowiednie kompetencje, by z powodzeniem poprowadzić szczep. Cieszy się sympatią wśród kadry szczepu, jest wsparciem dla komendanta i drużynowych. Z tą myślą komendant poprosił, by Franek przygotował wigilię szczepu. Dla jednych jest to wyzwanie, dla innych nie. Nie nam oceniać. Patrząc na skrupulatnie wypełniony kalendarz, Franek wahał się, czy ma w ogóle jeszcze lukę, by podjąć się przygotowania jakiegokolwiek wydarzenia. Jak to u niego bywa, zapaliła się znana lampka challange acepted.
Później plan
Plan nie zakładał wszystkiego
Franek do wszystkich zadań podchodzi z rozmachem. Gromada zuchowa miała się zająć jasełkami, drużyna harcerska prezentami dla członków szczepu, drużyna starszoharcerska zadba o jedzenie, a drużyna wędrownicza miała zrobić zakupy oraz zaprosić wszystkich byłych członków szczepu. W głowie Franka był to plan idealny – przygotowania robiły się prawie same. Plan (prawie) doskonały nie zakładał wszystkiego, a na pewno nie tego, że zawiedzie czynnik ludzki.
No bo wiecie… Najpierw podejmujesz decyzję, że coś zrobisz, a później sobie przypominasz o poprawianiu ocen, o akcji zarobkowej, o tym, że obiecałeś pomóc mamie przy sprzątaniu. No i najgorsze z najgorszych! Nikomu nie powiesz, że jednak tego nie zrobisz – tak, aby miał szansę znalezienia kogoś na Twoje miejsce – bo pies zjadł ci telefon, zepsuł ci się komputer, nie rozmawiasz z pozostałymi członkami drużyny czy szczepu, a co gorsza zepsuł się internet i nie masz Facebooka. No, biednemu wiatr w oczy.
I tak, kiedy Franek dowiedział się o zjedzonych telefonach, prawdziwej pladze odciętych kabli od internetów (zwłaszcza w dobie sieci WiFi), wiedział jedno: albo on albo nikt, a na wyciąganie konsekwencji przyjdzie czas. Zadzwonił do wszystkich z kadry szczepu, którzy nie są drużynowymi. Na szczęście niektórym ocalały telefony i tak powstał sztab kryzysowy ratujmy szczepowe święta.
Franek wziął na siebie napisanie scenariusza do jasełek i próby z gromadą. Kolega z kadry, zrobił zakupy, prezentami zajęła się zastępczyni komendanta szczepu. Jak się okazało, bez piętnastu prób i scenografii rodem z bajek Disney’a, jasełka były prawdziwym hitem. Bo komu jak komu, ale zuchom niedociągnięcia się wybacza. Prezenty z masy solnej były tymi, które są najpiękniejsze i o, jakie urocze, a na jedzenie i tak nikt nie patrzył, bo była to dla niektórych druga wigilia tego dnia. Wieczór minął bardzo sympatycznie, byli członkowie szczepu poklepali obecną kadrę po ramieniu, mówiąc dobra robota i wszyscy rozeszli się do domów. A na środku z miotłą stoi on, Franek.
A na końcu refleksja…
W jego pomyśle miało być perfekcyjnie. Tego nauczyło go harcerstwo
Stojąc z miotłą, na środku sali Franek przypomniał sobie nieprzespane noce, podczas których pisał scenariusze, dzielił zadania i zarządzał tym małym projektem. Przypomniał sobie, ile razy w pracy i w domu był nerwowy z tego powodu, co miało swoje odzwierciedlenie w stosunku do współpracowników i domowników. W jego pierwotnym pomyśle miało być perfekcyjnie. Tego nauczyło go harcerstwo. Odpowiedzialnego podejścia do wszystkiego, co robi. Tego, że wszelkie niedociągnięcia zostaną zauważone i że mamy być organizacją profesjonalną, bo wychowujemy młodych ludzi i ciągle stawiamy sobie wyzwania. I patrząc z boku – tak było. Rodzice zuchów i harcerzy wychodzili mówiąc, że są pod wrażeniem organizacji, że miło spędzili czas. Członkowie szczepu byli szczerzy, spontanicznie, w trakcie wigilii zorganizowali karaoke kolęd, które wyglądało jak przemyślany i zaplanowany punkt programu. I w zasadzie wszyscy byli zadowoleni, Franek też.
Tego wieczoru Franek uświadomił sobie, że musi się nauczyć odpuszczać. I nie chodzi tutaj o robienie rzeczy niedokładnie, nieporządnie i nie z rozmachem. Chodzi o to, że musi nauczyć się robienia projektu na 100%, a nie dawania z siebie za wszelką cenę 110%, tak jak początkowo planował. To znacząca różnica, by zachować balans między własnymi chęciami i oczekiwaniami, a możliwościami danego projektu.
Ile razy miałeś moralniaka, bo nie wyszło tak, jakbyś tego chciał, choć wszyscy byli zadowoleni i docenili to, co zrobiłeś? Dla Franka ten dzień był punktem zwrotnym w życiu instruktorskim. Doskonale zapamięta dzień, w którym sobie samemu odpuścił. Odpuścił gonitwę za realizacją wielkich wizji w małych projektach, które zwyczajnie tego nie wymagają. I wiecie co? Całkiem dobrze się z tym czuje. I nie wolno tego mylić z brakiem odpowiedzialności czy bylejakością. Chodzi o odpowiedzialność i rozsądne mierzenie sił na zamiary.
Monika Kubacka - absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Warszawskiego. Kiedyś zastępowa, drużynowa, komendantka szczepu, a w latach 2014-2016 rzecznik prasowy ZHP. Obecnie całkiem dumna kierowniczka Wydziału Komunikacji i Promocji GK ZHP.