Cud, miód i szkoła teatralna – cz. 2
Udaje nam się pokonać bardzo skuteczne i niemożliwe do przejścia zasieki egzaminów wstępnych, dostajemy się do wymarzonej szkoły i co dalej? Jak się odnaleźć w tym aktorskim światku?
Długo oczekiwana druga część moich luźnych kilku zdań na temat szkoły teatralnej nadeszła. To, że trzeba było na nią tak długo czekać, idealnie oddaje stan mojego życia i ilość wolnego czasu. Nie chcę absolutnie narzekać na to, co mam, natomiast jak powiadam różnym ludziom – tego, co dzieje się u mnie, nikt nie jest w stanie pojąć i zrozumieć.
[Przeczytaj tekst: „Cud, miód i szkoła teatralna – cz. 1”]
Edukacja w szkole teatralnej trwa 4,5 roku. Pierwsze trzy lata to regularne studia. By zostać dopuszczonym do obrony pracy magisterskiej, na czwartym roku trzeba zagrać w dwóch spektaklach dyplomowych. Są one organizowane w szkole (reżyserowane zazwyczaj przez zaproszonego reżysera) albo gdzieś w teatrze. Ostatnie pół roku zostaje nam na napisanie pracy i jej obronę.
Fuksówka to coś w rodzaju fali w wojsku. Takie kocenie w wersji artystycznej.
Fuksówka. Kocenie artystyczne
No dobrze… Dostaliśmy się do szkoły teatralnej, zaczynamy spełniać marzenia i wkraczamy w ten świat. Naszą przygodę inauguruje fuksówka. Co to takiego? W wolnym tłumaczeniu jest to coś w rodzaju fali w wojsku. Takie kocenie w wersji artystycznej. Trwa zazwyczaj przez cały październik i polega na tym, że pierwszoroczni dostają mentalny i fizyczny wycisk od starszych roczników. Udowodnili już profesorom, że nadają się do studiowania w szkole teatralnej, teraz muszą tego dowieść braci studenckiej. Z założenia – zabawa, aby się lepiej poznać; w rzeczywistości – możliwość wyżycia się na młodszych za krzywdy zaznane podczas swojej fuksówki. Przez ten okres fuksy i fuksice/fuksiary (w każdej szkole są inaczej nazywani) chodzą ubrani w różne dziwne stroje i poddani są łasce i niełasce „nestorów”. Dostają różne zadania, mniej lub bardziej głupie, nie sypiają, uczą się piosenek, nazwisk studentów lat wyższych, piszą śmieszne wiersze czy też (jak w szkole lalkowej) wykonują przeróżne lalki. Starsi koledzy mają pole do żartów z profesorów i siebie nawzajem przy użyciu fuksów, a pierwszy rok, i to jest ogromny plus tej zabawy, szybko zgrywa się i dociera. Jak to mówią: wspólny wróg jednoczy.
Fuksówka jest idealnym wstępem do życia szkolnego, w którym spędza się ze sobą mnóstwo czasu. Tak więc przez cały miesiąc młodzi adepci razem jedzą, śpią, płaczą, kłócą się i śmieją. Przesyt sobą jest tak duży, że powoli staje się normą i przestaje przeszkadzać w życiu szkolnym. Każdego dnia fuksy mają do przygotowania tzw. programik, podczas którego spotyka się cała szkoła, aby się wspólnie pobawić. Oczywiście granice są bardzo często przekraczane, bo niestety rzadko kiedy da się zachować zdrowy rozsądek. Jednak wydaje mi się, że jeżeli ktoś odnajdzie w tym odrobinę zabawy i nabierze dystansu do całości, jest w stanie spokojnie przeżyć fuksówkę. To ogromna szkoła życia, która bardzo wykańcza fizycznie i psychicznie, ale z perspektywy czasu jest co wspominać. Tego się nie da opisać, to trzeba po prostu przeżyć, mimo że dla ludzi spoza fuksówka wydaje się okropna i bezsensowna.
Mój rok podczas fuksówki. Byliśmy owcami, ja jestem tą czarną w stadzie. Wszyscy wymęczeni, bo to już ostatki.
Przydepcz i nie klaszcz
W szkole teatralnej jest chyba więcej tradycji i przesądów niż studiowania.
