Co czytali w komendzie?
Podczas tegorocznej Wędrowniczej Watry zapytaliśmy trzy osoby z komendy o to, co czytają. Każda z nich inaczej podchodzi do książek i czyta co innego.
W polowych wydaniach Na Tropie komendantka Watry Sylwia Wójcik, jej zastępczyni ds. programu Kinga Szołczyńska i członkini komendy ds. współpracy z zagranicą, Ewa Grabek, podzieliły się tym, co czytają.
Sylwia Wójcik:
Zabrzmi to zapewne dość twardo i pragmatycznie – czytanie książek, mimo ich często lekkiej natury odbieram bardzo funkcjonalnie.
Teraz czytam o Wandzie Rutkiewicz
Książki niezwykle mnie inspirują, zachęcają do intelektualnych eksperymentów, pokazują inną perspektywę znanego niekiedy kawałka świata. Szczególne miejsce na mojej półce zajmują biografie, bo nie ma przecież na świecie nic bardziej inspirującego, niż życie drugiego człowieka. Z racji pasji kolekcjonuję wszystkie biografie Marii Curie-Skłodowskiej. Choć teraz nie czytam o niej, ale o Wandzie Rutkiewicz.
Jeśli akurat ważne są eksperymenty myślowe i pęd za rozwiązywaniem zagadek to sięgam tylko po kryminał. Moje ulubione historie to te opisane przez Czubaja. Najlepiej mi się czyta kryminały polskie i pisane w seriach, bo wtedy mogę pochłonąć całą od razu. I wreszcie czytam też książki o świecie, bo ogromnie cenię oglądanie go z perspektywy reportażu (wspaniały R. Kapuściński) lub z zupełnie innej dla mnie strony, jak w Sekretnym życiu drzew.
Najbardziej lubię czytać w hamaku
To jednak, gdzie się czyta jest dla mnie równie ważne jak to, co akurat się czyta. Nie wszystko przecież nadaje się do tramwaju, którego rytmiczny stukot idealnie zgrywa się z rytmem pogoni za złoczyńcą lub też wariacką ucieczką rozklekotanym ziłem przed gwałtownym ostrzałem. Najbardziej lubię czytać w hamaku, który stwarza idealną przestrzeń do rozmyślań, marzeń, planów, a nawet i wartkiej akcji, jeśli wiatr dobrze zabuja. Dobra książka dzięki przestrzeni pozwalającej na prawdziwe spotkanie staje się prawdziwym rarytasem, czego wszystkim życzę.
Kinga Szołczyńska:
Są takie książki, do których się wraca, jak do ciepłych kapci, do ulubionej poduszki, do najlepszej herbaty w najukochańszym kubku. Ja mam trzy takie pozycje, a właściwie serie, których chyba do końca życia nie przestanę czytać wciąż i wciąż od nowa. Najmocniej związana z dzieciństwem jest seria o Harrym Potterze. Najbardziej związana z okresem dorastania, seria o Wiedźminie Sapkowskiego.
Historia nie jest zbyt skomplikowana, a nawet przewidywalna
Teraz jednak czytam tę najbardziej epicką, odciskającą w głowie konkretne obrazy zawierające wszystkie wrażenia zmysłowe, czyli Władcę Pierścieni. W gruncie rzeczy cała historia nie jest zbyt skomplikowana, a nawet przewidywalna. Wiadomo, kto jest dobry, a kto zły. Co więcej, pojawia się niestety bardzo dobrze znany, acz mało wiarygodny schemat, że to, co piękne jest dobre, a brzydota chodzi w parze ze złem. Mimo słów „Nie wszystko złoto co się błyszczy…” opisujących mojego ulubionego bohatera, czyli Aragorna, jego też dotyka ten schemat.
Tak czy inaczej, jest coś takiego w tej historii, co sprawia, że przeżywam przygody razem z Drużyną Pierścienia, chodzę po krainach Śródziemia i zachwycam się ich pięknem, aż wreszcie na zakończenie ostatniego tomu zanoszę się od płaczu. Najbardziej chyba imponuje mi to, że fabuła jest stabilnie osadzona w świecie pełnym przemyślanych szczegółów, w historii ras, w legendach Śródziemia. Oprócz warstwy teraźniejszej dla rozgrywającej się akcji poznajemy przeszłość, co przy oczywistej fantastyce nadaje mimo wszystko duże poczucie realności.
Ewa Grabek:
Szczególnie lubię e-booki
W drodze na Watrę, a w tym roku wymagała ona wielu przesiadek, przed nudą ratował mnie czytnik e-booków. Polecam każdemu, kto poza wędrówką na nogach, lubi zawędrować gdzieś dalej. W perspektywie spakowanego na Watrę plecaka czytnik to żaden ciężar. Należę do tych odmieńców, którzy czytają kilka książek jednocześnie i nie dostają z tego powodu zawrotów głowy, dlatego szczególnie lubię to rozwiązanie.
Pierwszym moim towarzyszem podróży był bestseller Małe życie Hanyi Yanagihary. Ta przejmująca historia czwórki przyjaciół szukających jakiegokolwiek sensu w otaczającej beznadziei. Mimo wszystko dawała radę. Powieść Hawajki nie nastrajała jednak zbyt optymistycznie, a przecież byłam w drodze na wielkie święto wędrowników!
Sięgnęłam więc, zupełnie z innej beczki, po Korean for Dummies Hong Junkwooka, czyli podręcznik absolutnych podstaw języka koreańskiego. Nazwanie tego pokrzepiającą lekturą to przesada, ale przerysowywanie znaków alfabetu hangul okazało się zajmujące. Wystarczyło na podróż między Warszawą a Krakowem.
Ostatnia sierpniowa książka to zbiór sztuk Oscara Wilde’a
Ogólnopolska decyzja rzucenia wszystkiego i wyjechania w Bieszczady, albo raczej długa podróż między Białymstokiem a Olchowcem pozwoliła mi na sięgnięcie po trzecią pozycję. Zwłaszcza, że po drodze na zlot czekała mnie jeszcze trasa ósma wiodąca przez górskie szlaki. Ostatnia sierpniowa książka to zbiór sztuk Oscara Wilde’a. Czy to było z przyzwyczajenia po szkolnych lekturach (studiuję w języku angielskim), czy w ramach przygotowania się do anglojęzycznej komunikacji ze skautami podczas zlotu Wędrowniczej Watry? Nie wiem. Ale to właśnie Lady Windermere i jej trajkot w oryginalnej wersji językowej umilił mi ostatnie chwile przed zlotem.
oprac. Radosław Rosiejka - przez dwa lata drużynowy drużyny wędrowniczej w Hufcu "Piast" Poznań-Stare Miasto. Lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki, ale nie robi tego równocześnie.