Co dostajemy za 3 zyle?

Archiwum / 18.01.2009

Nic. Czy kiedy damy pani w kasie 3 złote, to automatycznie w naszym plecaku zmaterializuje się 0,5 litra coli? Jasne, że nie – tę colę trzeba sobie samemu wyjąć z lodówki, zapakować – wykonać wysiłek. Posiadanie tych 3 złotych daje nam tylko/aż możliwość – potencjał. Czy wykonamy ten „potencjalny wysiłek”? To zależy od nas.

 

 

 

 Tak samo jest ze składkami do organizacji międzynarodowych jak WOSM czy WAGGGS. Płacąc tytułowe „3 zyle” w skali roku(!) nic nie zmaterializuje się w naszym harcerstwie, ale otworzy nam lodówkę pełną możliwości – trzeba tylko wykonać ten mały wysiłek. Trzeba skorzystać z potencjału. Tylko i aż.

Wielu szkoda zachodu, żeby ubrać buty, pójść do sklepu, porozmawiać z ekspedientką, kupić colę itd. – wolą siedzieć w domu i pić kranówę. Oczywiście – tak też można, też jest dobrze. Tylko po co? Po co trwać w „dobrze”, skoro lekko można wskoczyć na poziom „lepiej”? Tym bardziej, że siedzenie w domu i picie kranówy pewnikiem przynosi zgubne skutki. Wystarczy rzucić okiem na przedziwne teorie, które „kranówowcy” wymyślają na temat możliwości kupowania innych napojów…

Nie płacąc 3 zyli rocznie do WOSM i WAGGGS współpracowalibyśmy ze skautami z innych krajów dokładnie tak samo.
Fałsz. Jeśli nie my bylibyśmy członkami WOSM/WAGGGS, to byłaby nimi inna polska organizacja skautowa. I to do tej innej polskiej organizacji skautowej kierowane byłyby wszystkie zaproszenia, zapytania, oferty współpracy z zagranicy. To propozycje innej polskiej organizacji skautowej byłyby rozpowszechniane wśród skautów za granicą. To członkowie innej polskiej organizacji skautowej byliby partnerami dla reszty skautowego świata. A nasza organizacja skautowa z czasem stałaby się marginesem – polską organizacją skautową, której nikt nie pomaga, od której nikt nie chce słuchać dobrych rad, której na pewno nikt nie zaprasza do otwartego uczestnictwa w takich imprezach, jak Jamboree.

Współpraca ze skautami z innych krajów nie jest nam w ogóle potrzebna.
Fałsz. Jest. W dzisiejszych czasach co raz częściej stykamy się w życiu codziennym z przedstawicielami innych kultur. Bez znajomości przynajmniej jednego języka obcego ani rusz. Wiedza o tym jak ludzie z innych krajów postrzegają świat, co myślą, co może ich skłonić do zakupu naszego produktu, jak z nimi rozmawiać żeby ich przekonać do naszych racji to często podstawa sukcesu, zarówno w kontaktach zawodowych jak i prywatnych. Im wcześniej zaczniemy poznawać inne kraje i kultury, tym łatwiej będzie nam je zrozumieć.

Mimo, że kranówowiec dobrze wie, że udział w ruchu skautowym daje możliwość nawiązania takich kontaktów, to jeszcze lepiej wie, że prędzej czy później i tak je nawiąże. Nie widzi tylko różnicy – może wejść w kulturę albo się z nią zderzyć. Może albo wyjechać do pracy w Anglii –  bez znajomości języka, zwyczajów, albo pojechać tam z ponad-20kilogramowym bagażem doświadczeń. Wystarczy, że spróbuje zrobić to już teraz – jako harcerz, skaut – korzystając z łatwego i przyjemnego kontaktu z ludźmi, którzy tak jak my wierzą w braterstwo, którzy tak jak my stają w kręgu, i którzy wreszcie tak jak my działają na rzecz pokoju. To jak? Pewnie łatwiej nie będzie, ale raz kupi colę, raczej do kranówy nie wróci.

Na seminaria organizowane przez WOSM/WAGGGS jeździ tylko wybrana elita.
Fałsz. Każde z nas było na jakimś seminarium organizowanym przez WOSM czy WAGGGS. Byliśmy tam jako zwykli, zwyczajni instruktorzy, „z terenu”. Może jednak trochę niezwyczajni – bo wykonaliśmy przeogromny wysiłek – weszliśmy na stronę Biura Zagranicznego GK i wysłaliśmy maile ze zgłoszeniem. I już – pojechaliśmy. Ale nie oszukujmy się – to nie było tak, że ktoś nas odnalazł, niczym Szeregowca Ryana i powiedział: „Hej, płacisz składkę do WOSM/WAGGGS, więc należy Ci się wyjazd na seminarium! Pakuj plecak i przyjeżdżaj!”. Musieliśmy wykonać pewien wysiłek, zainteresować się, przejawić inicjatywę.

