Drugi Mafeking czyli przygody ostatniego skauta- odc.5
W kolejnej części przygód Robercika i jego wesołej kompanii z szafy wyskakuje szef HSR, z gadającego lustra przemawia „szefowa wszystkich wędrowników”, naczelny Na Tropie przebiera się za muzykującego Cygana, a rzecznik prasowy ZHP roni najprawdziwsze łzy obdarowany bukietem róż.
– Tak jest! – krzyknął Wacek najbardziej dziarskim tonem, jaki tylko umiał z siebie wydobyć. Zaraz potem odłożył słuchawkę i jeszcze zasalutował, w takim był bojowym nastroju. Była sobota, wcześnie rano, w domu słychać było jeszcze senne pomruki chłopaków przewracających się na drugi bok.
– Pobudka, pobudka, pobudka, wstaaaaaaać! – ryknął Wacław i sam rzucił się do szafy, aby zamienić piżamowe kalesony na pachnące jeszcze składnicą (którą składnicą – my to już dobrze wiemy) bojówki. W tym czasie rozczochrany Krzysio sięgnął pod łóżko i wyciągnął spod niego trąbkę-sygnałówkę. – Służba! – puścił do nas oko i wyszedł na klatkę schodową.
– Pioooooon siódmyyyyyyyy! Pobudka pobudka, wstaaaaaaać! – krzyknął z uśmiechem, a zaraz potem przystawił instrument do ust. Dźwięczna melodia dotarła do wszystkich mieszkańców nad i pod nami.
Robercik stał akurat na balkonie nad miednicą z deszczówką (odkąd zaczęło się lato, oszczędzaliśmy wodę w ten sposób. Głęboko wierzyliśmy, że w rezultacie więcej jej zostanie dla Afryki. Oprócz tego Mareczek codziennie wysyłał do Senegalu jedno jabłko. "Dla mnie to tylko jedno jabłko – mówił za każdym razem – a dla nich… Dla nich… sami wiecie…" A my kiwaliśmy głowami ze zrozumieniem, bo przecież wiedzieliśmy).
Więc Robercik stał nad tą miednicą i polewając sobie głowę wodą z konewki nucił melodię, którą wygrywała trąbka:
…A gdy będziem zasypiali
Niech cię nawet sen nasz chwali…
– Tfffffcoooo? – zakrztusiłem się usłyszawszy, co podśpiewuje. Właśnie gotowałem poranną herbatę na kociołku (to też była heca! "Kociołek – nie może go na biwaku zbraknąć! To wokół kociołka zgromadzisz swych harcerzy po porannym rozruchu, a przy duskusyi w ramach wieczornicy niechaj zasmakują ugotowanej prze Ciebie grochówki!" – przeczytaliśmy w podrzuconym nam podręczniku. Mieliśmy być wzorcowi, wiec kociołek był niezbędny. Trochę trudu włożyliśmy w przygotowanie kręgu ogniskowego w M-3, jednak stało się to faktem. Po kilku wnioskach Główna Kwatera ufundowała nam okap i juz można było zamienić nasze życie w porządny biwak, zgodnie z planem i rozkazem S3/2008)
Tak więc:
– Tfffffcoooo? – zakrztusiłem się usłyszawszy, co podśpiewuje Robercik. I zaraz potem wyskoczyłem na korytarz i szeptem spytałem Krzysia, co to on wygrywa, przecież to wieczorna piosenka!
– Przygotowanie do zaprawy poraaaaanneeeej, czaaaas pięć minut! Przypominam, że obowązują stroje gimnastyczne!- Krzyknął, zagrawszy melodię jeszcze raz, po czym wskoczył do mieszkania i zatrzasnął drzwi.
– Dobre, nie? – zapytał. I parsknął śmiechem – Niezły żart, zagrać to z rana, haha! Ciekawe, czy ktoś się zorientuje?
– Baczność! – ryknąłem wściekły – Nie wiesz czym grozi robienie sobie żartów? Nie wiesz, po co to wszystko teraz robimy? Dość mamy kłopotów? Chcesz znów stanąć przed sądem harcerskim?
– Ooooch nieeee! – Mareczek usłyszawszy „sąd harcerski” zaczął w panice ubierać mundur na lewą stronę, a reszta momentalnie schowała się pod łóżka. Zupełnie słusznie, po tym co się stało w zeszłym tygodniu… Byliśmy wzorową jednostką, więc i wymagania mieliśmy wyższe. Nawet pozornie niewinne podstawienie nogi przypadkowo spotkanemu komendantowi chorągwi…
– Spokój! – zawołałem – Springer idzie!