Przetrwaliśmy już fuksówkę i zostało nam jeszcze kilka lat życia w szkole. Ludzie, którzy jej nie przeszli, wyłączeni są z niektórych tradycji szkolnych i zabaw, ale ponoć da się i bez tego przeżyć. Studenci są już do końca w pewien sposób związani ze swoimi fuksówkowymi rodzicami (3. rokiem) i wokół tej relacji dzieją się różne imprezy, np. przy okazji premiery spektaklu dyplomowego. Czasami zastanawiam się, czy w szkole teatralnej nie ma więcej tradycji i przesądów niż studiowania… Jeśli spadnie nam scenariusz, przed podniesieniem trzeba go przydepnąć. Dać tzw. kopniaka na szczęście może tylko student wyższego rocznika. Na próbie generalnej nie można klaskać, a pierwszy raz student kłania się dopiero na premierze spektaklu dyplomowego. Przed każdym egzaminem zbiera się cała brać, aby życzyć sobie powodzenia i dodać otuchy. Tradycji jest o wiele więcej. Wydaje mi się, że to kwestia kreowania pierwiastka tajemniczości czy specyficzności tego rodzaju szkoły. Powstaje też ogromna wątpliwość – zostałem przyjęty i co teraz? Moim jedynym celem było dostać się na wymarzone studia, wielu poświęciło niemało, a teraz trzeba nagle przedefiniować swoje cele. Uwierzcie, zaaklimatyzowanie się w tak bardzo dziwnej szkole i przestawienie się na zupełnie inne życie zajmuje trochę czasu.
Jakie zajęcia ma się przez ten czas? Za co tak naprawdę płaci nasze państwo? Bazą są oczywiście zajęcia typowo dramatyczne, tj. interpretacja prozy i wiersza, każda ich odmiana (współczesne, klasyczne, staropolskie, itp.), sceny dialogowe, zadania aktorskie. Do tego należy dodać zajęcia z dykcji, emisji głosu, basenu, wychowania fizycznego czy rytmiki. Bardzo dużą rolę odgrywają w szkole zajęcia ruchowe z tańca, świadomości ciała czy plastyki ruchu. Wiele uczelni posiada w ofercie jazdę konną, szermierkę oraz balet. Oczywiście jest też blok wykładów z historii teatru, historii sztuki, dramaturgii czy filozofii. Każdy rodzaj szkoły ma swoje specjalistyczne fakultety. Na wydziale lalkowym są wszystkie ich rodzaje, natomiast wydział tańca ma zajęcia z różnych form wyrażania siebie przez ruch.
Indywidualny rozwój, szlifowanie warsztatu i ciągłe samodoskonalenie – to w tym zawodzie jest najważniejsze.
Gdy opowiadam znajomym, co się u mnie dzieje, wielu z nich nie może uwierzyć w to, jaki tryb życia prowadzą ludzie w szkole teatralnej. Zajęcia są zazwyczaj od rana do godziny 20, a potem zostajemy na indywidualne bądź zbiorowe próby co najmniej do północy. W weekendy spotykamy się sami albo z profesorami na dodatkowe zajęcia. Jednym słowem szkoła pochłania większą część naszego życia. Wielu pyta: „No i ty się na to godzisz? Przecież to jest nienormalne!”. A co ja mam się godzić albo i nie?! To jest dla mnie. Indywidualny rozwój, szlifowanie warsztatu i ciągłe samodoskonalenie się – to w tym zawodzie jest najważniejsze. Może to brzmieć bardzo górnolotnie i nie uwierzycie, że tak jest, ale tylko praca połączona z odrobiną talentu daje wymierne efekty. Jest też bardzo duża szansa na to, że człowiek się po prostu zatraci bezgranicznie i wpadnie w szał pracy. Znam wiele osób, które po kilku latach studiów nie mają innego życia czy znajomych spoza, a szkoła stała się ich jedynym celem w życiu.
Sesja: próba generalna
Sesja to najlepszy czas w semestrze. Spotyka się cała szkoła, przychodzą absolwenci, mnóstwo profesorów, oglądamy siebie nawzajem i dyskutujemy.
