Być (Komendantką) na Watrze [WW24]

Instruktorski Trop / Katarzyna Lesiak / 12.10.2024

O spełnianiu marzeń, pracy zespołowej i znaczeniu tu i teraz. Komendantka Wędrowniczej Watry 2024, hm. Ina Domider, opowiada o wizji tegorocznej Watry, wyzwaniach w organizacji wędrowniczego zlotu oraz sile wędrownictwa, która skupia ludzi wokół ognia. 

Każdy aspirujący instruktor podczas kursowych zajęć czy pracy z przełożonym uczy się, że działanie należy zacząć od stworzenia wizji. Jaka była twoja wizja Wędrowniczej Watry 2024?

Wizja… Osadzona tu i teraz, ze świadomością przeżywania tego, co tu i teraz. Bycia w tym wydarzeniu całą sobą. Marzyłam o Watrze, na której komenda i kadra jest wśród uczestników. Rozmawia z nimi, jest na zajęciach, przychodzi do watry, odpoczywa w tych samych miejscach, przeprowadza zajęcia, wspólnie działa. Po prostu JEST! Stąd hasło tegorocznej watry – Bądź! Takie zawołanie, które ma przebudzić.  

fot. Artur Hrubesz

Co było pierwszym z setek, jeśli nie tysięcy, podjętych kroków na drodze przygotowań?

Rozmowa z Północą – moją drużyną wędrowniczą. A tak naprawdę z osobą mi najbliższą w harcerstwie. Miałam takie marzenie, abyśmy stworzyli to razem. W ten sposób podjęliśmy się organizacji wraz z zespołem wspaniałych instruktorów. Zaufali tej wizji i zechcieli ją rozbudować, upiększyć i wzbogacić.  

Jakie to uczucie zorganizować tak dużą ogólnopolską imprezę?

To wiele uczuć. Odpowiedzialność: za siebie, zespół i działanie. Duma, kiedy obserwuje się rozwój ludzi i widzi, jak dobrą robotę robią. Radość, że jest się częścią historii, realizując swoje największe harcerskie marzenie. 

Zapytałam o imprezę „tak dużą”, a właściwie ile nas tutaj jest?

A kto to wie… Może szef biura? 

Dlaczego zdecydowałaś się podjąć tego zadania?

Bo marzenia się spełnia, a rzeczy trudne mają sens. Takie mam motto odkąd pamiętam. 

Bądź!” to hasło tegorocznej Watry. To zawołanie, które ma przebudzić

Co okazało się największym wyzwaniem w całym procesie organizacji?  

Myślę, że dla każdego z tworzących Watrę, wyzwanie było inne i w innym momencie. Dla mnie osobiście były to rozstania z ludźmi w komendzie. Ludzie są dla mnie najważniejsi, a życie czasami zmusza nas do zmiany planów i trzeba sobie podziękować. To dla mnie trudne i na pewno największe tegoroczne wyzwanie. 

Czy czas zlotu to dla Waszego zespołu największy stres i ostateczny sprawdzian, czy może moment, w którym można odsapnąć i podziwiać efekty? W końcu 9o procent pracy już wtedy za Wami.

Ponownie – ilu ludzi w komendzie, pewnie tyle odpowiedzi. Dla mnie to czas wdzięczności: za ludzi, którzy są dookoła mnie, za miejsce, które uważam za wyjątkowe, za czas, który za nami i przed nami. Za tu i teraz.  

Watra to mnóstwo rozłożonych w czasie przygotowań przed, których my, zwykli śmiertelnicy, nie widzimy. Jak zatem przebiegała praca z patrolowymi w ciągu roku? Czy wędrownicy wywiązywali się z zadań i przesyłali konspekty na czas?

Ruch wędrowniczy jest bardzo zróżnicowany, a może inaczej – drużyny wędrownicze reprezentują zróżnicowany poziom. Są drużyny, gdzie wsparcie metodyczne było minimalne; są takie, które potrzebowały więcej czasu. Są też takie, których plany i kreatywność podziwialiśmy. Istotą jest proces. Zawsze. I to w wędrownictwie stale mnie zachwyca.  

fot. Artur Hrubesz

Początkowo zlot miał odbywać się w dużo bardziej „miejskim” klimacie. Ostatecznie widzimy się jednak w ogrodzie Dworu Ziobrowskich. Jakie szanse upatrujesz w tej zmianie? Skąd pojawił się pomysł na to miejsce?

Nie powiedziałabym, że Fort Jugowice to bardziej miejskie miejsce. Zmiana jest naturalnym elementem działań. Ilość zgłoszeń przerosła nasze oczekiwania. Fort okazał się za mały. Dzięki Panu Wojciechowi Ziobrowskiemu jesteśmy tutaj. On też uwierzył w wizję tego wydarzenia. Szanse? Hmm… Spójrz – środek miasta, zatłoczona Zakopianka, a słychać śpiew ptaków. Jest piękna przestrzeń, kawiarenka w szklarni. W oddali ule i gaik brzozowy. Szansą jest miejska watra, a jednak w kontakcie z przyrodą. Pomysł pojawił się stąd, że kiedyś miałam przyjemność pracować jako nauczycielka w szkole zlokalizowanej w dworku. Kiedy zaczęliśmy szukać większego miejsca, pomyślałam “może Zawiła?”  

Jak najlepiej przeżyć dzień na Watrze?

Chłonąć. Korzystać z programu, z miejsca, z ognia, z życzliwości ludzi. Odpowiedzieć na hasło Bądź!  

Kto w trakcie Watry ma najwięcej na głowie?

Pan Adam! Dobry duch tego miejsca, który zupełnie nie wie “o co cho” w tym całym zamieszaniu, ale wiem, że czuwa! I musi przeżyć ten entuzjazm wędrowników.  

Zaczęliśmy od perspektywy Komendantki, więc zakończmy perspektywą uczestnika – gdybyś podczas tegorocznej Watry była uczestniczką, jakie miejsca odwiedziłabyś najchętniej i w których zajęciach wzięła udział?

Miejsce przy watrze. W zeszłym roku obserwując zlot z Julią zastanawiałyśmy się, jak pokazać uczestnikom, że to jest symbol, który niesie siłę ruchu wędrowniczego. Jak skupić ludzi wokół ognia. Bo “ogień może być tylko ogniem… to my nadajemy sens”. Co do zajęć, to prawdopodobnie poszłabym tworzyć  pierścienie harcerskie. Prowadzący zajęcia to mistrz, a mistrzów chce się słuchać i naśladować.  

Przeczytaj też:

Katarzyna Lesiak - wieloletnia drużynowa harcerska w podwarszawskim hufcu. Studentka (nie tylko) filologii polskiej. Często szuka drugiego, a nawet trzeciego dna. Czyta wszystko, co wpadnie jej w ręce, ale rzadko do końca. Nic, co harcerskie, nie jest jej obce.