Dla siebie, dla innych

Archiwum / 30.12.2006

Wybrany obrazCenne doświadczenie, przygoda, zwykła reakcja na potrzeby drugiego człowieka, sposób na życie. Każdy o swojej służbie opowiada inaczej. Łączy ich jedno – oczy i uszy szeroko otwarte. Wychodzą w świat, patrzą, myślą – i działają.





phm. Anna Błaszczak

phm. Monika Marks

Spontanicznie, planowo czy przypadkiem
– To było zupełnie spontaniczne. Planowaliśmy obóz  i kiedy zadzwonił Michał mówiąc, że potrzebna jest pomoc, właściwie jednogłośnie stwierdziliśmy, że w to wchodzimy – opowiada Gosia. Razem z 25-cio osobową grupą wędrowników i instruktorów z warszawskich hufców Żoliborz, Centrum i Ochota, obozujących niedaleko Piszu, pojechała pomóc w organizacji koncertu charytatywnego. Koncert organizowała fundacja Gniazdo Piratów, a dochód przeznaczony był na rehabilitację i koszty utrzymania Romana Roczenia, muzyka szantowego. – Romek był organizatorem rejsu „Zobaczyć Morze” na Zawiszy Czarnym. Połowę załogi stanowiły osoby niewidome. Kiedy dopłynęli do Oslo i wydawało się, że wszystko zakończyło się sukcesem, Roman schodząc z górnego pokładu na dolny spadł niefortunnie. Odwieziono go do szpitala i posypały się problemy – tłumaczy Gosia. Pojechali do Wilkas, koło Giżycka. Dwie osoby przez dobę pracowały w barach, dwie na stoisku z koncertowymi gadżetami, pozostałe kwestowały zbierając pieniądze do puszek. Pomagali w rozstawianiu barów i ogródków dla publiczności, a po koncercie sprzątali.

Zuza swoją kilkunastodniową służbę podjęła „planowo”. W ubiegłym roku pojechała do Kolonii, by jako wolontariuszka wspomóc organizację Światowych Dni Młodzieży. – Miałam doświadczenie jako zwykły pielgrzym, teraz chciałam poczuć się również potrzebna. Gdy narodził się pomysł wyjazdu, skontaktowała się z Zespołem Wychowania Duchowego i Religijnego. To od nich dowiedziała się, że może pojechać na wolontariat skautowy, co bardzo ułatwiało sprawę i ograniczało niezbędne formalności. Pojechała więc. – Byłam wśród bodajże 400 wolontariuszy z niemieckich organizacji skautowych, którzy przygotowywali budowę i obsługiwali obóz dla 6 000 pielgrzymów z całego świata. Służba przed rozpoczęciem właściwych Dni Młodzieży w Kolonii polegała na rozstawianiu niewyobrażalnej liczby namiotów dla tychże 6 000 pielgrzymów.

Drużyna Eweliny w ramach realizacji zadań Znaku Służby Kulturze wzięła udział w akcji Cała Polska Czyta Dzieciom. – Podczas imprezy dla dzieci z przedszkoli i młodszych klas szkół podstawowych w Książnicy Pomorskiej czytaliśmy bajki Andersena. Byliśmy też odpowiedzialni za przeprowadzenie kilku zabaw i pląsów – opowiada Ewelina. – Służba dała możliwość kontaktu z dziećmi tym z nas, którzy nie mieli okazji sprawdzić się w pracy w drużynach  harcerskich. Dzięki akcji nawiązaliśmy współpracę z Książnicą Pomorską.

               Wybrany obraz

Konrada przygoda z Muzeum Harcerstwa zaczęła się przypadkowo. – Od zawsze interesowałem się historią. W pewnym momencie byłem tak zafascynowany harcerstwem, że postanowiłem połączyć obie pasje i dowiedzieć się czegoś o historii harcerstwa. No i spotkałem hm. Danutę Rossman, która powiedziała mi o Muzeum. Chciałem w przyszłości pracować nad czymś związanym z historią, uznałem, że to będzie dobra praktyka – a przy okazji może zrobię coś pożytecznego.

Wolontariusz w Muzeum Harcerstwa, po zapoznaniu się ze strukturą muzeum i pracą w działach, wybiera pole własnej działalności. Konrad postanowił, że będzie pomagał Druhnie Babci – Halinie Wiśniewskiej – przy tzw. żółtych teczkach, czyli zbiorze biografistyki. – Praca w zbiorze teczek z danymi personalnymi nie jest trudna, za to mozolna – nie widać efektów. Zakładamy teczkę osobie, o której mamy materiał. Potem segregujemy materiał w teczce i sporządzamy spis treści. Jest to robota iście benedyktyńska, przy czym materiałów i teczek ciągle przybywa. Poza tym męczące bywają ciągłe spory komu teczkę zakładać, a komu jeszcze nie, które dokumenty są warte zachowania, a które trzeba zniszczyć.


Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo

Dorota, studentka pedagogiki specjalnej, opowiada o swojej służbie – Pomysłu nie musiałam szukać daleko, to też mój sposób na życie. Jako wolontariuszka pracuje z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie. – Obecnie chodzę z dzieciakami z jednej z poznańskich szkół specjalnych na basen, działałam też w Akademickiej Grupie Inicjatyw, pracowałam jako wolontariusz z dzieckiem z ADHD. Przyznaje, że wymagało to od niej sporego przełamania. – Chłopiec był tak naprawdę dopiero w fazie orzekania swojego zespołu nadpobudliwości psychoruchowej, nie miał jeszcze dobranych leków, poza tym chodził do normalnego przedszkola. Było ciężko, ale to było dobre doświadczenie. 

            Wybrany obraz

To nie wszystko. – Pracuję też z chłopcem bardzo głęboko porażonym fizycznie i umysłowo. Dorota zajmuje się też resztą jego rodzeństwa, młodszą siostrą i jeszcze młodszymi bliźniakami. – Jest wesoło, czasami nie wiadomo, które pierwsze łapać – mówi. – Chłopiec wymaga bardzo intensywnej opieki, takiej rehabilitacyjno-pielęgniarskiej. Taka praca naprawdę uczy pokory, trzeba się przełamać, by mieć z nim kontakt, mimo nikłego odzewu z jego strony.


– To były  dla mnie ciężkie przeżycia – opowiada Karol – wolontariusz w Szczecińskim Hospicjum im. św. Jana Ewangelisty. Idea pracy w hospicjum powstała w wyniku zdobywania stopnia Harcerza Orlego. –  Kiedy razem z moim opiekunem układaliśmy próbę, pomyślałem, że nie może w niej zabraknąć zadania, które bezpośrednio będzie wiązało się z pomocą osobom potrzebującym, zadania, które udowodni, że jestem w stanie dać część siebie innym. Czym zajmuje się wolontariusz w hospicjum onkologicznym?  – Moja praca nie była ściśle określona – opisuje swoją służbę Karol – sprzątałem sale chorych, rozwoziłem posiłki, karmiłem osoby starsze oraz zawoziłem je do umywalni, pomagałem w kuchni… i  wiele innych.

– Hardkorowo było – uśmiecha się Zuza, wspominając składanie kwadratowych, spinanych na guziki płacht. Tym bardziej, że obóz pielgrzymów był usytuowany na reńskiej terasie zalewowej, dość podmokłej. Ponieważ sierpniowe lato 2005 należało do bardzo ulewnych, już po dwóch dniach biegali w potokach błota po europaletach. Nie było ciepło, lekko ani przyjemnie, ale na szczęście ich wolonatriackie posłania jakimś cudem były suche. W 10-cio osobowych grupach pracowali cały dzień, z przerwami na posiłki.               

                Wybrany obraz

– Praca w Muzeum jest trudna, są tam dobrzy ludzie, wspaniali instruktorzy, ale czasami wychodzą nasze złe charaktery, czasami rodzą się konflikty – opowiada Konrad. Pracując w muzeum przekonał się, jak to jest obcować z historią na co dzień.  – Okazało się ze nie jestem stworzony do pracy za biurkiem w muzeum, czy archiwum. To dla mnie bardzo cenne doświadczenie. Mimo, że powoli ogranicza swój czas poświęcany na służbę w nim, z całkowitym odejściem czeka na swojego następcę.

Coś dla innych, coś dla siebie

Konrad podkreśla, jak wiele zyskał dzięki służbie – Dała mi wiele umiejętności, pewności siebie, pozwoliły szerzej patrzeć na harcerstwo. Wielokrotnie skorzystali na tym moi harcerze – np. z muzeum dostałem dla nich koszulki rozgłośni harcerskiej. Pożyczałem wystawę z Muzeum na harcerski dzień otwarty. Miałem łatwy dostęp do materiałów pomocnych w przygotowaniu zajęć na kurs.

– Udało mi się tak ustawić terminy, że pracowałam głównie przed i po Dniach Młodzieży – wspomina Zuza. Organizatorzy zadbali także o duchowe przeżycia wolontariuszy. – Mogłam więc uczestniczyć w głównych częściach programu, co dla mnie było ważne.

