Byłam szefem HSR

Archiwum / 10.01.2008

„Gdy zostawałam szefem, chciałam, by szkoła była fajną strukturą, dobrze zorganizowaną, z kompetentnymi ludźmi, z ciągłym wsparciem dla instruktorów, z nieustającym odpowiadaniem na potrzeby środowisk. Ale chciałam też, by wszyscy wiedzieli, jacy jesteśmy dobrzy, by wiedzieli, że mogą czerpać z naszych doświadczeń." Z hm. Katarzyną Krawczyk – szefem HSR w latach 2002-2007 rozmawia Zuzanna Zaleska.

Kiedy i w jakich okolicznościach zostałaś szefem HSR?
W 2000 roku Rafał Klepacz po raz pierwszy powiedział, że już powinien przestać być szefem HSR. Prawie wybuchły zamieszki na ulicach, nikt nie wyobrażał sobie, by szefem mógł być ktoś inny. Taki stan, gdy zastanawialiśmy się, co z tym zrobić, trwał dość długo, bo prawie dwa lata. Latem w 2002 roku, byliśmy pod ścianą, wyczerpały się wszystkie nasze pomysły na kandydatów na szefa, a potencjalni kandydaci to było dość zamknięte grono, bo wymagania były podobne do tych dzisiejszych. Ja załamywałam ręce nie wierząc już, że kogoś znajdziemy, a Rafał wciąż mówił, że w razie czego to on ma asa w rękawie. Nie brałam wtedy zupełnie pod uwagę, że to ja mogłabym być szefem, wydawało mi się, że to za późno. We wrześniu zaprosiła mnie na spotkanie doktor Zembrzuska, kazała natychmiast wysyłać zgłoszenie na konkurs na szefa, bo przecież nikt inny tak bardzo się do tego nie nadaje. Nie posłuchałam jej wtedy. Potem były zawody w Szczecinie, po ich zakończeniu poszliśmy z Doktorową, Rafałem, Moniką i Mariuszem Cyrulewskim na kawę i tam postawili mi lody, kawę i powiedzieli: „już bez gadania, cv na jutro i list motywacyjny”, słów pani doktor, pozwól, nie powtórzę… A Rafał zapytał czy fajny as z rękawa… W drodze powrotnej ze Szczecina w głowie już miałam gotowy plan na zarządzanie szkołą i z zapałem opowiadałam o tym Rafałowi. Podobało mu się. Zanim stanęłam do konkursu, który odbył się 17 października, miałam już skompletowane szefostwo i milion pomysłów. Pamiętam, że w odpowiedzi na pytanie, dlaczego to ja mam być szefem HSR – powiedziałam, że jestem najlepszym kandydatem na szefa. Trochę zarozumiałe, a jednak niczego tak bardzo wtedy nie byłam pewna jak tego, że powinnam to robić.

Wspomniałaś, że musiałaś przedstawić wizję HSR pod Twoim szefostwem. Jaka to była wizja, na co kładłaś akcenty?
Najważniejsze były dla mnie standardy szkoleń, uporządkowanie ścieżki rozwoju i wsparcie instruktorów przez inspektoraty. Chciałam też uporządkować doktrynę przy pomocy poradnika pierwszej pomocy. Znajomo brzmi, co? Podobne założenia początkowe mogliśmy obejrzeć i posłuchać ich na ostatnich warsztatach. Przedstawiał je już obecny szef HSR. Zastanawiałam się nawet czy to znaczy, że my przez pięć lat nic nie zrobiliśmy, ale nie. Natomiast wielu rzeczy nie udało nam się przewidzieć. Na wiele nie wystarczyło czasu, albo położyliśmy akcenty na inne. Wielu nie doprowadziliśmy do końca. Główną różnicą w pracy mojego szefostwa w porównaniu z poprzednim szefostwem był fakt konkretnie podzielonych kompetencji. Już nie trzeba było o wszystkim rozmawiać z szefem czy jego zastępcą. Instruktorzy HSR długo nie mogli się do tego przyzwyczaić, zresztą najbardziej chyba nie mogłam przyzwyczaić się ja. Wiedzą to doskonale członkowie tego szefostwa. Ale uczyliśmy się nawzajem. Oni ode mnie, a ja od nich. To były długie lekcje pokory, zorganizowania, mnóstwo sprawdzianów.
Gdy zostawałam szefem, chciałam, by szkoła była fajną strukturą, dobrze zorganizowaną, z kompetentnymi ludźmi, z ciągłym wsparciem dla instruktorów, z nieustającym odpowiadaniem na potrzeby środowisk. Ale chciałam też, by wszyscy wiedzieli jacy jesteśmy dobrzy, by wiedzieli, że mogą czerpać z naszych doświadczeń.