Oczywiście, większość seminariów organizowanych regionalnie czy globalnie przez WOSM czy WAGGGS to seminaria dla kadry działającej na poziomie centralnym organizacji – naturalna sprawa.  Ale to tak jak na każdym poziomie struktury w każdej organizacji – wyższy poziom jest od wspierania niższego. Statystyczny wędrownik Feliks nie jedzie na szkolenie np. do CSI, ale czy to znaczy, że ma nie płacić składek? Nie korzysta przecież z warsztatów bezpośrednio, ale dzięki temu, że kadra z chorągwi Feliksa (taki na przykład szef referatu wędrowniczego) zostanie przeszkolona w CSI (również dzięki jego składkom) ma wpływ na jakość pracy jego drużyny. Dobry szef referatu będzie wiedział jak pracować z namiestnikami, a namiestnicy, z którymi się dobrze pracuje, których się również szkoli potrafią tę wiedze i umiejętności przekazywać dalej – drużynom, członkom drużyn, Feliksowi. A zatem Feliks też skorzystał na tym, że za jego składkę ktoś mógł wziąć udział w warsztatach. Nawet zrobił dobry uczynek, bo pomógł nie tylko sobie, ale iluśset innym wędrownikom w swojej chorągwi.

Statusu ‘skauta’ nie kupuje się składką do WOSM czy WAGGGS.
Prawda. Tak samo, jak statusu ‘harcerza’ pewnie nie kupuje się składką do ZHP. Możemy czynić ten świat coraz lepszym nie płacąc składki, nie będąc członkami żadnej organizacji. Możemy, ale czy mamy pewność, że faktycznie zmieniamy świat? Umówmy się – jeśli robimy to tylko my sami to ma to niewielki wpływ na losy sześciomiliardowej planety. Ale jeśli to samo nasze działanie jest skoordynowane, mieści się w pewnych ramach i staje się tak samo ważne dla 38 milionów innych młodych ludzi, to łatwiej będzie zobaczyć efekty. Bo cysterna coli to więcej niż kropla. Dlatego, ‘być skautem’ możemy w każdych okolicznościach, ale aby być ‘efektywnym skautem’ potrzebna nam jest organizacja – WOSM, WAGGGS, ZHP.

Do mnie i tak nie przyjedzie żaden skaut!
Prawda. Jak nie będziesz chciał, to nie przyjedzie. Na świecie jest 38 milionów młodych ludzi zrzeszonych w Ruchu. Nikt na siłę nie będzie docierał do Twojego listonosza, żeby sprawdzić, na jaką ulicę trzeba Ci wysłać kartkę z pytaniem: „Mogę do Ciebie wpaść na weekend z drużyną?&
rdquo;

Za pół litra coli rocznie mamy dostęp do szerokiej bazy kontaktów, znajomości, propozycji. Żeby móc z niej jednak w pełni korzystać trzeba wykonać pewien wysiłek – napisać zaproszenie, wysłać maila, zorganizować fajne przedsięwzięcie. Jeśli ktoś jednak uważa, że posiadanie w XXI wieku konta e-mail czy nauczenie się choć podstaw języka obcego to pomyłka – to niewątpliwie mamy do czynienia z pomyłką. Człowiekiem-pomyłką. „Kranówowcem”.

Ale PO CO? I tak nic z tego ‘skautingu’ nie mam!
Przeczytaj jeszcze raz artykuł. Trzymamy kciuki!

Jest jeszcze wiele innych teorii wymyślanych pod wpływem przedawkowania kranówy. Jesteśmy gotowi podjąć wyzwanie obalenia każdej. Bo dopiero wyściubiając nos poza własne harcerskie podwórko, w czasie kontaktów ze skautami z innych krajów, usłyszeliśmy, że jako młodzi ludzie powinniśmy brać na siebie odpowiedzialność za naszą organizację, za to jak wygląda Ruch w naszym kraju. Dowiedzieliśmy się, że należy przy tym pracować mądrzej, a nie ciężej, a wszystko okaże się możliwe. Co więcej uświadomiono nam, że wolno nam przy tym wszystkim popełniać błędy, o ile te błędy nie będą się powtarzały. Dla nas już same te słowa, te myśli, taka filozofia są o wiele więcej warte niż butelka Coli rocznie. I każdy może je usłyszeć. Musi tylko przestać w końcu pić tę kranówę i zacząć korzystać z możliwości, jakie daje bycie członkiem ogólnoświatowej organizacji. Smacznego!

phm. Joanna Nestorowicz – instruktorka Hufca Warszawa Ursynów, Pełnomocniczka Komendanta Chorągwi Stołecznej ds. zagranicznych, z dotychczasowego wykształcenia specjalistka w zakresie stosunków międzykulturowych, obecnie studiuje ekonomię rozwoju na Uniwersytecie Warszawskim.

 

 

pwd.Kuba Król – drużynowy 144 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „SZANIEC”, członek Zespołu Promocji Hufca Poznań PIAST, członek sztabu Wyprawy Wędrowniczej, student  UAM i cwaniak spędzający za dużo czasu na forum ZHP.