Wyjrzeliśmy za okno. To rzeczywiście był on, dziś dla niepoznaki szedł przebrany za grającego na akordeonie Cygana, przed nim zaś biegło dziecko z kubeczkiem. Nieliczni przechodnie wrzucali tam jakieś grosze. Tylko który Cygan nosi chustę "Na Tropie"?
– Przygotować się! – zawołałem. Chłopcy ostatnim ruchem poprawili koce na łóżkach i stanęli w szeregu. Usłyszeliśmy kroki na schodach i zawodzący walc z "Nocy i dni", grany na charczącym akordeonie. Od czasu do czasu przebijał tupot dzieciątka i brzęk grosików.
– Jest na pierwszym piętrze – szepnął Krzysio
– Yhym… Teraz wchodzi na drugie – skulił się w sobie Mareczek – jak zwykle robimy?
– Jak zwykle – potwierdziłem – jest na trzecim, uwaga! – podszedłem do drzwi i uchyliłem je nieznacznie.
– Ohoho, jaki piękny dzień. Słyszę akordeon, to na pewno ten stary Cygan (w tym momencie usłyszeliśmy coś podobnego do pełnego satysfakcji "hehe", ale bardzo stłumionego). A ostatnią osoba jakiej się dziś spodziewamy to redaktor Filip Springer! (kroki zaczęły radośnie podskakiwać) – Dobra, na miejsca! – Wacek wyprężył się w szeregu. W drzwiach zadrgała klamka.
– Teraz! – szepnąłem.
"Pójdziem rad, harcerzy polskich ród, harcerzy polskich ród! Spocznij!” – zabrzmiało potężnie. W drzwiach stał już nasz gość.
– ooo, nie spodziwaliśmy się! – powiedziałem z wielkim przekonaniem – właśnie jesteśmy po apelu, panie, eee, panie… Właśnie, kim pan jest?
– HA! TO JA! Nie poznaliście mnie, co? – z dumą wykrzyknął druh redaktor i na dowód tego starł z policzka część śniadej karnacji.
– Hmmm… Zupełnie się tego nie spodziewaliśmy! – zabrzmiał pomruk podziwu.
– No tak, naturalnie, naturalnie, jestem przecież profesjonalistą!
– Tak jest! – zawołaliśmy radośnie. A potem jeszcze "hip hip, hurra!"
– Ale widzę, że jeszcze macie trochę do roboty…
No tak, trzeba było zrobić gimnastykę dla bloku… Dzisiaj była kolej na Robercika, który zasalutował tylko, szepnął z przejęciem "służba!" i wyszedł na parapet. Efektownie zjechał po rynnie w stronę formujących się już szeregów mieszkańców. Młodzież szkolna niecierpliwie dreptała w miejscu, ostatni emeryci zjeżdżali jeszcze windą…
– Mieszkaniami zbiórka! – padła komenda i już po chwili zapanował porządek, umilkły szepty, a Robercik mógł zacząć od krążenia bioder.
– Widzę, że Wam dobrze idzie – Springer przez moment patrzył z okna na podwórko, po czym odwrócił się do nas. – Idea harcerstwa rozprzestrzenia się dość szybko, wkrótce opanujemy całe osiedle. W przyszłym tygodniu będzie szkolenie na komendantów bloków…
– Mam sprawę – Wacek podniósł rękę.
– Prosze, druhu Wacławie. Pamiętaj jednak, że nie możesz użyć słowa "militaryzm".
– Czemu?
– Hmmmm… Nie i już.
– Ale czemu nie mogę użyć słowa "militaryzm"?
– Jakiego słowa?
– "Militaryzm"
– Nie słyszałem o czymś takim. Zobacz jakie piękne lato za oknem! (A lato było piękne tego roku).
– Rano miałem telefon. Dzwonili z Głównej Kwatery i będzie wizytacja. Przyślą tutaj człowieka od wizerunku, żeby sprawdził czy odpowiadamy jego programowi.
– Kiedy?
