Co zrobić z wędrownikiem?

Instruktorski Trop / Filip Springer / 04.10.2009

Tak, wiem, jest październik i o wakacjach myśli się teraz raczej w czasie przeszłym niż przyszłym. A mimo to jeśli dziś nie pomyślimy, co zrobić z wędrownikami w przyszłe wakacje, to za niecały rok będziemy tego gorzko żałować.

Największa szkoda, że sukces tegorocznej Wędrowniczej Watry pójdzie trochę na marne. W przyszłym roku zlot się bowiem nie odbędzie ze względu na obchody 100-lecia harcerstwa. Pozytywne wrażenia z tego roku nie będą więc miały wpływu na podejmowanie decyzji o wyjeździe na przyszłoroczny zlot. Szkoda. Z drugiej strony organizowanie równoległego do obchodów stulecia kolejnego dużego zlotu mijałaby się z celem. Nie wspominając już o tym, że nie za bardzo wiadomo, kto miałby taki zlot przygotować. Silne referaty wędrownicze w chorągwiach można przecież policzyć na palcach jednej ręki.

Kłopot polega na tym, że do dziś nie wiadomo, jaką rolę na zlocie w Krakowie odgrywać będą wędrownicy. Z tego, co już wiadomo, struktura zlotu słusznie i tradycyjnie skonstruowana będzie na chorągwianych gniazdach. Na nich także będzie się opierał program imprezy.

Pojawiają się jednak głosy i pomysły, by wzorem imprez europejskich czy światowych wędrownicy w wieku od 18 lat wzwyż pełnili na zlocie tylko i wyłącznie rolę służebną – taką, jaką na Jambo czy Roverwayu pełni International Service Team. Wedle tych – szkicowanych na razie – zamysłów tylko wędrownicy w wieku 16-18 lat braliby w zlocie udział tak, jak reszta harcerzy. To szalenie niebezpieczny dla wędrowników pomysł, który może pogrzebać dla nich możliwość aktywnego udziału w zlocie z okazji 100-lecia harcerstwa. A – jak by nie było – jest to jedna z najważniejszych harcerskich imprez ostatnich i najbliższych lat.

Dlaczego jest to pomysł zły, choć bardzo nowoczesny, skautowy i trendy? Z kilku fundamentalnych powodów.

Po pierwsze, ze względu na znaczenie służby w metodyce wędrowniczej. Każdy, kto tę metodykę zna, wie doskonale, że służba jako taka ma w życiu wędrownika sens tylko wówczas, gdy podejmowana jest dobrowolnie. Tak jak nie ma wędrownictwa bez służby, tak nie ma prawdziwej służby bez dobrowolności. Podjęcie arbitralnej decyzji o tym, że wędrownicy na zlocie w Krakowie będą tylko służyć, jest więc zmuszeniem ich do tej służby, czytelnym komunikatem: „Chcecie przyjechać, to musicie się na coś przydać”.

Po drugie, ta sama wędrownicza metodyka zakłada, że służba ma sens tylko wówczas, gdy to sam wędrownik wybierze sobie pole, na którym chce tę służbę realizować. A to dlatego, by służba ta mogła mu dać coś poza poczuciem szlachetnego poświęcenia. W metodyce wędrowniczej element służby jest elementem złożonego instrumentarium służącego samorozwojowi wędrownika. Jak więc ma się zmuszenie go do pełnienia służby na zlocie, zamiast uczestniczenia w jego programie na takich samych warunkach, co harcerze innych pionów metodycznych? Nijak. Tym bardziej, że przy założeniu, iż chcemy, by na zlot przyjechało kilkuset wędrowników (na Wędrowniczej Watrze było ich blisko 800), można się spodziewać, że tych ciekawych i rozwijających zadań dla wszystkich nie wystarczy. Ile bowiem może pomieścić biuro prasowe zlotu, redakcja gazety zlotowej, kawiarenki, biuro przewodników po zlocie czy biura organizacyjne/programowe? Co więc wędrownikom pozostanie? Harcerska Służba Porządkowa albo rola wielbłądów, które rozładują ciężarówkę, wykopią rów, przeniosą górę materacy i wyczyszczą latryny. Wątpliwe, by rzesze wędrowników marzyły o takiej roli z okazji 100-lecia harcerstwa.

Sprowadzenie najstarszych harcerzy do tej roli ma jeszcze jeden solidny mankament. W przeciwieństwie do Wędrowniczej Watry zlot jest imprezą, na której pojawiają się także przedstawiciele harcerskich władz – od hufcowego po centralny szczebel. Statystyczny komendant hufca zobaczywszy przerzucających tony sprzętu wędrowników utwierdzi się w przekonaniu, że właśnie do tego oni służą – do fizycznych i niewdzięcznych prac, do których zuchów zapędzić nie sposób. I dalej będzie korzystał z ich usług i energii w taki sposób. A jak pokazały doświadczenia, to właśnie niezrozumienie przez komendantów szczepów i hufców roli, jaką wędrownicy mogą odgrywać w tych środowiskach, boli instruktorów wędrowniczych najbardziej. Poza tym zaproszenie wędrowników na zlot w roli chłopów pańszczyźnianych jest dość czytelnym komunikatem dla nich. A to przecież spośród tej grupy wiekowej rekrutują się przyszli instruktorzy w naszej organizacji.

Trudno także w jakikolwiek racjonalny sposób tłumaczyć pomysł rozbijania, ze względu na doraźne potrzeby zlotu, jednej grupy metodycznej na dwie osobne. Owszem, wędrownicy jako IST sprawdzają się na imprezach zagranicznych, owszem, tam jest to rozwiązanie nowoczesne, ale tylko dlatego, że znajduje ono swoje źródła w organizacji pionów metodycznych i jest odpowiedzią na potrzeby ruchu. Tymczasem w ZHP rozwiązanie to jest wbrew aktualnie obowiązującej metodyce i buduje niebezpieczny precedens odstawiania pewnej grupy wiekowej na boczny tor.

Z tym zagadnieniem wiąże się też oczywiście pogląd, że ruch wędrowniczy i tak ma dwa oblicza, a granica między nimi przebiega w tym momencie, w którym wędrownik zdaje maturę i idzie na studia. Od tego momentu wszystko się zmienia, a zaangażowanie w działalność harcerską znacząco i naturalnie ewoluuje ku swobodniejszym formom współpracy lub aktywności czysto instruktorskiej. To prawda, dziś to jeden z najważniejszych problemów, przed jakimi stanęło wędrownictwo w 5 lat po reformie metodycznej. Doskonałym jego rozwiązaniem jest przygotowywana przez hm. Ryszarda Polaszewskiego i prezentowana już na zbiórkach delegatów na najbliższy zjazd propozycja skrócenia wieku wędrowniczego do 21 lat. Obszerne teksty na ten temat będzie można przeczytać już w listopadowym numerze „Na Tropie”.

Jednakże sytuacja, w której jedną grupę metodyczną dzieli się na dwie, przy czym opracowaną metodykę ma tylko jedna z nich, jest absurdalna, a decyzja o jej zaistnieniu najzwyczajniej w świecie szkodliwa. Dlatego – póki możemy – powinniśmy głośno domagać się takiego zaproszenia wędrowników na krakowski zlot, które odpowiada na ich potrzeby, aspiracje i możliwości. I co najważniejsze: które jest zgodne z aktualną metodyką. Pisząc to, mam świadomość, że elementem tej metodyki jest służba – dobrowolna i taka, jaką sobie sami wędrownicy wybiorą.