Bądź ratownikiem ZHP!
Pojechałam tam tylko dlatego, że potrzebowałam zaliczenia do próby przewodnikowskiej. Nie pożałowałam. To otworzyło mi oczy. Uświadomiłam sobie, że nie potrafię totalnie nic, że stres da się pokonać i że mnie to po prostu kręci. Ratowanie życia daje taką satysfakcję!
Czym jest kurs ratowniczy i moduły?
Moduł I od II różni się zawartością. I poszerza naszą wiedzę, którą być może nabyliśmy już w szkole lub na zbiórkach. Pomaga ją doszlifować, bądź uczy nas wszystkiego od początku. Moduł II poszerza nasze horyzonty – jest takim dopełnieniem wszystkiego, co było wcześniej. Poza tym daje większe uprawnienia, np. pozwala nam być kadrą pomocniczą.
Sam kurs polega na wykładach i symulacjach, które podsumowują zaliczenia. Wykłady brzmią nudno? Nie zawsze forma wykładowa oznacza nudę. Instruktorzy pokazują, jak zachować się w omawianej sytuacji i robią dodatkowe symulacje. Ktoś zarzuci żartem, a ktoś inny zada pytanie, które spędza nam sen z powiek. Dzieje się dużo, a warto jeszcze nadążać z notatkami. Potem przychodzi czas na sprawdzenie swojej wiedzy, pracę (najczęściej w grupach) i długo wyczekiwane symulacje.
Stres przy tym jest tak ogromny, że wyzwaniem staje się założenie rękawiczek na spocone ręce. Potem bierze się głęboki oddech i zaczyna się od „Halo…”. Później już z górki – większy stres zawsze jest przed niż w trakcie. Po wszystkim dowiadujemy się, że symulacja nie poszła wcale aż tak źle jak się spodziewaliśmy, a instruktorzy w tabelce dodali przeurocze rady, które mają nam pomóc następnym razem poprawić nasze błędy.
Ktoś zarzuci żartem, a ktoś inny zada pytanie, które spędza nam sen z powiek. Dzieje się dużo, a warto jeszcze nadążać z notatkami…
Po wszystkich zajęciach i symulacjach w końcu przychodzi czas na zaliczenie – to „nieszczęsne” zaliczenie, które jest cegiełką wymaganą do zdania kursu. Zaliczenia są dwa: część pisemna i praktyczna. Pisemna ma formę testu, a praktyczna to po prostu taka sama jak wcześniej symulacja. Z tą różnicą, że tu nie ma miejsca na błędy. Trzeba być pewnym w tym co się robi i w siebie nie wątpić. Nie ma się co martwić – w najgorszym wypadku zaliczenie można poprawić.
Czym różni się moduł I od II?
Na pierwszym module wdrażamy podstawy, takie jak: nasze bezpieczeństwo, opatrunki i ich zastosowania, uczymy się poprawnego RKO, jak i kiedy ułożyć poszkodowanego w takiej, a nie innej pozycji czy o nagłych stanach chorobowych. Na drugim module poszerzamy wcześniej nabytą wiedzę o np. wyczulenie na mechanizm zdarzenia, wiedzę o bardziej zaawansowanych urazach i nowych opatrunkach, porażeniu prądem, badaniu urazowym lub o zatruciach. Poza tym odświeżamy wiedzę z pierwszego modułu. Oczywiście, na obu modułach treści jest znacznie więcej, ale nie chce psuć niespodzianek.
Różnica między modułami istnieje również w części zaliczeniowej. Aby pozytywnie zakończyć moduł I , należy zdać egzamin teoretyczny i dostać pozytywną ocenę całościową. Symulacje, o których wspominałam wyżej, obowiązują na zaliczeniu modułu II – razem z ponownym egzaminem teoretycznym oraz oceną całościową.
Zmiana spojrzenia
Przemyśleń i wniosków po takich kursach jest wiele. Gdybym zebrała chociaż trochę od każdego uczestnika, myślę, że ten artykuł byłby zdecydowanie za długi. Przytoczę jednak słowa mojej koleżanki: „Pomaganie ludziom to jest życzliwość, a wielu takiej brakuje, i samo zrobienie kursu to jest już coś, co pomaga się jej nauczyć”. Kurs utwierdził ją w przekonaniu, że chciałaby wiązać swoją przyszłość właśnie z ratownictwem.
Kurs utwierdził moją koleżankę w przekonaniu, że chciałaby wiązać swoją przyszłość właśnie z ratownictwem.
„Takie kursy pomagają zrozumieć, że panowanie nad własnym stresem jest kluczowym elementem, aby efektywnie reagować na nagłe zdarzenia” – powiedziała kolejna. Wspomniane panowanie nad stresem łączy się z umiejętnością spokojnej oceny sytuacji. Bo jednak obydwie te rzeczy ogromnie na siebie wpływają.
Kreatywność jest również mile widziana, bo co zrobisz z poszkodowanym, który ma całe poparzone plecy, pod kran się nie wciśnie, a prysznica lub jakiegoś szlauchu nie ma w pobliżu? Proste – można użyć wiadra albo miski. Moim ulubionym rozwiązaniem jest śmietnik (oczywiście pusty), więc możliwości jest naprawdę bardzo wiele. Trzeba po prostu podejść do wszystkiego na spokojnie, z otwartą głową, nawet w najbardziej ekstremalnej sytuacji. Wychodzimy więc po takim kursie z naprawdę bogatszym spojrzeniem na swoją psychikę.
Co to daje?
A jeśli chodzi o to, co dają takowe kursy, to skupię się nam tym, co daje moduł II, ponieważ jest tego więcej. Mój kolega wytypował kilka rzeczy: można nosić odznakę na kieszeni (brązową), ukończenie takiego kursu możemy wpisać sobie w CV, co wiąże się z pozytywnym odbiorem przez pracodawcę. Dodatkowo można jeździć na wydarzenia harcerskie jako część obstawy medycznej. Ukończenie Kursu Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy będzie łatwiejsze dzięki wiedzy, którą przyswoiliśmy sobie wcześniej.
Istnieje również możliwość zostania kadrą pomocniczą (KP) na kursach. Są to osoby, które w głównej mierze udają osoby poszkodowane podczas symulacji i w czasie wolnym chętnie służą dobrą radą. Po kilku weekendach w roli KP możemy podjąć decyzję, że chcemy rozwijać się w tym kierunku i rozpocząć ścieżkę Instruktora Potencjalnego. Jest to pierwszy krok do zostania instruktorem Harcerskiej Szkoły Ratownictwa. Podczas kursów planuje się wtedy symulacje i razem z instruktorami ocenia kursantów. Po zrealizowaniu Karty IP, od zostania Instruktorem HSR dzieli nas tylko kurs instruktorski, potocznie nazywany SAS-em
Zachęcam wszystkich, aby chociaż spróbowali podjąć się wyzwania uczestnictwa w takim kursie, ponieważ choć minimalna cząstka nabytych tam umiejętności może wystarczyć, aby w przyszłości być może uratować komuś życie.
Przeczytaj też:
Aniela Nowak - przyboczna w 60 GZ „To Tajemnica”, z hufca Suwałki. Działa w hufcowym zespole promocji i angażuje się w drużynę reprezentacyjną.