Czy internet jest wrogiem polszczyzny?
„Cze. Nie mam hajsu, więc nie będę długo gadać. Miting u mnie o 20. Si ja!”. Gdyby autorka tych słów miała wyrażać się przez telefon poprawną polszczyzną, z pewnością cały „hajs” stopniałby, zanim podałaby godzinę spotkania. Na boisku poprawności językowej coraz częściej do przeciwnej bramki kopie Internet…
O co cho?
Język w Sieci jest zwięzły – liczy się szybkość, a nie jakość. Im krócej, tym lepiej. W odpowiedzi na swoje własne potrzeby internauci zaczęli tworzyć coraz więcej skrótów, które zastępują wiele słów, na pisanie których nie ma czasu. Nikogo nie dziwi, że ktoś, kto odchodzi od komputera, napisze „brb” (ang. be right back = zaraz wracam) albo wystuka ultrakrótkie CU na pożegnanie (ang. see you = do zobaczenia). Skrótowość jednak nie jest już tylko domeną języka internetowego. Coraz częściej przycinamy wyrazy w języku codziennym, czyli tym „w realu”. Skoro w naszej egzystencji poza szklanymi ekranami mamy dużo więcej czasu na wyrażanie swoich myśli, warto się zastanowić, skąd się biorą owe tendencje. Kto z was hołduje powiedzeniu „czas to pieniądz”? Zapewne kolosalna większość. Nic dziwnego zatem, że skoro oszczędzamy pieniądze, to oszczędzamy również czas. Pośpiech, jakiego wymaga od nas dzisiejszy świat, sprawia, że wszystko chcemy załatwić natychmiast. Stąd nasza mowa ogranicza się do minimum niezbędnych do wypowiedzenia słów – które i tak skracamy. I tak oto czerpiemy z internetowego slangu przywitania: „cze”, „witka”, „siema”, pożegnania: „narka”, „trzymka” oraz inne skróty: „wporzo”, „spoko”, „git”, „komp”, „net”. Ostatnio moda poszła jeszcze dalej i w języku potocznym daje się już usłyszeć „lol” (ang. laughing out loud = śmiejąc się głośno lub lots of laughs = kupa śmiechu), „be te wu” (btw, ang. by the way = przy okazji), „zet wu” (zw, zaraz wracam). Na pewno znajdzie się spore grono zwolenników skracania, które poda argument, że bohaterowie Sienkiewicza czy Fredry zwracali się do siebie „wać pan”, co jest skrótem od „wasza miłość pan”. Język oczywiście powinien być elastyczny, ale wszyscy wiedzą, że zbyt rozciągnięta guma nie nadaje się do skakania…
Dzięx, men
Jak często słyszycie, aby nastolatki mówiły do swoich kolegów „przepraszam”? Sami używamy szybkiego i wygodnego „sorry”. Duży udział w rozpowszechnieniu angielskich zwrotów ma właśnie Internet. Umożliwia on komunikację międzynarodową, stąd bierze się konieczność, aby używać zagranicznych zwrotów. Okazuje się, że wiele z nich jest dla nas wygodniejszych niż nasze ojczyste. Dlatego zaczynamy używać ich w codziennym języku. Zaczęliśmy od zwykłego zastępowania polskich słów angielskimi odpowiednikami. I tak po obiedzie jesteśmy „full”, nasza koleżanka w nowej bluzce wygląda „cool”, przyjaciółka przedstawia nam swojego nowego „mena”, za drobny podarek lub przysługę dziękujemy krótkim „thanks”, a dziurę w spodniach komentujemy niewybrednym „shit!” Jednak to było za mało, to okazało się zbyt proste. Posunęliśmy się krok dalej i zaczęliśmy angielskie słowa spolszczać. Teraz zamiast „rzucać okiem” wszyscy po prostu „lukamy”, długie „przepraszam” zastępujemy zwykłym „sorka”, a jeśli zgodzimy się na czyjąś propozycję, piśniemy tylko „oki”. Ciekawą tendencją jest również proces odwrotny – często zdarza się, że próbujemy wyrazom polskim nadać angielskiego charakteru. Zatem panowie pod spożywczakiem piją „bronxy”, a gdy straż miejska ich przegoni, pani sklepowa powie „dzięx”, na co umundurowani rzucą bezproblemowe „spox”. Wszystkie te zabiegi znów są dla nas wygodne, ale znaczące deformacje mogą z czasem negatywnie wpłynąć na poczucie poprawności językowej zarówno w języku polskim, jak i w angielskim. Uproszczenia stosujmy więc ostrożnie i niezbyt często.
