Dlaczego śpiewamy?

Na Tropie Kultury / Maciej Pietrzczyk / 26.03.2017

Harcerze bardzo mocno kojarzeni są ze śpiewaniem, a gitara stała się już tak powszechnym składnikiem ich wizerunku jak mundur czy plecak. Dla jednych jest to źródło najwspanialszych wspomnień, dla innych dosyć niewygodny obowiązek.

Do dnia wczorajszego, przez 17 lat bycia w ZHP, nie zastanawiałem się dlaczego w harcerstwie tak dużo się śpiewa. Jedynymi organizacjami wychowawczymi, które przychodzą mi na myśl, w której śpiew ma tak dużą rolę są szeroko pojęte organizacje związane z Kościołem. Dlatego postawiłem sobie pytania: dlaczego, po co i czy ma to duże znaczenie?

Dlaczego?

Skąd w naszym ruchu harcerskim wzięło się zamiłowanie do śpiewu? Przede wszystkim trzeba rozróżnić dwa rodzaje śpiewania. Z jednej strony mamy Hymn ZHP, piosenki obrzędowe, marszowe, natomiast z drugiej muzykę rozrywkową, poezję śpiewaną i cały kanon piosenki turystycznej pochodzący z twórczości Wołosatek i zachowany w kolejnych wydaniach Śpiewniczka Bieszczadniczka, a potem w wydawnictwach Poczty Harcerskiej, Ognika i innych śpiewników. Można spokojnie stwierdzić, że na pierwszą z tych grup wpływ mają przede wszystkim tradycje żołnierskie, z których, jak wiadomo, harcerstwo sporo zaczerpnęło. Ten rodzaj śpiewu pozostaje niezmienny od wielu lat i chyba nie jest potrzebna nad nim jakaś głębsza refleksja. Artykuł chcę poświęcić drugiej grupie piosenek, tym które śpiewane są podczas ognisk, przy watrze, na festiwalach harcerskich, na rajdach. Słowem, wszędzie, gdzie są harcerze.

Po co?

Oscar Wilde napisał, że „Każda sztuka jest bezużyteczna”(Portret Doriana Grey’a). Czy fakt, że umiemy zaśpiewać to lub tamto jest „sprawnością na całe życie”? Naprawdę nam się przyda? Jest to coś, co robimy po godzinach, po skończeniu wszystkiego, co musimy zrobić na kursie, szkoleniu, biwaku. Podczas rozmowy z harcerzem na temat tego, co dało mu harcerstwo, mało kto wymieni umiejętność śpiewania przed zdolnościami przywódczymi, związanymi z zarządzaniem albo typowo twardymi umiejętnościami (jak graficzne czy edytorskie, planowania, ratownicze) czy wiedzą (historyczną, fachową, szeroko pojętą świadomością społeczną). Człowiek, który nie umie lub nie lubi śpiewać nadal może być wspaniałym harcerzem, tak jak człowiek nie rozumiejący i nie lubiący sztuki może pozostawać zwyczajnie dobrym człowiekiem. Spośród kilku pomysłów tłumaczących zamiłowanie harcerzy do śpiewania najbardziej przypada mi do gustu powiedzenie: bo wreszcie mogą! Odstawiają na bok obowiązki szkolne, harcerskie, rodzinne, wszystko, co może być źródłem stresu, którego w życiu młodych ludzi jest coraz więcej (napisała o tym Marta Tittenbrun 7 lat temu). Śpiewanie jest inicjatywą dobrowolną, oddolną. Czymś, co harcerze robią sami dla siebie, bez przymusu. Oczywiście, jest wykorzystywane w wielu okolicznościach (msze, odwiedziny w domach opieki, jednostkach wojskowych, urzędach, chodzenie z BŚP), ale wtedy jest narzędziem autoprezentacji, promocji czy po prostu rozrywką dla oglądających. Jednakże sama motywacja do śpiewania pozostaje taka sama: ktoś to lubi, ktoś chce to robić i sprawia mu to przyjemność. Nikt nie będzie się krzywił z niesmakiem i uznawał, że „ech, no cóż, jestem harcerzem, to mój psi obowiązek… Raz, dwa, trzy!”.

