360 na okrągło!

Archiwum / Dariusz Urbanowicz / 26.02.2009

Śnieg spłynął kilka dni przed startem, pozostawiając w lasach lód, co znacznie utrudniło poruszanie się na trasie. Zawodnicy żartowali, że najdłuższy etap Zimowego Rajdu 360 Stopni to etap… łyżwiarski!

 

Ale po kolei. Już drugi raz Stowarzyszenie 360 Stopni wybrało Bytów na bazowe miejsce rajdu przygodowego. Przypomnijmy, że w lipcu 2008 odbył się tam Rajd Adventura. Dlaczego Bytów? Niech odpowie jeden z najlepszych nawigatorów tej dyscypliny w kraju: – W te okolicy przyjeżdżam w ciemno. Uwielbiam Kaszuby, tę rzeźbę terenu. Mam nadzieję, że rajd będzie wymagający nawigacyjnie – powiedział Remik Nowak. Jego team Speleo Salomon dotarł na metę długiej trasy (114 km) na drugim miejscu. Wygrała ekipa Entre.pl Team Cięta Riposta (przydomek „cięta riposta“ wynikł z chęci rewanżu po jednym z rajdów, kiedy Entre.pl musiał się wycofać) w składzie Szymon Ławecki, Paweł Janiak, Joanna Garlewicz i Marcin Zdziebło. Pokonanie 114 km zajęło im 11 godzin i 20 minunt. Speleo z Remikiem, Piotrami Hercogiem i Dymusem oraz debiutantką (ex-biathlonistką) Tiffany Tyrałą w bazie, gdzie usytuowano metę, zameldowało się 20 minut później. Co ciekawe na ostatni przepak, tuż przed drugim etapem biegu na orientację (pierwszy był dwa kilometry po starcie). Remik początkowo mówił o tym, że „mapa nie zagrała“. Dopiero jak wypoczął przyznał, iż przegapił jedną ścieżkę. To kosztowało jego załogę 20 minut i drugie miejsce.

Jeszcze mniejsza różnica na mecie podzieliła dwa pierwsze zespoły na krótszej trasie. To były decydujące dwie minuty, co po blisko siedmiu godzinach ścigania jest wręcz niesamowite. Triumfowali Mariusz Leśniowski i Zdzisław Formella (nazwa zespołu przewrotna: Nie rozumiem) z czasem 6:50. O wspomniane 120 sekund wyprzedzili Krzysztofa Łakomca i Jakuba Wolskiego z Onsight.pl. Zespół ten pierwotnie zgłoszony był na trasę długą. Dopiero w momencie rejestracji w biurze zawodów okazało się, że z powodu choroby żeńskiego elementu ekipy, musieli zmienić decyzję. Liczba startujących na długiej trasie to 5 zespołów. Wykruszyła się także Navigatoria i na włosku zawisł los startu Speleo, które zgłosiło się w składzie z dwoma dziewczynami. Ostatecznie Dorotę Kwiatkowską zastąpił Piotrek Hercog.

Na krótką trasę wyruszyły 23 zespoły, w tym trzykrotny olimpijczyk, mistrz świata i Europy w windsurfingu olimpijskim, Przemysław Miarczyński wraz z juniorem Kamilem Zwolakiem. To ich debiut w rajdach przygodowych. Zajęli dziesiąte miejsce, choć wydolnościowo przygotowani byli na zwycięstwo. Sami przyznali, że położyła ich nawigacja. Spory błąd na odcinku pieszym plus kilkanaście kilometrów więcej na rowerach zrobiło swoje. Sami oszacowali swoje straty na godzinę. Na mecie byli 40 minut po triumfatorach… – Cały czas pracujemy nad utrzymaniem odpowiedniej kondycji fizycznej, często jeździmy rowerem i sporo biegamy. Wysoka wydolność organizmu jest niezbędna do ścigania się w olimpijskiej klasie RS:X i głównie to pomogło nam ukończyć rajd. Największe problemy mieliśmy oczywiście z nawigacją. Mapy z punktami, na których musieliśmy się kolejno meldować, dostaliśmy przed samym startem, więc nie było czasu na zaplanowanie drogi. Na początek, krótki bieg na orientację. Jak „stare liski” pocięliśmy za najlepszymi ludźmi (rozpoznanie konkurencji pomógł nam zrobić Darek Urbanowicz, który nas do tego startu namówił) i na pierwszy dłuższy odcinek rowerowy (20km) ruszyliśmy na bardzo dobrej pozycji. Po drugim punkcie pomiarowym, jak ludzie się już trochę rozjechali, zaczęły się „schody”. Zdecydowanie najwieksza „wtopę“ zaliczyliśmy podczas biegu, po pierwszej strefie zmian (zwanego przepakiem – czyli zmiana ubrania i osprzętu). Biegliśmy przez las z PK 7 do 8 i klasycznie straciliśmy orientację, co spowodowało powrot do szóstki. Punkty były oddalone od siebie o okolo 2,5 km w linii prostej. Dodatkowy czas samego biegu to mniej więcej 40 minut plus zmęczenie (fizyczne i psychiczne), które wyszło później… – pisał w swojej relacji Przemek, który nawigował w zespole. – Ja jestem od napierania – przyznał na mecie „Młody“, czyli Kamil Zwolak. Przemek zapowiadał, że Kamil jest bardzo mocny i zapewne będzie musiał czekać na starszego kolegę z kadry.