Szkoła teatralna ma zupełnie inny system niż standardowy uniwersytet. Moi znajomi imprezują cały semestr, czytają kilka tekstów w roku, a podczas sesji przeżywają katusze i nie wierzą w to, że są w stanie przyswoić taką ilość materiału. Tutaj, przez specyfikę pracy, studenci muszą być systematyczni i przygotowani z tygodnia na tydzień. Stąd tyle prób i wspólnych spotkań. Przez cały semestr przygotowuje się etiudę czy scenę, którą prezentuje się podczas sesji egzaminacyjnej, więc w jej trakcie pracy za wiele nie ma. Próba generalna, a potem egzamin. Tak jest z każdym przedmiotem. Dla mnie to jest najlepszy czas w semestrze. Spotyka się cała szkoła, przychodzą absolwenci, mnóstwo profesorów, oglądamy siebie nawzajem, dyskutujemy o tym, co widzieliśmy i oczywiście nie unikamy ocen kolegów. To chyba silniejsze, ale taka jest też przecież specyfika tego zawodu. Bardzo rzadko też zdarzają się egzaminy poprawkowe, bo prowadzący ma szansę na weryfikację postępu studenta na bieżąco. Kiedy jednak już się komuś przydarzy, jedni upatrują w tym okazję do pracy nad czymś nowym, pod okiem innego profesora, dla drugich jest to koniec świata i wątpliwości, czy nadają się do tego zawodu. Jedno jest pewne – wsparcie społeczności szkolnej jest murowane.
W szkole żyje się bardzo rodzinnie. Przez to, że spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu, wiemy o sobie wiele. Razem jemy, pijemy, chodzimy do teatru czy potańczyć. Często nie jest łatwo, bo szkoła teatralna to zbiór indywidualności, w którym każda jest równie wybuchowa i emocjonalna. Często trudno o wypracowanie kompromisu, ale bardzo duży nacisk kładzie się na pracę zespołową, która jest nieunikniona w późniejszym życiu zawodowym. Szkoła jest także niewielka, więc nic się nie ukryje. Nowe romanse i związki są od razu przez społeczność zauważane i komentowane. Przez to, że życia poza studiowaniem nie mamy, głównie w szkole poznaje się wybranków serca i często te miłości trwają lata.
Praktyka czyni… aktora
Dobry pedagog daje szansę odnalezienia własnej drogi i uczy w jaki sposób wykorzystać swoje tzw. warunki sceniczne podczas kreowania postaci.
Ogromnym atutem nauki w szkole teatralnej jest to, że pracujmy zazwyczaj z samymi praktykami, co daje bardzo dużo. Nie mówią wyłącznie o rzeczach, które poznali w teorii, ale także o tych, które sami wypróbowali na własnej skórze. Dlatego podpowiadają co sprawdza się na scenie, a co wręcz przeciwnie. Aktorów zazwyczaj dzieli się na kilka typów. Podziałów jest oczywiście mnóstwo (komediowych, dramatycznych, lirycznych, ról charakterystycznych itp.). Dobry pedagog daje szansę odnalezienia własnej drogi i uczy, w jaki sposób wykorzystać swoje tzw. warunki sceniczne podczas kreowania postaci. Dlatego studenci dużo oglądają i są chyba najsurowszymi ze wszystkich możliwych typów widzów. Krytykują, dyskutują i oceniają. Oczywiście najchętniej osoby im znane, czyli swoich profesorów bądź starszych kolegów. Ważnym aspektem studiowania w szkole teatralnej jest bycie na bieżąco z życiem teatralnym. Chodzenie na premiery, oglądanie spektakli w różnych miastach i czytanie regularnie e-teatru.pl to podstawa. Moi znajomi śmieją się, że gdziekolwiek się nie pojawię, muszę pójść do teatru. Jak mówi staropolskie przysłowie, wartościowym jest oglądać rzeczy dobre, ale jeszcze lepsze jest oglądanie złych spektakli, a tych niestety nie brakuje.
W gruncie rzeczy to bardzo niewielkie środowisko i wiele się mówi między sobą o znajomych z innych uczelni.
