CzarnoCzerwona

Archiwum / 24.09.2006

Na początek mojego pisania do „Na Tropie” będzie prywata. Co gorsza, ani mi z tego powodu przykro, ani wstyd do czego otwarcie się przyznaję. Liczę jedynie, że nowy Redaktor Naczelny i tym razem mi podaruje, w imię starej przyjaźni i szczególnych okoliczności.


Kilkanaście godzin temu oddałam w dobre ręce V Szczep Harcerski „Na szlaku” i tak zakończyła się moja CzarnoCzerwona wędrówka. Zostały CzarnoCzerwone wartości, takież zasady i CzarnoCzerwony styl życia. I chusta CZARNA z CZERWONYM pasem.

Czarny, jak noc mojej pierwszej warty, na pierwszym obozie harcerskim w Podgajach. Co to był za obóz! Miałam 12 lat, zastępową, która była ideałem, wyrozumiałą drużynową – harcerkę w każdym calu. Moja pierwsza drużynowa, druhna Agnieszka, przedstawicielka starej szkoły harcerstwa, pełna pasji i zaangażowania, sroga. Odbierała moje Przyrzeczenie Harcerskie. Czarny, jak węgielki z ogniska, przy którym złożyłam to Przyrzeczenie. Wyjątkowego ogniska, w chłodnym, uśpionym lesie, tak dawno temu. Czarny, jak droga, którą doszłam do tego ogniska, żwirowa, jak wiele innych dróg, którymi podążam do dzisiaj, dobrych dróg… Czarny, jak włosy Moniki, kolejnej drużynowej, długoletniej przyjaciółki, która szła obok mnie, przez większość z tych dróg. Czarny, jak wszystkie podeszwy, które zdarłam, podczas tej wędrówki. W Beskidach, Tatrach, Górach Świętokrzyskich, Gorganach i w Bieszczadach, przede wszystkim w Bieszczadach. Czarny, jak brud pod paznokciami i woda, którą wypuszczałam z wanny, kąpiąc się po kolejnym obozie harcerskim… później sama, jako drużynowa.

Czerwony, jak kolor harcerskiego ognia, który zapalony we mnie dwanaście lat temu ciągle płonie. Ogień, przy nim przyrzekałam pełnić służbę, przy nim ślubowałam być uczciwym i prawym harcerzem, przy nim zobowiązywałam się, że powierzonej mi przez Związek Harcerstwa Polskiego służby nie opuszczę samowolnie, zobowiązywałam się wychować następcę. Czerwony, jak spódnica Ani, ta, w której tak bardzo ją lubiłam. Ania, tyle lat razem, tyle planów, godzin przegadanych przez telefon, godzin milczenia, złośliwości i drobnych trosk. To Ania wtedy mnie zastąpiła. Czerwony, jak mój duży segregator, w który wpinałam dane kolejnych członków 99 DSH „Nomada”, było ich co raz więcej, moich dzieci, wyższych i czasami starszych ode mnie, ale dzieci. Czerwony, jak dzikie maliny na szlaku, których słodyczy po kilku godzinach wędrówki w palącym słońcu, nie da się z niczym porównać. Czerwony, jak krew na otartych od marszu stopach, a mimo to wciąż chciało się iść dalej…

Praca instruktora harcerskiego podobna jest do matematycznego równania. Suma tego co dałeś z siebie innym równa się zawsze sumie tego co od nich  otrzymałeś. I tylko CzarnoCzerwoni są moim wyjątkiem od instruktorskiego równania. Od CzarnoCzerwonych harcerzy, otrzymałam dwa razy tyle. Zniechęconym i zdemotywowanym powtarzam więc, dajcie z siebie więcej.
W harcerstwie CzarnoCzerwona się urodziłam i kiedyś myślałam, że taka, CzarnoCzerwona, odejdę do życia, ale kto wie… Dziwnym zakrzywieniem czasoprzestrzeni okazuje się, że CzarnoCzerwone wartości można odnaleźć w zupełnie różnych barwach. Byle nigdy tych wartości nie zabrakło nam na palecie, byle nie zubożał malarz.
Dziękuję i życzę szerokiej drogi, Justynko, Patyczku…


phm. Anna Błaszczak
– kierowniczka zachodniopomorskiego referatu wędrowniczego, sekretarz redakcji Na Tropie, członkini Zespołu Wędrowniczego Wydziału Metodycznego GK ZHP, była drużynowa 99 Szczecińskiej Drużyny Wędrowniczej „Nomada” im. Andrzeja Zawady. Studentka V roku prawa.