Akademicko w Lublinie
Z tych warsztatów mieliśmy wynieść nie tylko zapałki, makulaturę i „krówki lubelskie”. Udało się. Wracaliśmy objuczeni wiedzą, jak na akademików przystało.
Cała eskapada rozpoczęła się dla mnie i członków SKI z Torunia o 8:00 rano w piątek. Udało nam się złapać trzy stopy, poznać wyjątkowych ludzi, no i oczywiście dostać się za darmo do Lublina. Mieliśmy sporo szczęścia.
Zaczęło się od wieczornej gry po starówce z lubelskimi legendami w tle. Mieliśmy okazję poznać historię pięknej Heleny, sądzić nieuczciwego szlachcica, urządzić happening na cześć koziołka oraz sprawdzić się w robieniu uników przed dotknięciem kamienia, który przynosi pecha. Ja byłam w patrolu „Harry Potter”, który wraz z „Muminkami” wygrał rywalizację.
Sobota była dniem pełnym wrażeń i niespodzianek. Traf chciał, że byłam uczestnikiem warsztatów I stopnia, skierowanych do „żółtodziobów”, czyli do wszystkich studiujących harcerzy, którzy chcą poznać specyfikę działalności kręgów akademickich oraz doskonalić się w pracy z metodyką wędrowniczą. Takich szczęśliwców było więcej (około 35 osób). Było też około 25 osób na warsztatach II stopnia, przeznaczonych dla studiujących instruktorów i harcerzy, którzy już działają w kręgu akademickim na funkcji lub przygotowują się do jej objęcia. Stopień ten dostępny jest dla osób posiadających naramiennik wędrowniczy.
Zajęcia były różnorodne: od dewizy i kodeksu wędrowniczego oraz symboliki watry wędrowniczej (bardzo ciekawe formy zaprezentowane przez dh. Magdalenę Noszczyk vel. Mumin), działalności i problemów Kręgów Akademickich (wszystko w pigułce i w przystępny sposób zaprezentował dh Maciej Czechowski czyt. Gajusz) poprzez warsztaty z form pracy przeprowadzone przez dh. Andrzeja Saskowskiego (Saska).
Odbyły się także praktyczne zajęcia z dh. Maciejem Kubikiem (Śpiewakiem) dotyczące pisania planów pracy KA, który pokazywał nam przykładowe plany, stworzone z uwzględnieniem potrzeb wszystkich członów kręgu i środowiska. Najbardziej spodobała mi się metoda SWOT, gdyż z nią się nigdy wcześniej nie spotkałam. Przygotowaniem dla nas kolejnych zajęć, dotyczących prób wędrowniczych, stopni harcerskich i instruktorskich, znaków służb, uprawnień oraz sprawności zajął się dh Marek Wójcik. Dla jednych mniej, dla innych bardziej ciekawych, dla mnie przydatnych, gdyż oddaję drużynę harcerek i zaczynam pracę z wędrowniczkami. Na przyszłość jak znalazł. Kolejnymi zajęciami były zajęcia z obrzędowości i historii prowadzone przez rzecznika prasowego ZHP – dh. Adama Zawadzkiego. Tu najbardziej podobał mi się film i to, że druh użył, a nawet podkreślił słowo „mundur”, a nie „mundurek” (ja także uważam, że mundurki to mają ziemniaki i jestem dumna z tego, że noszę MUNDUR!) Ostatnimi sobotnimi zajęciami był kominek – dyskusja nt. religijności i seksualności w kręgach akademickich.
Ostatniego dnia dh. Ania Kasprowicz wyjaśniała różnice między głupim a wartościowym wyczynem. Na deser zaś były zajęcia dh. Saska dotyczące naszej tożsamości, przynależności do grup oraz pomysłów na życie na najbliższy rok, 5 lat i 30 lat. Podzielił się swoim sekretami zapamiętywania kupy spraw i tym, co zrobi za 40 lat (wyrzuci komórkę do Wisły – sprawdzimy to).
Podobały mi się te warsztaty. Mimo że przynależę do Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej, byłam traktowana bardzo dobrze i nie czułam się obco. Znowu trafne okazało się powiedzenie, że wszyscy harcerze to jedna rodzina! Dziękuję organizatorom i uczestnikom za wspaniale i efektywnie spędzony czas, który na długo zapadnie mi w pamięci.
Kamila Maria Kolaska - drużynowa 1 Kociewskiej Drużyny Harcerek „Borowianki” (ZHR), oraz członkini Studenckiego Kręgu Akademickiego im Tonego Halika przy UMK (ZHP).