Dziegciom dziękujemy
Zajęciowa słabizna to największy problem Wędrowniczej Watry z którym przynajmniej od dwóch lat nie zlot nie jest w stanie sobie poradzić. Mimo podejmowanych prób.
Krzysiek Butowski nie kryje znudzenia gdy opowiada o zajęciach z „maskowania i technik rozpoznawczych” na jakie trafił w zlotowy piątek – Prowadzący przyszedł i mówił coś, że nie udało mu się skserować materiałów, więc zajęcia będą krótsze. Potem zrobił wykład jak sobie malować twarz, wreszcie z wyraźną ulgą , że nie musi nic mówić dał nam farby do twarzy – mówi – nie wierzyłem, że to się dzieje.
Gdyby te zajęcia były jedynymi słabymi warsztatami na które trafił Krzysiek można by powiedzieć „zdarza się” i machnąć na problem ręką. Kłopot jednak w tym, że jak sam mówi już w poprzednim roku jakość zajęć pozostawiała bardzo dużo do życzenia. Pisaliśmy wtedy w Na Tropku, że czas zdać sobie sprawę z tego, że wszyscy ten zlot tworzymy i od nas- uczestników zależy jego jakość.
Tymczasem problem nadal istnieje i grozi poważną katastrofą, już teraz niektóre środowiska jak naprzykład szczecińska „Nomada” nie przyjechało zniechęcone słabym poziomem zajęć na Watrze. Dobre drużyny oprócz tego, że chcą pokazać się z dobrej strony chcą się czegoś nauczyć.
W ubiegłym roku mieliśmy głęboką nadzieję, że już nigdy tej łyżki dziegciu do beczki miodu wkładać nie będziemy musieli. Problem jednak w tym, że warsztatowa rzeczywistość wygląda jak beczka dziegciu z trudną do znalezienia łyżeczką miodu. Dziegciom dziękujemy za przybycie. Poradzimy sobie bez Was.
Filip Springer
Gdyby te zajęcia były jedynymi słabymi warsztatami na które trafił Krzysiek można by powiedzieć „zdarza się” i machnąć na problem ręką. Kłopot jednak w tym, że jak sam mówi już w poprzednim roku jakość zajęć pozostawiała bardzo dużo do życzenia. Pisaliśmy wtedy w Na Tropku, że czas zdać sobie sprawę z tego, że wszyscy ten zlot tworzymy i od nas- uczestników zależy jego jakość.
Tymczasem problem nadal istnieje i grozi poważną katastrofą, już teraz niektóre środowiska jak naprzykład szczecińska „Nomada” nie przyjechało zniechęcone słabym poziomem zajęć na Watrze. Dobre drużyny oprócz tego, że chcą pokazać się z dobrej strony chcą się czegoś nauczyć.
W ubiegłym roku mieliśmy głęboką nadzieję, że już nigdy tej łyżki dziegciu do beczki miodu wkładać nie będziemy musieli. Problem jednak w tym, że warsztatowa rzeczywistość wygląda jak beczka dziegciu z trudną do znalezienia łyżeczką miodu. Dziegciom dziękujemy za przybycie. Poradzimy sobie bez Was.
Filip Springer