Włanczać poprawność
To, że w Internecie nie dba się o ortografię i interpunkcję, wiedzą wszyscy. Nikt nie zwraca uwagi na „komentaż” ani brak przecinka przed „że”. Znaki przestankowe to niepotrzebne dodatkowe stuknięcie w klawiaturę, a kropki, kreski i ogonki przy literach to zbędne męczenie palca przy wciskaniu klawisza Alt. Przez większość internautów takie zasady (a właściwie ich brak) są akceptowane. Wygoda przede wszystkim. Na poziomie skrajnie nieformalnym (komunikatory, czat) rzeczywiście można spojrzeć na sprawę z przymrużeniem oka. Jednak okazuje się, że błędy utrwalają się w naszych głowach i przenikają również do mowy codziennej i pism bardziej oficjalnych (wypracowania szkolne, oficjalne e-maile). Spora część z nas jest wzrokowcami, dlatego gdy widzimy tak zapisane wyrazy, zapamiętujemy je nawet wówczas, gdy wiemy, że są błędne. Tym sposobem po naszych głowach krążą zarówno poprawne, jak i niepoprawne formy, co sprawia, że niekiedy mamy wątpliwości, który zapis wybrać. Najpopularniejsza przeglądarka pokazuje aż 145 000 wyników dla wyrażenia „z kąd”, 582 000 dla „wziąść” i 525 000 dla „conajmniej”! Duże znaczenie ma tu również przyzwyczajenie – co tyczy się bardziej interpunkcji. Zwłaszcza teksty pisane za pomocą urządzeń elektronicznych upraszczamy, nie stosując znaków przestankowych. Doprowadzić to może do zupełnego zapomnienia zasad, jakie funkcjonują w polskiej pisowni. Pamiętajmy o poprawności w tym zakresie, ponieważ jest to wyraz szacunku dla odbiorcy naszych tekstów – zarówno pisanych, jak i mówionych.
– Jakie masz zdanie na temat unijnych ograniczeń w połowie bałtyckiego dorsza? Myślisz, że są to decyzje niekorzystne dla Polaków?
– Yyy… hm… mhm!
Tendencja do skracania ma jeszcze jedno oblicze. Skracamy nie tylko wyrazy, ale całe zdania. Dynamika Internetu wymaga od nas krótkich i zwięzłych wypowiedzi, dlatego ograniczamy liczbę wypowiadanych słów do minimum. Ten trend niestety zaczyna pojawiać się również w naszej pozawirtualnej rzeczywistości. Złożoność zdań, które wypowiadamy, jest coraz mniejsza. Dla wygody likwidujemy także liczne dodatkowe określenia podmiotu naszego zainteresowania. Rzeczywistość opisujemy prosto i krótko. Jakie może mieć to konsekwencje? Przede wszystkim ucierpi na tym precyzja. Być może autor wypowiadanych słów i ich odbiorca inaczej rozumieją przekazywane informacje. Poprzez brak dookreśleń blokujemy wyobraźnię. Ponadto zanika umiejętność swobodnej i twórczej dyskusji, ponieważ krótkie i suche wypowiedzi nie pozwalają na rozwinięcie skrzydeł retoryki. Internet sprawił, że nasze odpowiedzi na pytania są zdawkowe, a pytania płytkie. Nie czujemy potrzeby wyrażania swoich refleksji – sądzimy, że nie ma na to czasu. Coraz więcej swoich myśli zastępujemy pomrukami („yhm”, „ta”, „no”, „ehe”), które nie sprzyjają bujnej wymianie zdań. A szkoda, bo rozwinięte umiejętności płynnego mówienia umożliwiają załatwienie wielu spraw!
Polacy nie gęsi
Chodzi mi o to, aby język giętki
Powiedział ws
zystko, co pomyśli głowa:
A czasem był jak piorun jasny, prędki,
A czasem smutny jako pieśń stepowa,
A czasem jako skarga nimfy miętki,
A czasem piękny jak aniołów mowa…
Aby przeleciał wszystka ducha skrzydłem.
Strofa być winna taktem, nie wędzidłem.
– Juliusz Słowacki
Używanie bogatego języka, rozbudowanych zdań i błyskotliwych metafor jest oznaką szacunku dla rozmówcy, a także świadczy o naszej kulturze osobistej. Dbajmy o nasze wypowiedzi, aby nie były odbierane jako nowomodny bełkot. Język polski jest językiem pięknym i choć posługiwanie się nim na najwyższym poziomie jest nie lada sztuką, to naprawdę warto. Tylko dzięki poprawnemu artykułowaniu swoich myśli chłopak ma szansę poznać miłośniczkę samochodów zamiast blachary, a owa miłośniczka z chęcią przyrządzi dla niego pyszną kolację, zamiast zapraszać na max bibkę. I będą żyli długo i szczęśliwie…
Marta Szewczuk