Energia wzajemnie oddawana
W te wakacje zagrali już między innymi na Pol’and’rocku i Openerze. Wczoraj uświetnili pierwszy wieczór Wędrowniczej Watry. Rozmawialiśmy z Kwiatem Jabłoni.
Ich piosenki na dobre zagościły już w harcerskich śpiewnikach, było więc tak jak wszyscy się spodziewali. Mimo wielu kilometrów w nogach, po dopiero co zakończonych wędrówkach, do ostatniego brzmienia publiczność tańczyła i śpiewała razem z nimi. Czuć było wzajemną dobrą energię, a o harcerskiej sympatii do zespołu świadczy długa kolejka, jaka ustawiła się do wspólnych zdjęć i wymienieniu paru słów po koncercie.
My też spotkaliśmy się na chwilę z Kwiatem Jabłoni. W swojej polowej garderobie opowiedzieli nam o tym, jakie są ich muzyczne plany na przyszłość, co ich inspiruje i skąd wzięła się nazwa zespołu.
Jak Wam się dziś grało dla harcerzy na Watrze?
Jacek Sienkiewicz: Super nam się grało, była energia, której się nie spodziewaliśmy. W którymś momencie było nawet pogo. Na prawdę strasznie fajnie.
Kasia Sienkiewicz: To nasz pierwszy występ w lesie, wyjątkowo przyjemnie się grało. Wiemy też, że wśród harcerzy mamy wyjątkową liczbę fanów, więc bardzo się cieszyliśmy, bo wiedzieliśmy, że odbiór będzie dobry, że wszyscy będą znali piosenki. Super energia wzajemnie sobie oddawana.
JS: Fajnie się gra dla ludzi, gdy oni też tworzą jakąś całość, są w stanie się ze sobą zgrywać. Świetne przeżycie.
No właśnie, czy poza dzisiejszym dniem mieliście kiedyś z harcerstwem coś wspólnego?
JS: Nasza młodsza siostra była zuchem!
KS: My nigdy ani zuchami, ani harcerzami nie byliśmy, ale jako dzieci przez kilka lat jeździliśmy razem z naszą rodziną na obozy dla rodzin wielodzietnych. To były obozy organizowane przez, rodziców, którzy kiedyś byli harcerzami, a wtedy mieli już swoje rodziny.Odbywało się tam bardzo dużo typowo harcerskich zajęć, były podchody, co noc ognisko. Dobrze to wspominamy.
JS: Tak, to było zupełnie wspaniałe.
Teraz bardziej muzycznie. Dużo się wydarzyło przez miniony rok u Was, wydaliście płytę, zagraliście duże koncerty na Pol’and’rocku i Openerze. Co dalej planujecie, co jeszcze Wam się marzy?
Możemy zdradzić, że zimą chcielibyśmy zrobić kilka koncertów świątecznych
JS: W poniedziałek ogłaszamy naszą jesienną trasę. Będziemy jeździć po miastach, w których jeszcze nie byliśmy, chcemy poodwiedzać mniejsze miejsca. A potem, już możemy zdradzić, że zimą chcielibyśmy zrobić kilka koncertów świątecznych, zimowych, w rozszerzonym, akustycznym składzie. Dojdzie jeszcze na przykład kontrabas, klarnet, skrzypce.
Która z rzeczy, które się w minionym roku wydarzyły była dla Was najbardziej przełomowa, była największym punktem zwrotnym?
JS: Jest w sumie parę takich momentów.
KS: Ten najświeższy przełomowy moment to był występ na Pol’and’rock festiwal.To było niecały miesiąc temu. Występ był dla nas emocjonalnie przełomowym przeżyciem. Nigdy nie graliśmy dla tak ogromnej publiczności. Można się było spodziewać, że festiwalowa publiczność będzie niejednolita, często tak jest, a oni wszyscy mieli w sobie taką samą energię i to było zupełnie wyjątkowe. Było to dla nas przełomowe też z tego względu, że ogromna nowa grupa ludzi nas poznała. Nasza płyta znowu trafiła do TOP10 sprzedaży w Empiku, mamy więcej wyświetleń na Youtubie i to też jest zaskakujące. Ale tak naprawdę to nie jest w ogóle dla nas najistotniejsze, tylko to jak emocjonalnie to przeżyliśmy.
JS: My w ogóle pierwszy raz byliśmy na Pol’and’rock, więc byliśmy cały czas w szoku, ten festiwal tak świetnie działa.
KS: Ale dla mnie to było też przełomowe o tyle, że teraz, po występie dla 100 000 osób, nie stresuję się żadnymi występami.
JS: Jeszcze jeden przełomowy moment, o którym warto wspomnieć, to wydanie płyty. Wcześniej zagraliśmy sporo koncertów, jednak publiczność znała nas tylko z 2-3 utworów na Youtube. Dopiero po wydaniu Niemożliwego poczuliśmy, że udało się nam w pełni muzycznie przedstawić.
Bardzo dużo różnych festiwali zobaczyliśmy w tym roku i jesteśmy zachwyceni.
Czytałam wywiad sprzed roku, w którym mówiłeś, że, podobnie jak z Pol’and’rockiem, nigdy wcześniej nie byłeś na Openerze, ale bardzo byś chciał. No i rok później to się wydarzyło.
JS: Opener to było takie preludium do tego co się wydarzyło na Woodstocku. To też była duża publiczność, ale trochę inny klimat. Bardzo dużo różnych festiwali zobaczyliśmy w tym roku i jesteśmy zachwyceni.
Sami piszecie teksty, sami komponujecie. Skąd czerpiecie inspiracje?
KS: Mnie inspiruje polska poezja i silne przeżycia. Nie miałam chyba nigdy tak, żeby czegoś silnie nie przeżywać i napisać nagle piosenkę. Kiedy się czuję dobrze albo neutralnie, to nie piszę tekstów.
JS: Ja mam podobnie. Muszą być jakieś silne emocje. Inspiracją dla mnie jest głównie filozofia, czyli mój pierwszy kierunek. Wszystkie moje teksty zahaczają o filozofię, ale ludzie i wydarzenia między ludzkie są największą inspiracją.
Pierwszy kierunek, to znaczy?
JS: Studiuję filozofię na Uniwersytecie Warszawskim i kompozycję na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.
Byłam na Waszym ostatnim koncercie w Poznaniu. Na końcu wyjaśnialiście skąd pochodzi poetycko brzmiąca nazwa Kwiat Jabłoni. Historia, która za nią stoi jest trochę zaskakująca.
Nasza nazwa wcale nie pochodzi od sympatycznej jabłonki
JS: No i czar za chwilę pryśnie…
KS: Nasza nazwa wcale nie pochodzi od sympatycznej jabłonki. Pochodzi od piosenki punkowej opowiadającej o jabolu, który nazywał się Kwiat Jabłoni i był sprzedawany w PRL-u. Nie tylko ta piosenka jest o nim, także piosenka zespołu Zielone Żabki, której tytułu niestety nie pamiętam, też jest o tym trunku. Ale wracając – to nazwa bardzo taniego wina jabłkowego.
JS: Słuchaliśmy tego utworu w dzieciństwie jak byliśmy bardzo, bardzo mali, bo rodzice nam go puszczali. Na tyle mocno ten utwór kojarzy nam się ze wspólnym dzieciństwem, że postanowiliśmy jego tytuł wykorzystać jako nazwę zespołu.
Maria Korcz - drużynowa 93 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej, studentka ekonomii, w Na Tropie szefowa działu Na Tropie Środowisk.