W trakcie rajdu było kilka newralgicznym momentów. Pierwszym zdecydowanie była przeprawa przez jezioro. W linii prostej między punktami było kilkaset metrów. Wariant wokół akwenu kosztowałby sporą stratę czasową – dodatkowe dziesięć kilometrów. Wszystkie pięć zespołów z trasy długiej zdecydowało się na przeprawę po lodzie. Wrażeń dostarczała plusowa temperatura oraz ledwo zamarznięte przeręble wycięte przez wędkarzy. Nad bezpieczeństwem czuwała jednak ekipa strażaków, która dysponowała jedynym słusznym sprzętem do ratownictwa lodowego – poduszkowcami. Obyło się bez niebezpiecznych przygód. Lecz na pewno przeprawa po lodzie zostanie w pamięci rajdowców. W porajdową niedzielę zawodnicy mogli sami spróbować sił za sterami poduszkowców. Drugim mocno weryfikującym elementem Rajdu 360 Stopni okazało się zadanie specjalne polegające na rozwiązaniu łamigłówki. Był to tangram, polegający na ułożeniu litery „T“ z rozsypanych klocków. Wykonanie tego zadania kosztowało zespoły wiele nerwów, choć niektóre uporały się z nim w kilka minut. W szkole w Rekowie dało się też słyszeć komentarze, „możecie sobie wyobrazić jak ciepło myślę teraz o Igorze“ (Igor Błachut – dyrektor rajdu – przyp. red.). Rekord ustanowiła ekipa, która nad zagadką spędziła 50 minut… Nie mogło zabraknąć również zadań wysokościowych. Jarek Bonk (Veritcal), wspierany przez ekipę z Elewatora, lubują się w uprzykrzaniu życia na trasie rajdów. Uwielbia słyszeć jęki męczących się „małpujących“ napieraczy. Trasa krótka doświadczyła zjazdu na przyrządach z wieży widokowej na Górze Siemieżyckiej. Trasa długa musiała nieco bardziej wytężyć muskuły. Na szczyt wieży wchodzili po linie, po czym następował zjazd, przepięcie i… jeszcze jedno podejście. Nie dziwiła wielce usatysfakcjonowana minia „Bonczka“.

Ogólnie rajd oceniając, z perspektywy organizatora, wszystko jakoś się potoczyło. Zawodnicy wydawali się wyjeżdżać usatysfakcjonowani. Mamy dziwne wrażenie, że kilka osób debiutujących w Bytowie wróci jeszcze na trasy rajdowe, a taki zamysł nam przyświecał przede wszystkim. Nasze rajdy służyć mają nie tylko ściganiu na najwyższym poziomie (a ten gwarantują uczestnicy mistrzostw świata w AR), ale także promowanie tego sportu.

