BHP w ZHP

Archiwum / 08.12.2011

wpid-wyszkolony-pracownik-to-prawdziwy-skarb-916cef8ae115514c8c0ba1227bc1a9bbHarcerstwo to wolontariat. Wielu z nas ma takie poczucie i wielu z nas wciąż z tym poczuciem (a czasem mimo niego) ciągle działa w tym związku. Wykonujemy pracę wychowawczą, pracę edukacyjną, dla ludzi obcych, nie mając z tego wymiernych korzyści materialnych. Czas zadbać o pracowników ZHP.

 

Będąc „na funkcji” musimy pamiętać o tym, że – podobnie jak Wy – tyrają (przepraszam za kolokwializm, ale pewnie czasem tak o sobie myślicie) też Wasi wychowankowie – zastępowi, drużynowi, szczepowi – których macie pod sobą. Wasi wędrownicy – na nich się skupmy – odwalają kawał dobrej roboty. Spełniają prośby, poświęcają swój czas, przyczyniają się do rozwoju drużyny/szczepu/ZHP, wykonują trudne zadania. Nierzadko są to rzeczy, za które niejeden człowiek zgarnia w korporacji niezły grosz. A w harcerstwie? Naharujesz się i nic. Sama radość z pracy pozostaje. Super.

 

Tak, super, właśnie dlatego tu jesteśmy, że ta radość naprawdę jest super. Problem niektórych harcerskich szefów polega jednak na tym, że tej radości członkowie jego zespołu nie doświadczają (albo doświadczają z rzadka). I tacy wędrownicy – skupmy się tu na nich – długo się w ten wolontariat nie pobawią. Bo w imię czego?

 

Będąc szefami, przełożonymi, nazywajmy to jakkolwiek, w pewnym sensie jesteśmy pracodawcami. Oczekujemy od naszych dojrzałych już wychowanków wypełniania konkretnych zadań, poświęcania określonego czasu, pewnej narzuconej – zgodnej ze związkowymi normami – postawy. To samo dzieje się w zwykłym, pozaharcerskim wolontariacie, gdzie stosunki są mniej koleżeńskie, a praca i płaca taka sama… Przyjmując obowiązki przełożonego i zlecając obowiązki swoim wędrownikom, warto pamiętać o tym, że pracownik efektywny, to pracownik zmotywowany. Współpraca w zespole będzie się układać pomyślnie tylko wtedy, gdy odpowiednio o swoich wędrowników zadbamy. No, albo jeśli wyciągniemy od władz ZHP jakąś okrągłą sumkę i członkom swojego zespołu zapłacimy za ich pracę. Biorąc pod uwagę realność tych dwóch opcji – skupmy się na niematerialnym sposobie utrzymywania zmotywowanego – bądź co bądź – wolontariusza.

 

Pierwszy banał, o którym jednak wielu drużynowych, szczepowych (im wyżej, tym chyba gorzej) zapomina, to konieczność zauważania i doceniania czyjejś pracy. Pamiętajmy, że choć ktoś w jakiś sposób zobowiązał się do pewnych rzeczy, to robi to z własnej woli i najprawdopodobniej więcej daje z siebie niż dostaje w zamian. Zbyt często przyjmujemy wykonane przez innych zadania jako absolutną oczywistość, a to błąd. Jeśli wiemy (lub podejrzewamy), że wędrownik spędził całe popołudnie nad przygotowaniem dla nas (lub dla zespołu) jakiejś rzeczy, i w dodatku zrobił to dobrze, to powiedzmy o tym głośno. I najlepiej przy wszystkich.

 

Idąc za ciosem, oprócz dostrzegania czyichś zasług (tak, nazywajmy to górnolotnie, to może zapamiętamy, że ludzie robią dla nas dobrą robotę), należy pomyśleć o odpowiednim systemie nagród. Choć to temat oklepany w każdej metodyce, to tutaj powinien być rozpatrzony w nieco inny sposób. Warto pomyśleć o nagrodach symbolicznych, ale znaczących i naprawdę wyróżniających. Jeśli mamy z swoim zespole grono współpracowników, którzy się sprawdzają i dzięki którym wszystko się kręci, zabierzmy ich na jakieś spotkanie towarzyskie, zorganizujmy wspólny wyjazd, dajmy od czasu do czasu jakiś drobiazg – coś, przez co powiesz człowiekowi: „Stary, robisz dobrą robotę. Doceniam to!”.