Jakbyśmy stworzyli harcerską piramidę Maslova to śpiewanie zaliczałoby się do trzech jej obszarów: potrzeby przynależności, uznania i samorealizacji. Moim zdaniem nie ma nic innego, co tak łatwo zbliża do siebie ludzi i dzięki czemu czują się oni prawdziwie częścią grupy.

Jako że w moim artykule myślę głównie o wędrownikach pomijam rolę śpiewania jako formy zajęciowej (czy też narzędzia) dla najmłodszych zuchów czy harcerzy. Taka istnieje, sam z niej korzystałem i bardzo dobrze wspominam!

Czy to jest ważne?

Działanie harcerskie to proces złożony z wielu uzupełniających się elementów, które prowadzą do wspólnego celu, tj. „wychowania młodego człowieka”. I czy śpiewanie jest w tym aspekcie użyteczne? Powtarzając za Barbarą Skargą  użytecznym jest to, co pozwala osiągnąć cel, a więc jest narzędziem do osiągnięcia tego celu (O nieutylitarności humanistyki). I choć na pozór nie możemy wpisać sobie śpiewania do CV i znaczna większość z nas nie będzie nigdy gwiazdami muzyki, to zdecydowanie nie jest ono bez znaczenia. Wyobraźmy sobie to wszystko bez śpiewania oraz innych „nieużytecznych” rzeczy. Sytuację, w której w harcerstwie skupiamy się tylko na umiejętnościach i postawach, które wiążą się z mniej lub bardziej wymierną korzyścią w przyszłości, bez refleksji, wrażliwości na muzykę, czy też inną formę sztuki. Osobiście uważam, że można wtedy zwinąć interes, podziękować wszystkim i zająć się organizowanie kursów dotyczących konkretnych rzeczy.

Nie oznacza to, że przesadzamy w jedną lub drugą stronę. Myślę, że jesteśmy w stanie równowagi w której, z jednej strony jesteśmy profesjonalistami, nabywamy doskonale przydatne umiejętności, a z drugiej uczymy się współodczuwania i wrażliwości. Dlatego też nie ma różnicy pomiędzy drużyną żeglarską czy ratowniczą a artystyczną w kontekście przydatności. Ludzie, którzy skupiają się na jakiejś dziedzinie sztuki jako swojej specjalności nie zajmują się błahostkami! Pomimo tego, że nie mogą się potem pochwalić patentami, odznakami czy certyfikatami, robią coś, co jest dla ludzi bardzo ważne.

Bardzo dobrze, że mamy w harcerstwie dużo festiwali, dużo śpiewamy i nie jest to raczej zaniedbywane. Przynajmniej ja mam takie odczucia. Jeśli macie inne to starajcie się zadbać o to, żeby na organizowanych przez Was wydarzeniach był czas na wspólne siedzenie i (oby) śpiewanie. Jeśli organizujecie festiwale i konkursy piosenki to starajcie się nawiązywać i utrzymywać kontakt z lokalnymi artystami, ludźmi kultury, którzy oprócz siedzenia w jury mogą zająć się prowadzeniem warsztatów czy prelekcji dla śpiewających harcerzy. Jeśli potrzeba Wam do tego inspiracji to zachęcam zapoznać się z tym jak działa kielecki „Wiatraczek”. Albo sami pochwalcie się, jak to robicie!  

Koniec końców, nie lekceważmy szarpidrutów i tych, którzy po 28-godzinnej dobie siadają w kółku, żeby coś zanucić. Dobrze, że są.

Maciej Pietrzczyk - podharcmistrz, instruktor Chorągwi Kieleckiej. Student studiów magisterskich w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Szef działu „Na Tropie Kultury”.