Dokąd na obóz?
Austria? Góry Izerskie? Bieszczady? A może Roztocze? – o tym, jak uda się Wasz obóz wędrowny decyduje także to, gdzie go zorganizujecie. Zapytaliśmy doświadczonych instruktorów, które swoje wędrowne obozy wspominają najlepiej.
phm. Daria Siwka – redaktor naczelna Harcownika Wielkopolskiego, rzeczniczka prasowa Chorągwi Wielkopolskiej ZHP – Nie pamiętam, kiedy to było. Chyba 5 lat temu. Razem z gnieźnieńskim Krzemieniem spędziłam dwa tygodnie w Roztoczańskim Parku Narodowym. Poznawaliśmy kulturę żydowską, byliśmy w sławnym Szczebrzeszynie, wielkim zaskoczeniem dla nas wszystkich było to, że jest tam naprawdę masa miejsc do zwiedzania. Roztocze to przepiękne tereny – w sam raz dla drużyny, która nie jest wprawiona w wędrówce.
Tam pierwszy i jedyny raz widziałam w swym życiu najprawdziwszą, wielgachną żmiję, która przepełzła mi przez drogę. Tereny, po których wędrowaliśmy, mają swoją harcerską przeszłość, to tam kręcono słynne „Czarne Stopy”. Warto też zauważyć, że żyją tam przemili ludzie (to ważne podczas organizowania obozu wędrownego, często będziecie korzystać z ich uprzejmości). Nigdzie indziej nie byli tak życzliwi dla nas, jak tam. Nawet co niektórzy byli obrażeni, że to nie w ich ogrodzie nocujemy.
Po Roztoczu przyszedł czas na Zamość – perłę renesansu. Jedno z najpiękniejszych miast w Polsce. Niedocenione. Pamiętam też ogromne drożdżówki sprzedawane na rynku w Zamościu (są większe drożdżówki, niż te w Poznaniu, a wydawało mi się to niemożliwe).
phm. Zbigniew Popowski, skarbnik ZHP – Najciekawsze miejsce obozu wędrownego, w którym brałem udział, to dla mnie Austria, a konkretnie Salzkammergut w Górnej Austrii. Obóz ten zorganizowała 5 Augustowska Drużyna Harcerska „Enigma” im. J. Bytnara „Rudego” latem 2006 r. Był on ciekawy głównie dlatego, że składał się nie tylko z chodzenia po górach, i to górach zupełnie innych niż w Polsce, ale też ze zwiedzania okolicznych miast i miasteczek, był więc bardzo różnorodny.
Najbardziej wyjątkową rzeczą był dla nas obraz Alp, czyli piękne, czyste jeziora, otoczone bardzo wysokimi i stromymi (ponad 3 tys. m n.p.m.) szczytami; tak pięknej, surowej przyrody w Polsce nie spotkamy. Nasze wędrówki można nazwać trekkingiem po przedgórzu Alp, najwyższe szczyty, które zdobywaliśmy, miały około 2 tys. m n.p.m. W pamięci zapisało się nam również zwiedzanie zabytków Wiednia, wizyta w interaktywnym muzeum urządzonym w jednej z najstarszych kopalni soli na świecie i Salzburg, gdzie zewsząd płynie muzyka Mozarta, a ludzie chodzą na co dzień w tradycyjnych, tyrolskich strojach.
hm. Piotr Kowalski – komendant Szczepu im. Szarych Szeregów, przewodniczący KRH Łódź Widzew – Część Dolnego Śląska z górami Izerskimi, zwiedziliśmy tam wspólnie z drużyną wszystko, co było do obejrzenia. Przede wszystkim mnóstwo zamków – Zamek Czocha (znany z „Twierdzy szyfrów” i „Gdzie jest generał”), zamek Gryf – ruiny największego zamku na Dolnym Śląsku, zamek Rajsko – kiedyś była tam największa na Dolnym Śląsku kolekcja malarstwa. Można też podziwiać zabytki techniki – wspaniałe tamy na Kwisie w Złotnikach Lubańskich i w Leśnej. Mnie jako historyka szczególnie zainteresowły bunkry w Leśnej, gdzie hitlerowcy organizowali podziemne fabryki. Fani mocnych wrażeń znajdą stare kamieniołomy, świetne do wspinania. Wspaniałe miejsce, piękna przyroda – góry Izerskie.
