Biblioteka osobowości

Archiwum / Katarzyna Staniszewska / 06.03.2010

My. Nasze geny zakodowane w dwuniciowej cząsteczce kwasu deoksyrybonukleinowego. Połowa od mamy, połowa od taty. Tylko jak z tego cukru, reszty kwasu i czterech zasad wynika to, jacy jesteśmy? Czy da się podzielić ludzi według ich charakteru? Czy działamy na tyle schematycznie, żeby dało się nas „zaszufladkować”?

W liceum pojawia się przedmiot o nazwie „podstawy przedsiębiorczości”, na którym to na jednej z pierwszych lekcji rozważa się różne typy ludzkich charakterów: sangwinik, melancholik, choleryk, flegmatyk itd. Próbując odnaleźć się w tych kategoriach, ciągle coś szło nie tak. Klasa niebywale zgodnie doszła do wniosku, że „tak się nie da, proszę pana”.  Dlaczego? Bo jesteśmy zbyt różnorodni. Nie jesteśmy postaciami z książki czy komiksu o jaskrawo wypisanych na twarzach charakterach. A zatem jak podejść do sprawy?

Proponuję zacząć od Obserwacji. Kogo? Ludzi, którzy nas otaczają. Przyjaciół, kolegów, znajomych, rodziny.

Pierwsze wrażenie

Nie oszukujmy się – pierwsze wrażenie jest ważne dla każdego, a to jakie będzie, nie zawsze całkowicie zależy od nas samych. To jak wyglądamy, czy ubieramy się w jaskrawe barwy, czy też  w stonowane, czy wyglądamy schludnie czy też niechlujnie, czy idziemy pewnym krokiem, szybkim, wolnym, jak podajemy dłoń na powitanie, czy się uśmiechamy, czy jesteśmy ponurzy, czy patrzymy w oczy rozmówcy, czy odwracamy wzrok w inną stronę – na samej podstawie pierwszego kontaktu, drugi człowiek może wyrobić sobie o nas jakąś opinię. Już tutaj zaczynamy myśleć o kimś, że jest nieśmiały, cichy, pesymista, przebojowy itd.

Konfrontacja

Człowieka poznamy dopiero, gdy zaczniemy z nim obcować – rozmawiać, spotykać się, dzielić zainteresowania.

Pierwsze wrażenie nieraz jednak bywa mylne. Może nie w stu procentach, ale zawsze. Ktoś mógł mieć zły humor albo czegoś nie zauważyliśmy. Mógł też grać jakąś rolę, żeby przypaść nam do gustu. Różnie bywa. Człowieka poznamy dopiero, gdy zaczniemy z nim obcować – rozmawiać, spotykać się, dzielić zainteresowania. A przecież nawet wówczas, ba, nawet po kilkuletniej znajomości, możemy odkryć coś nowego w drugim człowieku. Coś, co w nim było, ale nie dostrzegaliśmy tego.

Wyrobienie opinii i jej ewaluacja

Teraz następuje ten trudny fragment. O każdym – chcemy, czy nie – wyrabiamy sobie opinię. Gorzej, że nie zawsze jest ona podparta faktami i może być niesprawiedliwa. Dobrą metodą na niedoprowadzenie do tego stanu, jest regularne odświeżanie jej poprzez kontakt z tym człowiekiem. Jeżeli coś nam przeszkadza, powiedzmy mu o tym. W ten sposób nasze opinie mają szansę stać się mniej krzywdzące. Nie zapominajmy oczywiście także o mówieniu o tym, co się nam podoba – każdy lubi usłyszeć komplement.

Dobrze. Mamy zbiór ludzi, których obserwowaliśmy przez jakiś czas, o których można powiedzieć, że je znamy. Czas na…

Wnioski.

Ludzie, którzy znajdują się w moim otoczeniu, są bardzo różnorodni. Są tacy, z których tryska energia i garną się do pracy, są i tacy, którzy wydają się być przygnębieni światem i nie mają siły. Są tacy, którzy mają rozległe zainteresowania i wkładają ręce we wszystko, na co starcza im czasu. I tacy, którzy skupiają się konkretnie na jakimś działaniu – ktoś mógłby powiedzieć, że to mało – ale oni naprawdę poświęcają się dla tej jednej rzeczy (zaczynając na koszykówce, kończąc na wolontariacie). Ludzie, którzy szukają – nie wiedzą, co chcą robić i kim chcą być. Ale przecież każdy z nas przechodzi przez ten etap co jakiś czas. Osoby, które mówią głośno o tym, co im się nie podoba. A także osoby, które wolą milczeć i takie, które nie mają odwagi i siły ani na jedno, ani na drugie, więc szepczą za plecami. Są ludzie stanowczy, systematyczni, rozlaźli, chaotyczni. Są optymiści, realiści, pesymiści – lub raczej tacy, w których częściej odzywa się jeden z tych pierwiastków.

Trudno jest jednoznacznie określić kogoś jako melancholika, sangwinika czy choleryka.

Prawdą jest, że większość powyższych cech mogłabym przypisać jednemu człowiekowi. Ba, pewnie nawet mogłabym je po części przypisać sobie – nie, niekoniecznie w tej chwili. Ale ogólnie w ciągu minionych dziewiętnastu lat życia. Jak zatem dzielić ludzi? Nawet przy założeniu, że rozmawiamy o tym dniu, trudno jest jednoznacznie określić kogoś jako melancholika, sangwinika czy choleryka.

Każdemu możemy doczepić pewne cechy – jednak ostrożnie. Nie wszystko musi być tym, na co wygląda. Skoro już z tym jest problem, jakże odważni są ludzie, którzy łączą cechy w określenia typów osobowości! Dlaczego tak bardzo nam zależy na tym, aby wszystko podzielić i skatalogować ?

Zrozumienie drugiego człowieka potrafi być bardzo trudne. Dojście do tego, jaki jest równie niebanalne. Włożenie naszej osobowości w ciasne ramki, bez wątpienia mogłoby okazać się pomocne. Moglibyśmy sporządzić wykresy, szkice zachowań – wszystko stałoby się prostsze. Mniej rozczarowań i zaskoczenia. Może nawet powstałby matematyczny opis wzorców osobowości?  Może dzięki temu, zamiast samodzielnie podjąć decyzję, dałoby się sprawdzić, jaką powinniśmy podjąć i z jaką będziemy czuć się najlepiej? Brzmi wspaniale.

Gorzej, jeżeli ktoś nie mieści się w standardowych założeniach naszych tabelek. Wtedy wyskoczy nam błąd. Liczenie zrobi się zbyt skomplikowane. Niestety (albo stety) będąc ludźmi, musimy się z tym pogodzić. Nie da się nas jednoznacznie zaklasyfikować. Niezależnie od tego, jak bardzo będzie próbował to zrobić psycholog. Każdy jest inny, jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny. A gdyby dało się nas szufladkować ,czy wciąż bylibyśmy wyjątkowi? Wszelkie przesłanki mówią, że nie. Na szczęście to nam nie grozi.