Chwalisz się czy żalisz?

Martyna Kowacka / 23.02.2020

Higiena pracy – ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Jak często poświęcamy swój sen, czas na jedzenie, czy odpoczynek, aby osiągnąć cel? Czy tak powinna wyglądać służba? Czy powinniśmy się tym chwalić?

Higiena pracy – słyszał o niej każdy, ale kto ją widział? Gdzie jest granica poświęcania siebie, na rzecz osiągnięcia celu? A co z osobistym przykładem? Coraz częściej widzimy instruktorów, którzy szczycą się tym, że pracowali 24 godziny lub więcej (sic!) bez przerwy. Owszem, osiągnęli zamierzony cel, ale jakim kosztem? Czy tak to powinno wyglądać?

Powody do dumy?

Pewnie nie raz widzieliście na tablicy któregoś ze swoich harc-znajomych post o tym, że weekend bez spania, 24 godziny na nogach bez przerwy, albo jakiś inny sposób pokazujący ich zaangażowanie w wykonywane działanie. Zastanawia mnie jednak, czy wolontariat powinien być służbą, czy poświęceniem. No właśnie… Czy jest się zatem czym chwalić?

Czy składanie ofiary ze swojego zdrowia jest naprawdę powodem do dumy?

Mam wrażenie, że szczególnie osoby na początku swojej instruktorskiej drogi uważają zupełne oddanie się sprawie za coś pozytywnego. Ale czy składanie ofiary ze swojego zdrowia psychicznego i fizycznego jest naprawdę powodem do dumy? Co w tym jest fajnego?

Czy jest się czym chwalić to jedno pytanie, ale drugie – moim zdaniem ważniejsze – to czy powinniśmy się tym chwalić? Czy powinniśmy się szczycić tym, że nie potrafimy zaplanować swojego czasu na tyle, żeby znalazła się w nim odpowiednia ilość snu lub czas na jedzenie? Moim zdaniem absolutnie nie. Nie jest sztuką zarwać nockę, ale umiejętnie zaplanować czas, aby do takich sytuacji nie dochodziło. Natomiast sztuką jest, aby zaplanować czas, żeby efekt był taki sam albo i lepszy.

Higiena pracy = większa efektywność

Ja wierzę w to, że aby zrobić coś dobrze, najpierw trzeba zadbać o siebie. Nie wiem jak wy, ale ja dużo lepiej myślę i pracuję, jak jestem wyspana, najedzona i wypoczęta. Mój mózg lepiej funkcjonuje, potrafię się skupić i – co chyba najważniejsze – jestem milsza (ci, którzy mieli okazję ze mną współpracować dokładnie wiedzą, o co chodzi). Może więc lepiej zadbać o higienę pracy swoją i swoich współpracowników, aby po prostu przyjemniej się nam razem współpracowało? I żeby efekty były lepsze?

Ja wiem, że to jest trudne

We wszystkim trzeba zachować umiar i rozsądek

Mam wrażenie, że temat ten szczególnie mocno dotyka właśnie obszaru komunikacji i promocji. News, żeby był newsem, musi przecież być wypuszczony od razu. Zdjęcia dodane tydzień po imprezie już nie będą takie interesujące i nie wzbudzą takiego zaangażowania, jak te dodane w dniu imprezy. Warto o tym pamiętać, ale równocześnie we wszystkim trzeba zachować umiar i rozsądek. Należy dobrze zaplanować pracę, aby i news był świeży i redaktor wyspany – uwierzcie mi, że da się to zrobić.

Ja sama bywam mamą Martynką, która przychodzi w najlepszym momencie i mówi, że czas spać. Wiem, że jesteśmy przecież dorośli i każdy powinien dbać o siebie, ale wiem też, jak łatwo w ferworze pracy nie zwracać uwagi na to, która jest godzina czy kiedy ostatnio jedliśmy. Zawsze musi być ten ktoś zły, ale ja zawsze powtarzam, że to dla naszego wspólnego dobra.

Na początku było trudno. Ludzie zjeżdżający się z całej Polski, chcą też spędzić trochę czasu razem, porozmawiać. Wierzę, że w tym momencie wolontariusze, którzy ze mną współpracują wiedzą, że to nie wynika z mojego bycia niemiłą, a z troski o nich i ich higienę pracy. Poza tym, gdyby każdy z nas miał świadomość przestrzegania zasad higieny pracy, nikt nie musiałby wchodzić w rolę poganiacza i niszczyciela zabawy.

Przykład idzie z góry

Myślisz, że nikt na ciebie nie patrzy? Mylisz się. Jestem przekonana, że spora część osób, z którymi pracujesz, obserwuje cię i to bacznie. Ty nie śpisz i jesz w biegu (o ile w ogóle jesz), a twoi podopieczni to widzą i traktują to jako przyzwolenie na takie działanie. Zdradzę wam sekret – osobisty przykład instruktora działa również w tym obszarze!

Pokazując fatalne wzorce, uczymy naszych podopiecznych złych nawyków

Bardzo chciałabym, aby wszyscy instruktorzy mieli cały czas z tyłu głowy, że jesteśmy organizacją wychowawczą. Pokazując takie fatalne wzorce, uczymy naszych podopiecznych i współpracowników złych nawyków. Wysyłamy im komunikat, że pracowanie przez 24 godziny jest czymś dobrym, czym powinniśmy się pochwalić w mediach społecznościowych.

Zachowując się tak, wychowujemy osoby, które nie dbają o własne potrzeby, bo ich nie widzą. Wychowujemy pracoholików, którzy zajeżdżają się i niejednokrotnie się wypalają. To odbija się także na naszej przyszłości. W dorosłym życiu te złe przyzwyczajenia przenosimy do pracy. Robimy nadgodziny, których często nie wykazujemy.

Jest jeszcze jeden aspekt, który trzeba poruszyć. Niestety często dzieje się tak, że zaczynamy wymagać tego samego od innych, że niejako narzucamy im nasz sposób działania. Dobrym przykładem jest wysyłanie rzeczy w ostatniej chwili, oczekując, że będą zrobione w terminie. A takie zachowanie jest już co najmniej nie fair.

Naprawdę wierzę, że da się inaczej. Z odpowiednim zaplanowaniem pracy wielu wspomnianych tu sytuacji można by uniknąć. Pytanie tylko, czy osoby, które tak robią w ogóle ten problem zauważają? Bo kluczem do zmiany naszych kiepskich przyzwyczajeń jest ich zauważenie i chęć zrobienia czegoś z nim. Życzę wam powodzenia!

 

Przeczytaj też:

Martyna Kowacka - Ślązaczka mieszkająca w Warszawie. Wywodzi się z Hufca ZHP Ziemi Rybnickiej, gdzie pełniła wiele różnych funkcji — była m.in. jego komendantką i dwukrotnie drużynową. Obecnie jest kierowniczką Wydziału Komunikacji i Promocji GK ZHP i rzeczniczką prasową ZHP. Uważa, że w życiu nie ma przypadków — prowadzone jednostki przekazała Oldze i Oli, a teraz jej zastępczynie w wydziale również noszą te imiona.