Do pieca na trzy zdrowaśki

Archiwum / 13.02.2011

Gdy na ulicach mijają nas karetki, w szpitalach mamy nowoczesne aparatury, a w prasie słyszymy o coraz to nowszych sposobach leczenia, uświadamiamy sobie, że nie umiemy pojąć, jak to mogło wyglądać kiedyś. To niemożliwe, że nasi przodkowie potrafili bez tego normalnie żyć. Bo w sumie – jak oni sobie z tym radzili?

„Nie wstyd od zwierząt, więc nie wstyd od bab”

W dawnych czasach, gdy na naszych ziemiach panowali pierwsi Słowianie, posługę medyczną wśród Polan – zarówno u biednego gminu i bogatych wielmożów – pełnili wróże, znachorzy, wracze (do dziś tak określa się lekarza w Rosji) i baby-wiedźmy (od słowa „wiedzieć”). Czarownice zwane szeptuchami, znające moc ziół, właściwości roślin i zrzucające złe uroki po dziś dzień jeszcze w wielu regionach Polski zapobiegają chorobom. Obecnie, śmiejąc się z ich zabobonów oraz praktyk, nie zdajemy sobie sprawy, że to one, posiadając doświadczenie i własną doskonale zaopatrzoną aptekę ziołową, były pierwszymi nauczycielkami zjawiających się coraz częściej nad Odrą, Wartą i Wisłą średniowiecznych lekarzy. Przodkowie naszych medyków znali jedynie łacińskie nazwy leków prostych, komponowanych z zaledwie kilkunastu roślin, części zwierząt i ziół. Nikt inny nie potrafił nauczyć wielkich mężów polskich nazw oraz możliwości polskiej fauny i flory. Jeszcze w 1585 r., krytykowany za pobieranie takich praktyk, osiadły w Krakowie lekarz, słynny Antoni Schneeberger pisał: „Nie wstyd mię też było, że byłem uczniem baby, kiedy starożytni lekarze głośno wyznają, że byli uczniami zwierząt”.

Jak się tworzyła polska medycyna, już wiemy, przyjrzyjmy się teraz raczkującej chirurgii. Za czasów Bolesława Chrobrego medycy byli bardziej umiejętni, potrafili np. wyciągać okruchy z czaszek bądź też ułomki kopii czy topora. Jak to nam opowiada Gall Anonim, Polacy już w XII wieku na wyprawach wojennych, w bitwach i pochodach korzystali z pomocy chirurgów. Znany jest nam choćby przypadek powszechnych trepanacji czaszek, w których nieraz archeolodzy mogli napotkać ślady operacji chirurgicznych z użyciem wiertła (stosowanego również na bóle głowy i choroby umysłowe). Dzięki wielu odnalezionym perełkom – takim, jak szkielet człowieka z epoki mezolitycznej z czaszką, w której nawiercono otwór 43×43,5 mm – możemy przyjrzeć się sposobowi wykonywania zabiegu (ominięcie zatoki żylnej) i dostrzec pewną biegłość w anatomii naszych przodków.

„Modły św. Idziego przyczyną narodzin jego”

Jak wcześniej wspomniałem, medycyna średniowieczna była nierozerwalnie złączona z religią, dlatego nie dziwi nas fakt, że specjalizowali się w niej głównie duchowni, mnisi, a szczególnie benedyktyni. Nieraz metody leczenia obejmowały w dużej mierze sferę duchową, gdy oto ci niebiańscy lekarze pracowali ze ściśle określonym podziałem kompetencji na świętych. Przykładowo: św. Antoni Pustelnik za zadanie dostawał walkę z krostami, a św. Florian panowanie nad żądzami cielesnymi. W ten sposób wszystkie rodzaje dolegliwości przypisywano kolejnym „medycznym” świętym.

Jednak nie tylko modłami wypraszano sobie zdrowie. Znany jest w historii medycyny przypadek księcia Władysława Hermana, który za radą biskupa poznańskiego kazał przerwać żonie kąpiele zdrowotne w Pilicy, zalecone wcześniej przez lekarza. Następnie zażądał, by odlać ze złota figurkę chłopca i zawieźć ją, wraz z prośbą o modlitwę w intencji poczęcia, do francuskiego opactwa Saint-Gailes (św. Idziego). Mnisi przyjęli dar, pościli całe 3 dni i tak oto przyszedł na świat Bolesław, zwany potem Krzywoustym. Wydarzenie to było dla ówczesnych Słowian kolejnym potwierdzeniem skutecznego działania świętych i przyczyniło się jeszcze bardziej do rozpowszechnienia owych praktyk.

