Bądźmy nadęci
Bycie wędrownikiem, a już szczególnie instruktorem, wymaga pełnej powagi. Zabawa? Zapomnij. Służba!
Służba, niezależnie od formy, jaką przybiera, bez wątpienia powinna być traktowana poważnie. Poważnie, czyli w tym wypadku, z określonym szacunkiem i najlepiej jak tylko potrafimy. Są jednak pewne granice, które, według mnie, nie powinny być przekraczane. Aż trudno było mi uwierzyć, kiedy usłyszałem o dyskusji, która rozgorzała po ostatnim biwaku pewnego grona wędrowników i instruktorów. Rzecz nie w tym, co działo się podczas samych zajęć, ale co działo się w trakcie przerw. Okazało się, że ich dobra zabawa okazała się solą w oku poważniejszej ekipy. No bo jak to tak, że ci, którzy powinni zachować powagę, mogli skakać przez skakankę czy rzucać piłką? Czy to się godzi?
I szybko zrobiłem w głowie krótki rachunek swojego wędrowniczego sumienia. Uświadomiłem sobie, że cała ta służba, którą podejmowałem ostatnio i która przynosiła marne (żeby nie powiedzieć: szkodliwe) skutki, to ta, która nie sprawiała mi frajdy. Stąd już niedaleko było przeskoczyć mi do dalszej myśli, że to raczej tak właśnie jest u większości (a może i u wszystkich?) wolontariuszy, instruktorów, wędrowników czy jakkolwiek chcielibyśmy jeszcze określić ludzi, w których sercach płonie watra, że najlepsze efekty uzyskujemy wtedy, gdy wykonywanie zadań po prostu nas „jara”.
Chciałbym jednak podkreślić, że to nie tak, że dobra służba to tylko taka, podczas której się dobrze bawimy. To po prostu taka, po której dobrym wykonaniu nie możemy przestać się uśmiechać, a radość wypływa z nas każdym, za przeproszeniem, otworem. Może być ona straszliwie trudna, poważna, z przymrużeniem oka, ale powinna przede wszystkim przynosić satysfakcję. A kiedy czuje ją już grupa, blisko jest do głupawki. To naprawdę dobra oznaka. Nawet prawo skautowe mówi, że „skaut śmieje się i gwiżdże w każdej ciężkiej przygodzie”.
Oczywiście należy zachować pewien balans. Nie dziewięćdziesiąt procent szału w wykonywaniu obowiązków, ale i nie niekończąca się lista obowiązków do spełnienia, po których padamy spać, by następnego dnia znów tylko z siebie dawać. O tym, jak dobre skutki ma umiar, chyba nie muszę już jednak więcej pisać. Nawet niektóre próby się na nim dość mocno opierają…
Pozostaje mi mieć jednak bezczelnie pewien postulat. Wędrowniczko, wędrowniku! Zupełnie sprzecznie z tytułem, proszę: Nie bądźmy nadęci! Bawmy się, ile się da, kiedy nasza praca przynosi nam satysfakcję.
Zbyszek Nowak - fascynat grafiki i chyba każdego rodzaju muzyki. Zakręcony Członek Zespołu Harcerstwa Akademickiego ds. promocji, działający w HKA „SKIPP” z Poznania. Zaangażowany w promocję Trasy Bieszczadzkiej Wędrowniczej Watry 2014.