– W samo południe…
***
Słońce wędrowało coraz wyżej po nieboskłonie, a im wyżej było, tym bardziej zafrasowani byliśmy my… Bo to była pierwsza poważna kontrola – nie wiedzieliśmy, jak się przygotować. Mareczek w panice czytał "O metodzie harcerskiej i jej stosowaniu", a po każdym rozdziale cichutko płakał. Wacek pr
zetrząsał całe mieszkanie w poszukiwaniu puszek, butelek i kapsli, które mogłyby zdradzić nieharcerski charakter naszego dotychczasowego życia. Z łazienki dobiegały… radosne okrzyki. To odbicie druhny Anny Błaszczak (http://natropie.zhp.pl/content/view/741/60/) lśniło coraz jaśniej, a ja polerowałem lustro wszelkimi najlepszymi środkami.
– O, a tutaj jeszcze mógłbyś przeczyścić? – zapytało odbicie, wskazujac naturalnie na… ramę, której nie poświęciłem dostatecznej uwagi.
– Ooo, oczywiście! A mogłaby mi druhna powiedzieć coś o tym…
– Nie mogę Ci nic powiedzieć na temat militaryzmu, poza tym pytaj o co chcesz.
– Niech druhna powie mi coś o tym… wizytatorze?
– Aaaa, masz na myśli Rzecznika Prasowego ZHP! Cóż, jest to druh Adam Zawadzki, znany ze swojego poczucia humoru, metod pracy i własnego zdania na wiele, wiele tematów.
– Poczucie humoru…
– Możecie spróbować ująć go jakimś nietypowym żartem…
– Nietypowym… Coś wymyślimy, mamy godzinę.
– Powodzenia! Ale mógłbyś podczyścić jeszcze tutaj?
***
– Przyniosłem wam trochę poznańskiej wody kranowej – uśmiechnął się Springer i nalał do kubka trochę białej cieczy z pękatego baniaczka.
– Nieeeee! – zzieleniał Wacek i pobiegł do łazienki. ("Tylko nie po lustrze!" – dobiegł nas stamtąd przestraszony głos)
– A może zróbmy mu żart – zaproponowałem – podobno gość ma niesamowite poczucie humoru, więc się ucieszy, że nie tylko mamy piękne mundurki, a cały nasz blok ma otwarte próby przewodnikowskie, ale też mamy dystans do siebie i spory luz.
– Dystans do siebie to wspaniała rzecz – przemówił Robercik – czasem zakładam pagony do góry nogami, gdyż zdaje sobie sprawę iż wszystko jest pewną…
– ***** – ze zrezygnowaniem zaklął Wacek. Zrobiło nam się przez moment przykro. A już czasami myśleliśmy że Robercik jest normalny.
– pam param pam pam… – zanucił Krzysio, myśląc zapewne o czymś bardzo odległym.
– …pam pam pam – dokończył frazę Mareczek.
– Most na rzece Kwai – mruknął się Wacek.
– Zróbmy tu szpital wojskowy! – rozpromienił się Filip Springer – niezły żart, absurd jakich mało!
– Ja mogę być pielęgniarką! – zawołał uśmiechnięty Robert. Spojrzeliśmy na niego z niesmakiem – Musi być pielęgniarka, w każdym szpitalu jest – tłumaczył się niepewnie.
***
Mieliśmy tylko godzinę, więc praca nasza była nieco prowizoryczna. Pod sufitami zawisły białe prześcieradła, Krzysio wypisał karty chorób i powiesił na każdym łóżku. Wacek polewał keczupem zabandażowanego Mareczka, który ze śmiechem kulił się na łóżku, rozpryskując czerwoną maź na pozostałych. Na drzwiach zawisła informacja "Szpital wojskowy, niezatrudnionym wstęp wzbroniony. Uwaga! Zagrożenie epidemiologiczne!" Między łóżkami przechadzała się długonoga siostra z opaską na ramieniu i w profesjonalnym czepku (skąd Robercik go wziął? Nawet nie pytaliśmy…).
Zapanowała żartobliwa atmosfera, zaraz skądś wzięła się mandolina i już płynęła wojskowa piosenka:
Niech żyje wojna! Muzyczka marsza rżnie!
Wojna, pieniążki sypią się!
Wroga lej w imię Boga,
Za cudzą kieszeń oddaj młode życie swe!
i już tanecznym krokiem Robercik biegał to tu, to tam, bandażując co popadnie, a gdy nadszedł odpowiedni moment, sam zaśpiewał:
Po śmierci Ci wykopią wygodny wspólny grób,
Wesoło jest tam chłopie, co krok to inny trup!
A gdy Cię uczuć fala w miłosny popchnie szał
to z siostrą ze szpitala zabitą będziesz spał!