Jak wyglądają kontakty międzyszkolne? Bywa różnie, ale wydaje mi się, że z tym jest coraz lepiej. W poprzedniej części pisałem o koczowniczym trybie zdających do szkoły i pewnej komunie, która się między nimi wytwarza. Później ci sami ludzie dostają się do wymarzonej uczelni i siłą rzeczy znamy się, przynajmniej w obrębie kilku roczników. Prawda jest taka, że wszyscy zdają w pierwszej kolejności na wydziały dramatyczne. Lalki są alternatywą, bo nikt nic o nich do końca nie wie. Przygotowują się więc ludzie w różnych miejscach (szkoły policealne, warsztaty), a potem dostają do różnych placówek i stąd się znają. W gruncie rzeczy to bardzo niewielkie środowisko i wiele się mówi między sobą o znajomych z innych uczelni. Kilka lat temu powstała świetna tradycja. Studenci zazwyczaj pierwszego roku nagrywają film z życzeniami świątecznymi i przesyłają sobie wzajemnie, pozdrawiając znajomych i życząc im wszystkiego dobrego. Możliwości spotkania jest niewiele. Co roku odbywa się kilka festiwali, na które szkoły przyjeżdżają ze swoimi projektami. Rokrocznie w kwietniu odbywa się Festiwal Szkół Teatralnych, podczas którego do konkursu stają spektakle dyplomowe wszystkich szkół. Niestety wykluczone są z rywalizacji wydziały lalkowe i teatru tańca, ale po zeszłorocznym proteście studentów jest szansa na zmianę tej niechlubnej zasady.
Co po szkole?
Ważne, aby nie pozwolić sobie na wypadnięcie ze środowiska, a o to trzeba się martwić już podczas studiów.
Szkoła szkołą, ale co potem? Możliwości oczywiście jest wiele: teatry, filmy, seriale i reklamy. Życie jednak nie wygląda tak różowo, bo rocznie dyplomy uzyskuje około 100 osób, a miejsc niestety z roku na rok nie przybywa. Rzadko kiedy aktorzy mogą liczyć na stały etat w teatrze, więc bardzo często jeden spektakl robą w Krakowie, drugi w Gdańsku, a trzeci we Wrocławiu i jeżdżą od miejsca do miejsca, aby zarobić na życie. Wielu decyduje się coraz częściej na założenie prywatnego teatru i tworzenie według własnego gustu, jednak to w dużej mierze zależy od szczęścia i ogromnej determinacji. Można też oczywiście organizować warsztaty teatralne z różnymi grupami (seniorami, dziećmi, niepełnosprawnymi czy więźniami), co jest ostatnio bardzo popularne, albo przygotowywać kogoś do szkoły teatralnej. Ważne, aby nie pozwolić sobie na wypadnięcie ze środowiska, a o to trzeba się martwić już podczas studiów. Aktor musi utrzymywać kontakty ze starymi znajomymi, bywać na premierach, pokazywać się ludziom, chodzić na castingi i orientować w bieżącej sytuacji. Często informacje o pracy przekazywane są pocztą pantoflową, bo reżyser woli wziąć kogoś zaufanego, z kim komuś już się dobrze współpracowało, niż kogoś, kto jest niewiadomą. Wielu reżyserów ma też swoich aktorów, którzy jeżdżą z nim po Polsce i robią spektakle w różnych teatrach. Jeżeli ktoś zainteresuje się swoją przyszłością już w szkole, ma dużo lepszy start w przyszłe aktorskie życie.
Często po prostu nie widzimy innej drogi dla siebie, jak pójść do szkoły teatralnej. Wszyscy wokoło widzą w nas potencjał. Predyspozycje to jedno, ale musimy mieć świadomość tego, jak ciężka praca i jak wiele wyrzeczeń nas czeka. Jeżeli jednak zdecydujecie się na zmianę swojego życia o 180 stopni i odważycie się na studiowanie w szkole teatralnej, pamiętajcie o zachowaniu umiaru, a przede wszystkim o niezatraceniu siebie w tym, co was czeka. Mam nadzieję, że nikogo nie zniechęciłem, bo to moje nowe życie jest nieziemsko zaskakujące i upstrzone pełną gamą barw. Myślę, że to wielka przygoda, która bardzo otwiera człowieka na nowe horyzonty i nakłania go do nieustannej pracy nad sobą, bo przecież „ja” to moje narzędzie pracy.
Rafał Derkacz - obecnie student aktorstwa na Wydziale Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej w Białymstoku, co determinuje jego całe życie prywatne i zawodowe. Harcersko – współpracuje z Wydziałem Zuchowym GK, a prywatnie czyta dobre książki, ogląda jeszcze lepsze spektakle i tonie w morzu świetnego malarstwa impresjonizmu.