Kierowałaś Szkołą przez 5 lat, jakie momenty przełomowe spotkały wówczas tę organizację? Na czym polegał ich wyjątkowy charakter i jak zmieniły oblicze Szkoły?
Pierwszym takim wydarzeniem było przyłączenie do Harcerskiej Szkoły Ratownictwa Harcerskich Grup Ratowniczych. To się dziś wydaje niemożliwe, ale one nie były jej częścią. Udało nam się je przyłączyć, niejako za porozumieniem stron, pod koniec kadencji Rafała. Ale ich problemy rozwiązywaliśmy dopiero, gdy ja zostałam szefem. Narodził się temat dyskusji „po co HGR w ZHP”, burzliwe dyskusje w gronie instruktorów, szefów HGR, wreszcie wśród instruktorów zajmujących się specjalnościami oraz przedstawicieli Państwowej Straży Pożarnej pozwoliły nam na to pytanie odpowiedzieć. Ciekawe, że dziś, po czterech latach od tamtej dyskusji, pytanie znów jest aktualne… Wraz z HGR pojawił się pomysł ich szkoleń, a stąd prosta droga do Ogólnopolskiego Zgrupowania Obozów Ratowniczych, który początkowo był tylko letnim obozem szkoleniowym dla członków HGR. Drugie wydarzenie to „zmiany w HSR”, a właściwie cały proces zmian. Rozpoczęty na warsztatach szefów inspektoratów
pod koniec 2003 roku. Wreszcie kulminacją dyskusji były warsztaty regionalne instruktorów HSR. Cykl warsztatów odbył się jesienią 2004 roku. Tyle siły, entuzjazmu i pomysłów do pracy nie przyniosło nam chyba żadne inne wydarzenie. Instruktorzy HSR na tych warsztatach pochylili się nad kształtem szkoły, jej zasadami działania, ścieżką rozwoju w HSR, regulaminem odznaki, programami kursów. W tym wszystkim przyświecało nam myślenie o celu HSR. Dzisiejszy obraz HSR to to, co stworzyli instruktorzy na tych właśnie warsztatach. Nawet wizje tworzone przez nich na za trzy lata, które teraz mijają, prawie się zgadzają z rzeczywistością. W marcu 2006 roku wprowadziliśmy zmiany. Zmieniły się: zasady działania szkoły, powstał regulamin instruktorski, regulamin odznaki został wchłonięty przez zasady, powstały programy szkoleń: kursu pierwszej pomocy HSR (który został przemianowany z dotychczasowego kursu na odznakę Ratownik Medyczny ZHP) oraz kursu podstaw pierwszej pomocy HSR – kierowanego do harcerzy starszych oraz wszystkich osób, które o pierwszej pomocy coś chcą wiedzieć, ale nie mają czasu lub ochoty na dwuweekendowy kurs. Ważnym elementem tych zmian, a także wydarzeniem przełomowym, było rozpoczęcie współpracy z Polską Radą Resuscytacji oraz kontynuowanie współpracy z Państwową Strażą Pożarną. Dziś nikt sobie nie wyobraża HSR bez kursów BLS-AED, a one dopiero od niedawna są u nas. Po warsztatach regionalnych instruktorzy HSR wyjechali bogatsi w wiedzę, że gdy mówią coś na kursach, a ktoś zarzuca im, że uczą wg jakiegoś wyimaginowanego standardu, wymyślonej doktryny, to mogą swobodnie powiedzieć, że to czego uczymy, to nie jest pomysł przypadkowych osób. Bo za wiedzą przekazywaną przez nas stoją ERC i PSP. Hasło „nie wymyśliliśmy tego sami” stało się wszechobecne. Programy kursów zostały stworzone na podstawie wytycznych w sprawie ratownictwa PSP oraz wytycznych Europejskiej Rady Resuscytacji. W dodatku ZHP ma podpisane stosowne umowy z każdą z tych instytucji. Wyobraźcie sobie, że dopiero wtedy – podczas tych zmian – ujednoliciliśmy certyfikaty ukończenia kursów, zmieniliśmy nazwę odznaki, stworzyliśmy standard prowadzenia szkoleń, konkretne godziny prowadzenia zajęć, jednolite egzaminy. Tam wprowadziliśmy zasadę, że uprawnienia instruktorskie HSR otrzymuje się na dwa lata, a potem przedłuża. Ciekawe też, że osobiście musiałam namawiać i przekonywać instruktorów do ograniczenia kompetencji szefa HSR. Niestety, na tych warsztatach nie udało nam się zrobić zajęć z doktryny HSR w takim zakresie,
w jakim planowaliśmy. Kolejnym wydarzeniem, które było przełomowe z wielu powodów, były warsztaty HSR w 2005 roku w Warszawie. Po pierwsze dlatego, że zorganizowaliśmy wtedy konferencję „Rola organizacji pozarządowych we wzmacnianiu bezpieczeństwa powszechnego w kraju” dzięki której, mieliśmy okazję porównać się z innymi organizacjami pracującymi napolu szkoleń z pierwszej pomocy i ratownictwa. Po drugie dlatego, że wtedy zmienił się skład szefostwa HSR i sposób jego pracy. To był też czas, w którym zaczęło się przygotowywanie następcy na szefa HSR, którego wcześniej nie udawało się znaleźć. W całym działaniu HSR w tym czasie (ale wcześniej też) ważne było bieżące przystosowywanie się do realiów, w których żyjemy. Zmiany w HSR nie zdarzały się z powodu fanaberii szefostwa, tylko z potrzeb instruktorów, środowisk, a także zmian w ZHP. Odpowiedzią na reformę metodyczną było stworzenie kursu podstaw pierwszej pomocy, na wprowadzony system odznak kadry kształcącej – dorzucenie do wymagań na klasę A posiadania tej odznaki, otworzyliśmy nowe źródła pozyskiwania instruktorów, bo wciąż nam ich brakuje – stąd np. zmiana wymagań udziału w kursie instruktorskim HSR – dziś instruktor HSR nie musi być instruktorem ZHP. Zresztą nadal są źródła, z których nie korzystamy, nowe szefostwo pewnie zacznie je wykorzystywać. HSR to stale ucząca się organizacja. Dynamiczna, stale rozwijana, stale analizująca czy wykorzystane rozwiązania spełniają oczekiwania i realizują cele.