W tym momencie otwarły się drzwi i wkroczył ON. Zamarliśmy, nie wiedząc, co począć, lecz tylko na chwilę. – Baczność!- zawołał druh Springer, sam prężąc się w mundurze angielskiego lotnika. Spojrzał na swój strój i szybko poprawił się:
– Attention!
i zaraz potem płynną angielszczyzną, z lekkim akcentem spod Hampshire zameldował:
– Druhu Rzeczniku! Melduję pierwszy szpital wojskowy na inspekcji! Stan: sześć, obecni wszyscy!
– Spocznij – odpowiedział zaraz Druh Rzecznik, również po angielsku, tylko akcent miał taki jakby bardziej spod Liverpoolu. Natychmiast wyczuł to Krzysio i rzucił żartobliwie:
– Hey, Jude! Wykrwawiam się!
– Allright! – rzucił Robercik i rzucił się do jego łóżka z nową porcją bandaży.
– Naprawdę wykrwawia się! – zawołał znad łóżka, a Krzysio spod pachy puszczał fontanny keczupu aż pod sufit!
– Tracimy go! – naprawdę udał mu się ten histeryczny krzyk.
– Odsuń się kobieto! – zawołał Springer i już przykładał mu do klatki dwa żelazka, a sam Krzysio rzucał się po łóżku, imitując elektrowstrząsy.
– Och, och, niech ktoś mi udzieli pierwszej pomocy!
– Słyszę, że ktoś tu potrzebuje pierwszej pomocy! – i oto z szafy wypadł dh Jakub Sieczko.
– Druh Jakub Sieczko! – wyrwało nam się z gardeł.
– Tak to ja! Baczność!
wyciągnął z zanadrza mały magnetofonik i postawił na podłodze. Cichutki podkład midi zagrał wstęp, a druh Sieczko wyprężony na baczność zaśpiewał krótki hymn:
Czasem potrzebne Ci mleko, czasem potrzebny jest ser
Lecz gdy się stanie nieszczęście
Potrzebny Ci HSR!
Nam nie potrzeba zaszczytów, bo my jak pomocna ręka!
Bo dla nas liczy się służba
I wesoła piosenka!
– I kto potrzebuje pomocy? – rzucił się do łóżka i oto jedną ręką robił już masaż serca a drugą przykręcał odznakę, na trzecią zaś zakładał rękawiczkę gumową – bo niezwykle ważne jest też bezpieczeństwo ratownika. – Zaraz, zaraz, coś mi tu nie pasuje… Keczup? Zaraz, zaraz, czy to jakiś głupi żart?
– ŻAAAAAAAART! – zawołaliśmy radośnie i już wszyscy wstali z łóżek, odrzucili bandaże, a Robercik pociągnął za sznurek i nad nami rozwinął się piękny banner "WITAMY DRUCHA PSZEWODNICZĄCEGO"
– Kto to pisał? – szepnąłem.
– Ja! – wyprężył się dumnie Wacek – Fajna niespodzianka, nie?
***
Potem wszystko stało się bardzo szybko – ktoś podbiegł do druha Adama i chciał go podrzucić na wiwat na rękach, tylko że pośliznąwszy się na jakimś bandażu wpadł na niego z całym impetem, tak że obaj wpadli w nasz MKO – Mieszkaniowy Krąg Ogniskowy. Druh Adam powoli wstał, otrzepał z popiołu swój galowy mundur, poplamiony przy okazji keczupem i wyszedł. Przed drzwiami odwrócił się i powiedział tylko jedno słowo: "Pożałujecie". "Chyba nie ma w zwyczaju przeklinać – pomyślałem – sam bym się nie powstrzymał". Teraz siedzieliśmy i nie wiedzieliśmy za bardzo, co ze sobą zrobić.
– Może ty nam pomożesz? Jesteś w końcu od ratowania! – rzucił Krzysio do siedzącego na łóżku dha Jakuba Sieczko.
– Przykro mi, Harcerska Służba Ratownicza może wiele, lecz nie ratuje przed głupotą – powiedział jedno z mądrzejszych zdań w tym odcinku. Zaraz potem stanął na parapecie i nadstawił ucha.
– Ocho, ktoś potrzebuje resuscytacji! – rzekł do siebie i położył dwa palce na swej Odznace Ratownika – Czas na mnie, czuwaj! – zdążyliśmy jeszcze usłyszeć i już go nie było – odleciał.
