Był rycerz, człowiek godny i prawy…
29 lutego 1768 w skutej lodem, zagubionej w śnieżnej zamieci niewielkiej twierdzy, otoczonej zmurszałą palisadą, wśród skrzących się od nieśmiałego, wczesnego słońca sopli – podpisano Akt Założycielski Konfederacji Barskiej.
Konfederacje stały się szczególnie od XVII wieku istotnym elementem życia politycznego Rzeczypospolitej. Były to związki, które w chwilach powszechnego rozstroju i grożącego niebezpieczeństwa tworzyła szlachta, by wypełnić ustrojową lukę, która uniemożliwiała skuteczne działanie. Fundamentem konfederacji była jej dobrowolność. Przystąpienie do związku oparte było na indywidualnej decyzji, potwierdzonej przysięgą konfederata. Konfederacje miały swoje wybierane władze (marszałka, konsyliarzy, regimentarzy) a także organ funkcjonujący na prawach sejmu – walną radę. Najgroźniejszą bronią, prawno-politycznym instrumentem, który był główną wartością konfederacji była zasada głosowania większością głosów. Podjęcie koniecznych uchwał nie mogło zostać sparaliżowane przez okryte czarną sławą liberum veto.
Czwórka młodzieńców, równym ożywiona duchem, zawołała jednogłośnie, że sprawy ojczystej nie opuści nigdy i poprzysięgła na skrzyżowane karabele, że gotowa zginąć, jeśli jej ocalić nie zdoła. Tę samą przysięgę kilku ze szlachty, którzy przybyli w towarzystwie młodych Pułaskich; był to pierwszy związek konfederacji.
Tak to Józef Pułaski, świętą szablę przodków, co krew swą hojnie i ochoczo lali pod Chocimiem jeszcze, wzniósł i synom poprzysięgać kazał nocą, potajemnie przy tkliwym blasku świec ledwie. Ten zdolny adwokat, groszorób „z kondycji szaroziemiańskiej przechodzi w tym momencie do arystokracji dziejowej”.
Józef Pułaski, dzięki zniewadze Repnina, który to kopniakiem, jak zaświadcza w pamiętnikach król Staś, odpowiedział na słowa szlachcica „Niech stanie i sto tysięcy (wojsk carskich), naród wolny krew przeleje!”, swój „czerep rubaszny” podgala wzorem przodków, po staropolsku. Następuje przebudzenie. Z „magnackiego klienta” staje się „chorążym patriotyzmu polskiego” – jak napisał Janusz Roszko.
W ten sposób żywota dokonała, mityczna kraina Panów Braci, sarmatów, religijnej tolerancji, wspólnoty wielu narodów, kultur, religii – pełna błędów, niesprawiedliwości.
Konfederacja Barska była jednym z najbardziej skomplikowanych wydarzeń, faktów historycznych konającej Szlacheckiej Rzeczypospolitej. Była ona aktem suwerena – „narodu wolnego”, czyli szlachty, która uświadomiła sobie lub została uświadomiona brutalnością władz rosyjskich (czego „materialnym dowodem” jest wyżej opisany kopniak Repnina), że ich Rzeczpospolita, mówiąc prosto, już ich nie jest. Można by powiedzieć, że był to w pewnym sensie nawet „tradycyjny rokosz”, czyli wypowiedzenie posłuszeństwa monarsze, w tym przypadku carycy Katarzynie II i jej kochankowi – marionetce, nieszczęsnemu królowi Poniatowskiemu.
Cztery lata walk, często bratobójczych, wielu krwawych tragedii, rzezi (jak choćby ta w Humaniu) zakończyły się klęską pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej. W ten sposób żywota dokonała, mityczna kraina Panów Braci, sarmatów, religijnej tolerancji, wspólnoty wielu narodów, kultur, religii – pełna błędów, niesprawiedliwości, hipokryzji, wszelkiego rodzaju niedoróbek, których już nigdy nie zdołała naprawić. Zmiażdżona cynicznym wyrokiem zaborczych sąsiadów, milczeniem lub eleganckim chichotem zachodnich mocarstw oraz własną, pyszną słabością.
Konfederację Barską zwykło się określać epitetami. Miała ona być „występkiem patriotycznym, ale zbytnio konserwatywnym”, „szaloną akcją, która spowodowała rozbiory”. Dla mnie głównym jej przymiotem jest jej „zróżnicowanie”.
Była ona z jednej strony, jak słusznie podkreślił Karol Zbyszewski w swym „Niemcewiczu z przodu i tyłu” źle przygotowana. Trudno się nie zgodzić ze zdaniem, że „Choć Pan Bóg nie zgłosił do niej swego akcesu, zwalono nań całą robotę”. Samo rozpoczęcie walki zbrojnej zimą, liczenie na pozytywny odzew szlachty, a nawet jeżeli, na moc bojową pospolitego ruszenia w starciu z wyszkoloną armią carską. Jakieś specyficzne „zadżumienie”, pozwalające wierzyć w militarny sukces Panów Braci w półpancerzach, uzbrojonych w szablę, pistolet skałkowy i ryngraf z Matką Boską w starciu z wojskiem drugiej połowy XVIII wieku. Niech symbolem będzie tutaj już sama twierdza barska, stara, chroniona tylko palisadą i rowem nie przypominająca w niczym planowanego na początku sławnego Kamieńca Podolskiego.
A jednak. Walki trwały cztery lata, a momentami konfederatom wiodło się zaskakująco dobrze. Norman Davies podkreśla w tym wypadku rolę „błyskotliwej improwizacji” hetmana Ogińskiego na Litwie a także Kazimierza Pułaskiego.