 

motivNieco związana z tematem doceniania jest sprawa poczucia przydatności. Musimy robić tak, żeby nasi wędrownicy doświadczali wrażenia bycia potrzebnym, ale możemy to wrażenie wywoływać nie tylko pochwałami i nagrodami. Zadbajmy o realny wymiar stawianych zadań i zlecanej pracy. Każdy z naszych podopiecznych powinien mieć poczucie, że to, co robi, jest naprawdę ważne i istotne. Dawajmy więc takie „zlecenia”, które po wypełnieniu nie pójdą w zapomniany kąt.

 

Przejdźmy teraz do rzeczy mniej wzniosłych, ale nie mniej ważnych. Zajmijmy się tematem w pewnym stopniu związanym z dobrze wszystkim znanym BHP, a kojarzącym się również z odpowiednim zadbaniem o miejsce pracy, o czym mówiło się na lekcjach informatyki w podstawówce… Niezwykle ważne jest, żeby naszemu wolontariuszowi zapewnić odpowiednie warunki pracy. Co to oznacza? Sprawa jest łatwiejsza do kontrolowania podczas wszelkich wyjazdów, kiedy możemy członkom naszego zespołu zapewnić dobre warunki do wykonywania powierzonych zadań. Dostarczmy mu wszelkie potrzebne materiały (lub wskażmy, jak je zdobyć), służmy pomocą merytoryczną, wyeliminujmy czynniki mogące zakłócać pracę. Ogólnie rzecz ujmując, nie pozostawiajmy człowieka w sytuacji, która mówi mu: „Radź sobie sam”.

 

Kolejną rzeczą wartą zastosowania jest dostosowanie zakresu obowiązków do możliwości, umiejętności, preferencji i zainteresowań wędrownika. Żeby tę sugestię wcielić w życie, musimy najpierw poznać potrzeby „zleceniobiorcy”. Jeśli zakres obowiązków będzie dopasowany w sposób zindywidualizowany, każdy członek zespołu będzie swoją pracę wykonywał chętniej i efektywniej. To również wyraz szacunku dla niego – jeśli powierzane zadania nie są przydzielane przypadkowo, to oznacza, że myślimy o każdym naszym wędrowniku z osobna.

 

Z dostosowaniem zakres obowiązków do konkretnej osoby wiąże się następna kwestia, o której trzeba pamiętać będąc przełożonym. Warto pamiętać o tym, jak ważne jest dbanie o rozwój i śledzenie osiągnięć wszystkich członków naszego zespołu. Stopniowe podnoszenie poziomu zadań (zadania bardziej złożone, bardziej ambitne) sprawi, że przed wędrownikiem będą stawiane kolejne wyzwania. Osiąganie coraz poważniejszych celów to niesamowity motywator! Zadbajmy również o to, aby wciąż monitorować sukcesy podopiecznych i stale informować ich o wynikach ich pracy. Informacja zwrotna to klucz do obustronnego sukcesu.

 

Na koniec rada nieco rozluźniająca – choć rozluźniająca bardziej dla omawianych tu harcerskich wolontariuszy niż dla nas samych. Mimo wszelkich reguł i zasad, wedle których powinniśmy postępować w pracy i relacjach służbowych, warto czasem dać wędrownikowi wolną rękę, tak zwane pole do popisu. Nie chodzi o kompletną samowolkę i przejęcie pałeczki, ale zaufajmy swojemu zespołowi i niech praca z nim nie polega jedynie na zlecaniu zadań. Jeśli umożliwimy podopiecznym wykazanie się kreatywnością i podejście do sprawy w zupełnie swój sposób (odmienny od naszego, z góry planowanego), szybko zauważymy, jak istotna więź tworzy się między takimi ludźmi a resztą ekipy. Sprytnym chwytem jest również przekazanie części odpowiedzialności swoim wędrownikom. Jeśli ciężar nie będzie za duży, harcerz-wolontariusz z pewnością wykaże się wysoką efektywnością, a jego poziom motywacji znacząco wzrośnie.

 

Jeśli spojrzymy na wszystkich członków zespołu, którym dowodzimy, jak na kogoś w rodzaju pracowników (bez tych bardziej przykrych aspektów korporacyjnej gehenny), zorientujemy się, że aby taki człowiek zbyt szybko się nie „zwolnił”, należy o niego odpowiednio dbać. A naprawdę warto, bo choć jego praca w ZHP nie przekłada się bezpośrednio na wzrost PKB, to na pewno jest wartością coraz rzadszą. A unikaty trzeba pielęgnować ze szczególną troską.