              Wybrany obraz

– Było fantastycznie – Gosia opowiada z przejęciem – zebraliśmy naprawdę dużo pieniędzy. Kwestujący tańczyli, szaleli i zachęcali ludzi do tego, żeby wspomogli Romka. – Myślę, że to był sprawdzian pracy zespołowej i dobrej organizacji. Trzeba było zamknąć buzie i robić. A w obozie zostawić wystarczającą ilość kadry do opieki nad młodszymi. To był też test wytrzymałości fizycznej. Nie dla wszystkich częste jest zarywanie całej nocy. Podkreśla jednak, że nie było to żadne poświęcenie – Bawiliśmy się świetnie, a przy tym zrobiliśmy kawał dobrej roboty.

To dopiero początek

Kontynuują swoją służbę i zgodnie powtarzają, że na tym nie koniec ich zaangażowania. W grudniu organizowany był drugi koncert charytatywny "Zobaczyć Morze". Tym razem w warszawskiej Stodole. Trzeba było zrobić 2500 łódek z origami do udekorowania sali. Składali je z mozołem warszawscy harcerze.

– Jednym z powodów, dla którego zdecydowałem się podjąć służbę w hospicjum, były moje plany co do studiów – chciałem studiować medycynę – mówi Karol. –Stwierdziłem, że taka praca, wśród chorych, da mi jakieś ogólne pojęcie o tym, z czym przyjdzie mi się zetknąć w moim przyszłym zawodzie. Karol, obecnie student pierwszego roku musi zrealizować praktyki pielęgniarskie, postanowił odbyć je w hospicjum, w którym wcześniej pracował jako wolontariusz. – Muszę powiedzieć, że teraz, po dłuższym czasie, nie wywołuje to u mnie takich emocji, jak wcześniej. To, czego się nauczyłem, to fakt, że osób chorych nie można traktować z litością – nie tego od nas oczekują. Chorym należy ze wszystkich sił starać się stworzyć warunki najbardziej przypominające ciepło rodzinnego domu i jego atmosferę. Myślę, że w tym hospicjum to się udało, jest to przede wszystkim zasługa pracowników i wolontariuszy – opowiada Karol.

             Wybrany obraz

Dorota też podkreśla, że to dopiero początek jej drogi. – Jeszcze wszystko przede mną. Obecnie zaczęłam prace z chłopcem z autyzmem. To naprawdę fascynujący ludzie, każdy jest inny bardzo inny, ale niesamowicie ciekawy. Nadal nie są w 100% znane przyczyny tej choroby. Zdradza też, że kusi ją praca z dzieciakami w znacznym i głębokim stopniu niepełnosprawności intelektualnej.   To duże wyzwanie psychiczne, bo czasem w takiej pracy na sukces czeka się miesiącami, a jest on zazwyczaj niewielki. – Myślę jednak, że warto na niego pracować i robić wszystko, by zapewnić tym dzieciom normalne życie.

               Wybrany obraz

W świecie, w którym miarą wartości człowieka jest wysokość jego zarobków, łatwo zapomnieć o zwyczajowym supełku wiązanym na chuście. W pogoni za co raz to lepszą posadą nie dostrzegamy potrzeb innych niż nasze. Jednak są tacy, którzy to potrafią. Żyją dla siebie. Żyją dla innych. A Ty co robisz?

O swojej służbie opowiadali:

Małgorzata Brach z hufca Warszawa Żoliborz
Dorota Domańska z hufca Poznań Grunwald
Karol Kałek z hufca Szczecin
Ewelina Kusy z hufca Szczecin-Pogodno
Konrad Tarnopolski z hufca Warszawa Żoliborz
Zuzanna Zaleska z hufca Warszawa Żoliborz

Dzięki za pomoc.

Wybrany obrazphm. Anna Błaszczak – kierowniczka zachodniopomorskiego referatu wędrowniczego, sekretarz redakcji Na Tropie, członkini Zespołu Wędrowniczego Wydziału Metodycznego GK ZHP, była drużynowa 99 Szczecińskiej Drużyny Wędrowniczej „Nomada” im. Andrzeja Zawady. Studentka V roku prawa na Uniwersytecie Warszawskimi.

Wybrany obrazphm. Monika Marks – namiestniczka  wędrownicza hufca Warszawa Żoliborz, była drużynowa 127 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczej "Plejady", szefowa działu felietonów Magazynu Wędrowniczego Na Tropie, studentka geografii na Uniwersytecie Warszawskim