Szpital, czyli przytułek dla bab i dziadów

Średniowieczne szpitale powstawały już w X wieku przy siedzibach biskupów, zgodnie z postanowieniami Soboru w Nicei. Niestety jednak w niewielu aspektach przypominały one nasze ówczesne szpitale. Były bardziej przytułkami dla chorych i nieszczęśliwych. Podobnie jak i inne tego typu instytucje, szpitale utrzymywały się głównie dzięki fundacjom i ofiarności ludzkiej (później dopiero przeszły na garnuszki gmin). Pomimo niekończących się apelów dostojników kościoła adresowanych do medyków, zainteresowanie było minimalne, ponieważ ich indywidualna działalność w swoich domach była nieporównywalnie bardziej dochodowa. W tej sytuacji jakąkolwiek ulgę pacjentom przynosił jedynie leczący rany cyrulik. Apteki szpitalne nie istniały, a zioła kupowano od handlujących w Rynku zielarek. Pieniądze szpitalne szły głównie na żywienie chorych i bieżące remonty. Sami chorzy zaś nie mieli zbyt łatwego życia. Aż do końca XVIII wieku szpitale krakowskie (z wyjątkiem specjalistycznych) nie interesowały się prawie w ogóle działalnością leczniczą, pełniąc jedynie funkcje azylów dla starców, nędzarzy, ubogich kobiet ciężarnych i sierot. Pensjonariuszom przysługiwał jeden posiłek dziennie, dlatego nieraz głód wyganiał ich na ulice, by dorabiali żebraniną. Mimo to starali się swój pobyt przeciągnąć w nieskończoność. Było im tam ciepło i zawsze, jeśli nie mieli ustawowego posiłku dziennego, to przysługiwał im ekwiwalent pieniężny. Bywa, że byli zupełnie zdrowi, często pili, grali w kości, a nawet, pomimo intensywnej opieki duchowej, oddawali się rozpuście. Nic dziwnego zatem, że w odpowiedzi duchowni później odpowiadali ustanowieniem, że kto nie praktykuje i nie postępuje zgodnie z zasadami wiary, ten nie ma prawa do dostawania posiłków. W rezultacie szpitale przeobraziły się z przytułków w – omijane szerokim łukiem przez większość ludu – placówki powolnej śmierci.

O medycynie średniowiecznej końcowych słów kilka…

Podsumowując, historia medycyny jest jedną z najosobliwszych gałęzi dziejów. Tak naprawdę jest ona nam zarówno odległa, bo niewielkie jest nią zainteresowanie, jak i niewyobrażalnie bliska i mająca decydujący wpływ na losy świata. Każda postać historyczna miała swoje dolegliwości zdrowotne, bardziej lub mniej wpływające na jej decyzje i czyny, a w rezultacie na losy wielu spraw. Poczynając od Bolesława Chrobrego i jego długotrwałej choroby, idąc poprzez różne incydenty naszego zwycięzcy spod Grunwaldu, Władysława Jagiełły i jego śmiertelnego zapalenia płuc, kończąc na chociażby Józefie Piłsudskim oraz całej medycznej epopei w jego przypadku. Można by o tym mówić bez końca. Przy analizie tego możemy dojść do dwóch podstawowych wniosków, zupełnie odmiennych. Pierwszy mógłby być taki, że przecież takie rzeczy się zdarzają każdemu, więc w sumie co to kogo obchodzi, że Jan Długosz miał kamienie w pęcherzu moczowym albo że medycy powoli wykańczali Kazimierza III Wielkiego. Drugi wniosek jednak może być taki, że rzeczy z pozoru wydające się tak błahe miały ogromny wpływ na całe dalsze losy państwa, jak choćby zrzucenie z piastowej głowy korony polskiej. W takim wypadku ta historia wychodzi na dość znaczącą.

Jest też druga strona medalu. Jako Polacy nie zdajemy sobie sprawy, ile wybitnych rzeczy dokonali nasi rodacy w tej dziedzinie. Nikt nie wie zazwyczaj o tym, że to Polacy jako pierwsi powołali wojskową służbę medyczną lub też jakie mieli zasługi polscy lekarze na frontach II Wojny Światowej. Taka nieświadomość powoduje, że nieraz pomijany jest przez nas ogromny element historii powszechnej. Pamiętajmy więc o tym, zanim zaczniemy wygłaszać o nim swoje sądy.