Błędy młodości

Archiwum / Andrzej Walusiak / 22.04.2012

Zauważyliście tę dziwną prawidłowość, że niemal za każdym razem gdy ktoś zamieści w Internecie zaproszenie na jakieś wydarzenie, dziesiątki osób wytykają mu różnego rodzaju błędy? W zasadzie nie chodzi o to, że w danym zaproszeniu faktycznie coś nie gra. Po prostu wszyscy kiedyś mieliśmy dziwne pomysły.

Jakiś czas temu przyboczny drużyny, w której sam kiedyś nosiłem zielony sznur, poprosił mnie o konspekty gier, które przygotowywałem w dawnych latach. Zawsze najlepiej pracowało mi się na komputerze, więc wszystko miałem posegregowane w odpowiednich katalogach na dysku. Przed wysłaniem plików postanowiłem rzucić okiem na to co właściwie mu przesyłam. W końcu minęło już kilka lat od czasu kiedy stworzyłem te konspekty.

Muszę przyznać, że byłem trochę zszokowany jakością zająć. Niby pamiętam, że wszystkim się podobało i nikt nie narzekał. Jednak już same tytuły sugerowały, że chyba nie wszystko było jak należy. „Napad na dyliżans”, „Odbijanie jeńców” czy „Zagadkowe morderstwo”. Treści nie były wiele lepsze. Ciężko było mi doszukać się w nich jakiejkolwiek celowości, nie wspominając już nawet o ideach harcerstwa. Chyba nie myślałem o metodzie harcerskiej gdy to pisałem.

Na własną obronę dodam, że jakość moich konspektów z czasem ulegała poprawie. Szybko przypomniało mi się to, o czym myślałem gdy byłem młodszy. To chyba normalne, że wyobrażałem sobie, co robiłbym z drużyną gdybym to ja ją prowadził. Miałem mnóstwo pomysłów, których na szczęście nigdy nie wcieliłem w życie. Techniki budowania okopów i sposoby rzucania nożem to tylko kilka z rzeczy, które chodziły nastoletniemu mnie po głowie.

„Hola, hola kolego” mówią tu moi uważni czytelnicy. „Przecież ty nie byłeś na kursie drużynowych. Pisałeś o tym dwa numery temu” i dodają na koniec „Jakbyś był przeszkolony na pewno zmieniłbyś zdanie!”.

Zgoda. Na pewno kilku rzeczy bym uniknął. Ale czytając różne wiadomości w sieci i odwiedzając imprezy, dochodzę do wniosku, że pewne błędy i tak bym popełnił . Pewnych spraw się nie uniknie.

Mam znajomą, która opowiada jak w drużynie wędrowniczej musieli poruszać się po lesie szykiem ubezpieczonym. Kilkadziesiąt metrów z przodu szła czujka, mająca wcześnie wykryć niebezpieczeństwo i ostrzec resztę. Na końcu szedł człowiek zabezpieczający tyły. W końcu nigdy nie wiadomo kto i po co może się zakraść. Rzecz jasna, po jakimś czasie pełnienia funkcji, drużynowy troszkę się odmienił a jego drużyna była jedną z najlepszych w kraju. Dzisiaj ze śmiechem opowiada tę historię i żartuje ze swoich militarystycznych zapędów.

Chyba nie ma osób, które nie popełniałyby błędów. Można spokojnie przyjąć założenie, że każdy z nas wytknąłby młodemu sobie całe mnóstwo rażących wpadek metodycznych. Może nawet by się zdenerwował i mówił podniesionym głosem. Wszystko dlatego, że młody człowiek myśli trochę inaczej niż doświadczony instruktor.

Gdyby dzisiaj ktoś mi powiedział, że w swojej drużynie uczy dzieciaki rzucania nożem pewnie nie mógłbym uwierzyć w to co słyszę. Przecież jak można być tak bezmyślnym? Pewnie po chwili przypomniałbym sobie siebie z młodości. Z wiekiem zmieniłem zdanie na wiele tematów. Warto o tym pamiętać gdy wskazuje się komuś właściwą drogę. Nie skreślać takiego drużynowego od razu. Z odpowiednim nastawieniem i właściwie kierowany sam dojdzie do tego, że coś mu nie wyszło. Jeśli chcemy takiej osobie pomóc, nie zapominajmy sami o metodzie harcerskiej, nawet w Internecie.