phm. Anna Błaszczak – kierowniczka Zespołu Wędrowniczego Wydziału Metodycznego Głównej Kwatery ZHP – Jest takie miejsce. Na zielonym szlaku Beskidu Żywieckiego. To tam najczęściej zaczynały się lub kończyły wędrówki mojej drużyny. Milówka. Drewniana chata, strumień, Hala Boracza w odległości pół paznokcia na mapie. Stanica Hufca Siemianowice Śląskie. Po raz pierwszy przyjechaliśmy tam sześć lat temu, podczas obozu wędrownego po szlakach Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Później wracaliśmy pod byle pretekstem. Rajd, zimowisko, weekendowy wypad w góry.
Milówka to doskonała baza wypadowa we wszystkie strony Beskidu Żywieckiego – na południe: Wielka Rycerzowa i Wielka Racza ze świetnym punktem widokowym, na wschód: Hala Lipowska, Rysianka i Romanka. Na południowym wschodzie: Krawców Wierch i drewniana bacówka. Na zachód: Barania Góra – najwyższa w okolicy. Na północ – Żywiec i dobre połączenie z resztą świata. Można przebyć cały Beskid, a wieczorem po męczącej wędrówce zejść z gór do Milówki i poczuć się jak w domu.
phm. Mateusz Nowak – kierownik referatu wędrowniczego Chorągwi Ziemi Lubuskiej – zaczynaliśmy Przyrzeczeniem Harcerskim w na rynku w Krakowie, kończyliśmy także Przyrzeczeniem na Jasnej Górze. Między nimi 15 dni włóczęgo po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Średniowieczne ruiny, białe kredowe skały i znakomite tereny dla niewprawionych piechurów. Jura to świetne miejsce na obóz wędrowny, bo aż roi się tam od harcerskich baz. Nie ma też problemów z zaopatrzeniem, stosunkowo łatwo tam dojechać z każdego zakątka Polski.
My naszą wędrówkę Szlakiem Orlich Gniazd wybudowanych za czasów Kazimierza Wielkiego postanowiliśmy poprzedzić kilkoma dniami spędzonymi w Krakowie. Dopiero potem wyruszyliśmy na szlak. Do dziś nie zapomnę kilku noclegów, jakie udało nam się spędzić na średniowiecznych zamczyskach. Jedną z nocy spędziliśmy razem z prawdziwym bractwem rycerskim przy ognisku rozświetlającym ruiny. Gdy dotarliśmy na Jasną Górę powitał nas… Ojciec Dyrektor. Podszedł do nas ksiądz z Radia Jasna Góra. Wypowiedzieć musieli się wszyscy, w prezencie otrzymaliśmy prawie 40 minutową audycję z nami w roli głównej. Jura jest chyba przez harcerzy niedoceniona, a szkoda, bo to doskonałe tereny na letnie przygody.
hm. Katarzyna Krawczyk, członkini Rady Naczelnej ZHP – Gorce to wybór pewnie trochę sentymentalny, bo tam odbyły się moje pierwsze obozy, ale na pewno nie brak temu miejscu także walorów organizacyjnych i przyrodniczych. Gęsta sieć schronisk i bacówek, dobrze oznakowane szlaki i zaplecze turystyczne czynią z Gorców idealne miejsce dla drużyn początkujących w wędrówkach. Młodsi wędrownicy na pewno poradzą sobie z dziennymi dystansami do pokonania, a mniej wprawnym drużynowym zaplanowanie obozu w Gorcach przyjdzie prościej, niż gdzie indziej.
Jedna z moich obozowych historii może stanowić jednak przestrogę przed zbytnią ufnością we własne zdolności organizacyjne i przyjazność okolicy. Może się bowiem zdarzyć tak, że wybierając miejsce biwakowe nieopodal strumienia, nad wodą czekać trzeba będzie całe 4 godziny, bo strumień okaże się jednak „nieco” dalej. Jak widać zatem – życzliwe żółtodziobom Gorce także wytrawnym wędrownikom, którzy niejeden vibram na górskich szlaka zdarli, potrafią płatać figle. To zapewne sprawka jakichś niepoznanych, gorczańskich chochlików…
Wypowiedzi zebrali: Monika Kaszkowiak, Jakub Sieczko, Anna Błaszczak, Filip Springer, Zuzanna Zaleska.