– Chyba trzeba będzie go zwyczajnie przeprosić…
– Na pewno będzie go trzeba przeprosić – Mareczek podał nam pismo z odpowiednią pieczątką.
– Oho… Nie martwcie się, wymyślimy coś dobrego. Trzeba to zrobić po naszemu, z jajem!- powiedział wreszcie druh redaktor.
Spojrzeliśmy po sobie z niepokojem. Już dość mieliśmy występów, ale trze
ba było spróbować. Ten ostatni raz.
***
Kolejni goście zajmowali ławki, wkrąg było zielono od mundurów. Po scenie przemykali się jeszcze pracownicy techniczni, ktoś sprawdzał ostatni raz mikrofony – "jeden, jeden, dwa, dwa" – echo niosło się po całym parku, publiczność zgromadzona wokół plenerowej sceny szemrała cichutko. Za sceną trwały ostatnie gorączkowe przygotowania.
To już! Rozbłysło światło. Na scenę niepewnym krokiem wszedł Robercik.
– Czuwaj! Witam wszystkich na wieczorku poświęconym Naszemu Drogiemu Druhowi Rzecznikowi. Dziś będzie, eee, dziś przewidzieliśmy w programie naszym tutaj… No właśnie to, co przewidzieliśmy jest właśnie niespodzianką, yyy – Robercik bardzo źle znosił tremę, ale dzielnie parł dalej – mamy nadzieję, że program spodoba się Wam wszystkim, a szczególnie Naszemu Drogiemu Druhowi Rzecznikowi. Zapraszam!
A w pierwszym rzędzie siedział sam Druh Rzecznik – na razie nieporuszony, lecz z każdym kolejnym występem twarz mu pogodniała. Chłopcy zaczęli od rzeczy ambitnych, na sam początek poszła sztuka "Nasza Historia" – z niesamowitą finezją przedstawione dzieje skautingu. I niektórzy twierdzą, że nawet uśmiechnął się, gdy na scenie Robercik jako Robert Baden-Powell podchodził Burów i zaskakiwał ich głośnym "a ku-ku!", śpiewając przy okazji na pogodną melodię:
Burze, straszny Burze,
w borze koń twój bryka,
lecz mi nie ucieknie, lecz mi nie ucieknie
podejdę Cię pięknie
Moja jest Afryka!
zaś oczy mu powilgotniały ze wzruszenia, gdy Wacek jako Andrzej Małkowski tłumaczył pierwszy rozdział "Scouting for Boys" a Krzysio śpiewał rzewną kołysankę:
Już Andrzej powieki ma ciężkie
Już Andrzej nad książką śpi
Zmogło go dzieło tak wielkie
Harcerstwo mu się śni!
Wiele jeszcze było atrakcji tego wieczoru: tradycyjne i nowoczesne piosenki harcerskie, pokazy gimnastyczne, były też wiersze poważne, nagradzane brawami, a zdarzały się też fraszki, po których salwy śmiechu przetaczały się przez widownię. A wszystko przygotowane przez nas, przez nas przedstawiane. Po godzinie pot lał się z nas strumieniami. Aż w końcu nadszedł finałowy moment.
– Z żartami różnie bywa – zaczął Robercik wzruszonym głosem – czasem nie wychodzą, czasem mogą sprawić przykrość, wbrew wszelkim zamierzeniom… Dlatego dziś za wszelkie błędy…
I nad sceną zawisł ogromny banner, na którym było tylko jedno słowo: PSZEPRASZAMY!
(- Kto to pisał? – szepnąłem.
– Ja! – wyprężył się dumnie Wacek – Fajne, nie?)
Całe szczęście nikt na to nie zwrócił tego wieczoru uwagi, bo nie ważna jest forma, ale treść! Zaraz do Druha Rzecznika podbiegł sam redaktor Springer z ogromnym bukietem czerwonych róż.
– Oj, oj – tym razem druh Adam był już naprawdę wzruszony i nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa.
Nie musiał, bo zaraz potem wszyscy obecni zawiązali ogromny krąg, a po lesie echo poniosło wspólny śpiew.
Wykorzystano tekst piosenki „Wojenka na wesoło” Kapeli Czerniakowskiej
phm. Wojciech Pietrzczyk – pilot Chorągwi Kieleckiej, działa w 33 Kieleckiej Harcerskiej Drużynie Żeglarskiej "Pasat". Student etnologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, członek Ochotniczej Straży Pożarnej w Bilczy, skąd pochodzi. |