Gdybyś miała podsumować to, jaka jest HSR?
HSR… kiedyś zrobiłam sondę smsową, z czym kojarzy Ci się HSR… odpowiedzi były przeróżne. Każdą prezentację HSR rozpoczynałam od słów, że to taka dziwna szkoła, bo nie ma siedziby. Nie można do niej przyjść. Ta szkoła jest wszędzie tam, gdzie są instruktorzy HSR i tam, gdzie ludzie chcą od nich uczyć się pierwszej pomocy. A jaka jest? Też taka, jak ci ludzie. Tak samo jak oni, HSR też pełna jest wad i problemów, z którymi trzeba sobie radzić. Ale zazwyczaj jest dobrze zorganizowana, pełna kompetentnych instruktorów. HSR to ciekawe i motywujące warsztaty, wymagające zawody i moim zdaniem kwintesencja HSR – czyli kursy instruktorskie. Każdy tu, w HSR, zna znaczenie słów kompetencja, zasady, motywowanie, wsparcie. Tu się o tym wszystkim nie gada, to się tutaj dzieje naprawdę. I to jest kluczowe, Harcerska Szkoła Ratownictwa jest autentyczna, prawdziwe są rzeczy, które robimy, prawdziwe umiejętności, naprawdę przydatne i naprawdę uczymy się od siebie nawzajem. Świat się powiększa, gdy wstępujesz do HSR, nagle jakby w promocji dostajesz ponad setkę znajomych, z którymi łączy Cię wspólna pasja i wspólny cel. Czujesz z nimi więź, mimo, że czasem nie udaje Ci się zamienić z nimi nawet słowa, albo przerwy w Waszych kontaktach są baaardzo długie. Ci ludzi są wciąż gotowi do pomocy. Na ostatnim kursie HSR podczas zajęć o metodzie harcerskiej, Kuba Sieczko opowiadał, że w HSR jest tak, że jak ktoś czegoś potrzebuje, to wystarczy znaleźć odpowiedni numer telefonu do instruktora HSR zajmującego się daną dziedziną życia albo mieszkającego w odpowiednim miejscu. W chwili zakończenia zajęć, zadzwonił do mnie kolega zupełnie spoza HSR z pytaniem, czy znamy kogoś w Krakowie, bo jego żona – instruktorka ZHP – utknęła w szpitalu z poszkodowanym w wypadku harcerzem i nie ma jak się dostać na obóz pod Kraków. I nie minęła godzina, a jechał do niej kolega naszego instruktora HSR, który znalazł ją w szpitalu, poczekał na zakończenie badań i odwiózł na miejsce. Tak jest w HSR, a jak to doskonale wpisało się w treść zajęć Kuby. Kiedyś na kursie instruktorskim HSR na Głodówce w 2005 roku na weekend instruktorski przyjechało chyba z piętnastu instruktorów HSR. Spędzili czas z uczestnikami kursu, razem wzięli udział w zajęciach na kursie BLS AED i na zajęciach z etyki w ankietach po weekendzie pojawiły się słowa „fajnie było zobaczyć, że te gadki o przyjaźni w HSR to prawda”.

Rozmawiała: phm. Zuzanna Zaleska

Cały wywiad znaleźć można w grudniowym numerze „Harcerskiego Eskulapa” – do pobrania na stronie www.hsr.pl