Zawodnicy o rajdzie

Przemysław Miarczyński: Przed startem myśleliśmy z Kamilem, że dobrze byłoby znaleźć się dziesiątce i to nam się udało. Zapłaciliśmy frycowe za debiut w tej dyscyplinie. Ponieważ nie mamy doświadczenia w nawigacji, przejechaliśmy kilkanaście kilometrów więcej na rowerach. Również na etapie pieszym pokonaliśmy dłuższy dystans. Chylę czoła przed uczestnikami zawodów na dłuższej trasie. To ogromny wysiłek, gdzie wszystko zależy nie tylko od sił, ale także od tego, co ma się w głowie. Start ten nie kolidował z moimi przygotowaniami do sezonu żeglarskiego. Ponieważ niedawno powiększyła mi się rodzina – zostałem ojcem, nie startowałem w styczniowych regatach Pucharu Świata w Miami. Dołączę do treningu z kadrą w lutym. Do tego czasu koncentruję się na treningu wydolnościowym. Dlatego zdecydowałem się na start w rajdach przygodowych, bo wysiłek tu trwał kilka godzin – w naszym przypadku ponad siedem – a więc pokrywało się to z naszym cyklem przygotowań. Bardzo mi się podobało. Gratuluję zwycięzcom. Mam nadzieję, że jeśli plany treningowe nie będą z tym kolidować wystartuję jeszcze w rajdach przygodowych.

Joanna Garlewicz: Rajd bardzo ciekawy. Szkoda, że nie odbył się etap narciarski, ale zaplanować można niemal wszystko oprócz pogody.

Szymon Ławecki: Przydomek „cięta riposta“, który dodaliśmy sobie do nazwy drużyny, wynikał z chęci rewanżu. Przed rokiem w zimowych zawodach musieliśmy poddać się po jednym z etapów. Tym razem mieliśmy silne postanowienie zwycięstwa.

Zwycięzcy

Trasa długa (114 km):
1. Entre.pl Team Cięta Riposta (Szymon Ławecki, Paweł Janiak, Joanna Garlewicz, Marcin Zdziebło) 11 godz., 20 min.

2. Speleo Salomon (Remik Nowak, Piotr Hercog, Piotr Dymus, Tiffany Tyrała) 11 godz., 40 min.

3. York System Adventure Team (Marcin Mądry, Arkadiusz Recław, Karolina Kurajk, Maciej Tracz) 13 godz., 47 min.

Trasa krótka (64 km)
1. Nie rozumiem (Mariusz Leśniowski, Zdzisław Formella) 6 godz. 50 min.

2. Onsight.pl (Krzysztof Łakomiec, Jakub Wolski 6 godz. 52 min.

3. Fire Team Gdynia (Andrzej Mazur, Tomasz Zwoliński) 7 godz. 7 min.

10. RS:X  Windsurfing Team Sopot (Przemysław Miarczyński, Kamil Zwolak), 7 godz., 42 min.

Rajdy przygodowe

Rajdy przygodowe to drużynowy sport wymagający od członków zespołu znakomitego przygotowania fizycznego, odporności na ból, siły psychicznej oraz woli walki o zwycięstwo – zarówno w rywalizacji z innymi teamami, jak i własnymi słabościami. Niezbędna jest także umiejętność współdziałania; wspierania się nawzajem i pomocy w przezwyciężaniu chwil kryzysu. Trasa, licząca od 100 do nawet 1000 kilometrów pokonywana jest w formuje non-stop (bez odpoczynku, chyba, że zdecydują się na niego zawodnicy – czas jednak nie jest zatrzymywany). Zawody rozgrywane są na orientację – trasa zaznaczona jest na mapie a zawodnicy muszą odnaleźć po kolei punkty kontrolne. Cały dystans podzielony jest na etapy; część z nich pokonywa jest pieszo, część na rowerze, na nartach, kajaku, rolkach itd. Tu decyduje inwencja organizatorów oraz możliwości, jakie daje teren. Do tego zawodnicy wykonują jeszcze zadania specjalne – zazwyczaj wymagające opanowania technik wspinaczkowych i linowych. Aby ukończyć zawody, zespół (w zawodach uczestniczą teamy dwu-, trzy- lub czteroosobowe. W tych ostatnich wymagana jest obecność przynajmniej jednej kobiety) musi zameldować się na mecie w komplecie. Rezygnacja jednego członka zespołu stanowi o dyskwalifikacji całej drużyny.

Zawody odbyły się dzięki władzom Bytowa oraz firmom Rekwar, Timex, Deuter, Montane, Ad Store, Kazoora.pl oraz Plan.

Dariusz Urbanowicz - dziennikarz, zawodnik startujący w rajdach przygodowych, członek Stowarzyszenia 360 Stopni