„Pułasczycy mieli wszelkie prawo czuć się odrębną grupą nie tylko wojskową, ale poniekąd i polityczną, od Krasińskich i Potockich niezależną, najczystszą, najzdrowszą, najistotniejszą, jak gdyby pierwszą kadrówką tej bojującej Rzeczypospolitej…”
Kazimierz Pułaski, którego przysięgę wraz braćmi, opisywał sentymentalny cytat na początku, w chwili swego akcesu do Konfederacji miał 23 lata. Całą resztę swego krótkiego życia miał poświęcić walce o wolność, wypełniając tym samym sprzysiężenie zawarte w pierwszej strofie hymnu Barzan.
Stawam na placu z Boga ordynansu,
Rangę porzucam dla nieba wakansu.
Dla wolności ginę-
Wiary swej nie minę,
Ten jest mój azard.
To właśnie Pułaszczycy, jak nazwał ich prof. Konopczyński, byli twórcami, nośnikiem, i inspiracją mitu barskiego, tak chętnie podchwyconego później przez Słowackiego, Mickiewicza, czy poetów legionowych naznaczonych „stygmatem niezłomności.”
Wszak w dawnej Polsce to św. Kazimierz był patronem rycerstwa.
Kazimierz Pułaski stał się zarazem ostatnim mężnym rycerzem ginącej dawnej Rzeczypospolitej, jak i symbolem powstańca, nieugiętego bojownika o niepodległość. Był tym, w którego imieniu zespalał się cały urok romantyczności dawnego rycerstwa, swoistej surowości zwyczajów, dumy. Ten ostatni z Panów Braci skupił w sobie wszystkie ich najważniejsze zalety, cały etos budowany przez lata Rzeczypospolitej. Wszak w dawnej Polsce to św. Kazimierz był patronem rycerstwa.
William Taft, prezydent USA, kiedy w 1910 roku odsłaniał pomnik Pułaskiego w Waszyngtonie, powiedział.
„Był to rycerz z krwi i kości, syn rycerskiego narodu, rycerski w postawie i zwyczajach; mężny, nieustraszony, odważny i śmiały – a zarazem kobiecej łagodności i uprzejmości, pełen słodyczy w obejściu.”
Rycerskie obyczaje, etos, żelazne zasady i reguły. Conradowskie „proste pojęcia”. Coś, co prostuje, przypomina. To jest wieczny testament Kazimierza Pułaskiego, którego po śmierci w bitwie pod Savannah, żeglarskim zwyczajem zatopiono w głębinach Atlantyku. „The Knights tale” – „Opowieść Rycerza” epicki, średnioangielski poemat Chaucera zawiera chyba najzwięźlejsze streszczenie kodeksu rycerskiego. W zaledwie czterech słowach, ten drugi po Dante Alighierim, twórca europejskiego średniowiecza wyraża istotę, esencję „rycerskości”.
Trouthe and honour, fredom and curteisie
Trouthe to coś na kształt wierności. Polega na dotrzymywaniu słowa za wszelką cenę
, wykonywaniu uczciwie przyjętych obowiązków, umiłowania prawdy, wewnętrznej prawości, (tu znowu przydatne jest inne angielskie słówko – integrity).
Honour – rycerska cześć, rycerski honor, których zachowanie możliwe jest tylko poprzez dochowanie wierności. Poczucie godności, własnej wartości, ale nienaburmuszona bufonada, tylko cicha pewność siebie.
Freedom oznacza nie tyle wolność (freedom), ale postawę bezinteresowności, hojności. Ma to coś wspólnego ze swobodą, rycerz nie robi niczego z przymusu (zewnętrznego), a z własnej woli.
Curteisie tłumaczy się jako dworność, przez co należy rozumieć nie specyficzną sztuczność, ale postawę szacunku, pewną delikatność w obejściu, również charyzmę, dążenie do duchowej doskonałości, wystrzeganie się pogardy (nawet do wroga).
Konfederacja Barska nie zwyciężyła zaborców, zresztą pewnie nie miała na to szans. Byli jednak wśród konfederatów rycerze, którzy „choć świat się spękał, słońce zadrżało a chmury i morza się nasrożyły”, dali dowód męstwa, wierności, niezłomności i mogą „niezatrwożeni” udać się do „grona zimnych czaszek, do grona swoich przodków Gilgamesza, Hektora, Rolanda, obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów”.
Kazimierz Pułaski i jego druhowie nie pozwolili narodowi sczeznąć, ulegnąć w bezwładzie, dali świadectwo. Ukochali „kamienne łono ojczyzny”, jako jedni z pierwszych skropili ten „skrwawiony węzeł”, który określił przyszłym pokoleniom kształt „wielkiego zbiorowego obowiązku.”
Zakończy za mnie Norwid, „na zapytanie czemu: w konfederatce…”
1
Kończy się Era starego oręża,
Czas jej ucieka;
Nie człowiek dziś już kuty dla oręża;
Oręż – dla człeka.
2
Za to i rycerz nie lada gwałtownik,
Lecz ów, co czeka;
I niekoniecznie atletą pułkownik;
Prędzej kaleka! –
3
Amarantową włożyłem na skronie
Konfederatkę,
Bo jest to czapka, którą Piast w koronie
Miał za podkładkę.
4
I nie dbam wcale, że już zapomniano,
Skąd ona idzie?
Ani dlaczego spospolitowano
Tę rzecz – o ! wstydzie.
5
A jednak widać, że znam klejnot wielki
Rzeczpospolitéj,
Skoro przenoszę ponad wieniec wszelki –
Z baranka wity!