Dźwignij to

Monika Kubacka / 17.12.2017

W organizacji sporo mówimy o zaufaniu, odpowiedzialności, a najwięcej o autorytecie. Każdy dobrze zna również cytat z Małego Księcia: Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś. Odpowiedz sobie na podstawowe pytanie: Jak wygląda branie odpowiedzialności za innego instruktora?

Harcerska droga Franka bywa zarówno usłana różami, jak pełna kłód pod nogami. Nie raz, nie dwa, mógł się przekonać, jak twarde jest instruktorskie lądowanie, ile trzeba z siebie dać, aby dobrze pracować z kadrą lub w końcu sprawdzić się w działaniu zespołowym. Sporo się wydarzyło, ale jedno jest pewne. Dzisiaj jest mocniejszy i jeszcze bardziej utożsamia się z misją organizacji. Każdy upadek, każdy sukces i każda autorefleksja z zaobserwowanych zjawisk, powoduje, że Franek lepiej wie, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.

Kiedy dzwoni telefon i podejmujesz wyzwanie

Ikona harcerstwa zaprosiła go do współpracy

Dzień jak co dzień. Franek idzie do pracy, w tak zwanym międzyczasie załatwia trochę harcerskich spraw, o 9.00 jest w biurze. Czas szybko mija, już godzina 16.00 – dzwoni telefon, a na wyświetlaczu pojawia się on. Ikona harcerstwa, mistrzunio w swoim obszarze. Ze stoickim spokojem Franek odbiera i słucha, co mistrzunio do niego mówi. Z niedowierzaniem przytakuje, szybko się zgadza – właśnie Franek dostał propozycję współpracy. Ikona harcerstwa zaprosiła go do współpracy przy wydarzeniu dla chorągwi. Jednak to nie jest tak, że zgodził się tylko ze względu na to, kto do niego zadzwonił. To szansa na rozwój, instruktorski, także zawodowy, bo mistrzunio specjalizuje się w logistyce, czyli tym, czym zajmuje się zawodowo Franek. Ustalili spotkanie, na którym mają wyznaczyć ramy swojej współpracy.

Dream team

Franek uwierzył w mistrzunia

Z sercem na dłoni, Franek zjawił się na spotkaniu z mistrzuniem. Rozmawiali o wielkich planach, o rozwoju i o tym, co można ulepszyć w ich obszarze. I całkiem szczerze: dawno się tak nie czuł. W zasadzie trudno to wytłumaczyć, ale czasami wystarczy porozmawiać z niektórymi instruktorami i wiesz, że to się po prostu uda. Z jakiegoś powodu zaczynasz im ufać. I tak było w tym przypadku. Franek uwierzył w mistrzunia, a mistrzunio w niego.

I ruszyli! Przez dwa kolejne miesiące od spotkania stali się dobrym duetem. Mieli dwa zupełnie inne spojrzenia, inne charaktery, ale jedną misję. Sporo wypracowali przez ten czas: pozyskali nowych sojuszników, rozrysowali plany, nitki dróg w miasteczku zlotowym – wszystko to, co powinno wydarzyć się dawno, ale nie było chętnych. Rysując, planując, sporo rozmawiali o organizacji. O tym, co jest nie tak, jak to zmienić i gdzie rozpocząć wprowadzanie tych zmian. Pracowali też nad sobą. Współpraca wymagała szczególnej umiejętności chodzenia na kompromisy, co do tej pory różnie im wychodziło. Franek rozwinął sztukę argumentacji, mistrzunio uczył się słuchać. Sporą rolę zaczęło odgrywać to, że po prostu sobie ufali i wiedzieli, że grają do tej samej bramki.

Do czasu

Nagle okazało się, że komendant chorągwi miał zastrzeżenia

Nadszedł czas podpisywania porozumień ze zlotowymi partnerami. Wszystko było przygotowane, komenda chorągwi dawała swoje poparcie. Wszystkie strony zjawiły się na spotkaniu, które miało zakończyć się podpisaniem umów – większość spraw była dograna. Na spotkaniu obecni byli mistrzunio, komendant chorągwi, skarbnik oraz Franek. Dobra atmosfera, warunki wszystkim znane. Podpisywanie porozumienia. Nagle okazało się, że komendant chorągwi miał zastrzeżenia do jednego z punktów, o których wiedział mistrzunio, ale wcześniej o tym nie powiedział i nie zareagował.

Ruszyła lawina oskarżeń, podważania kompetencji i rozczarowania. Jeden punkt. Chodziło o jeden punkt w porozumieniu. I w zasadzie Franek nie miał pretensji do komendanta, bo miał prawo do zgłoszenia zastrzeżeń. Dba o sprawy chorągwi, ponosi za to odpowiedzialność prawną. Najbardziej zabolało go to, że jego autorytet zrzucił winę na niego. Nie zagrał z nim do jednej bramki. Czar wspólnej współpracy bezpowrotnie prysł.

Mistrzunio nie dźwignął bycia autorytetem dla drugiego instruktora. Nie wziął odpowiedzialności za to, że ktoś mu zaufał. Nie poprowadził go instruktorsko. W instruktorskim życiu nie chodzi o to, by być nieskazitelnym. Chodzi o to, by nie zawodzić.

Monika Kubacka - absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej Uniwersytetu Warszawskiego. Kiedyś zastępowa, drużynowa, komendantka szczepu, a w latach 2014-2016 rzecznik prasowy ZHP. Obecnie całkiem dumna kierowniczka Wydziału Komunikacji i Promocji GK ZHP.