Echa forum- Krąg dźwiękoszczelny.
BIEDRONKA – Jak to się dzieje że drużyna Wędrownicza bądź Starszoharcerska z czasem staje się kręgiem wzajemnej adoracji, szczelnym, nieprzepuszczającym, nowych ludzi środowiskiem, które staje się uciążliwe dla otoczenia i dla siebie nawzajem, a w konsekwencji rozpada się????
g00rek – Po pierwsze nie każda. Po drugie powód jest bardzo prosty – brak naborów i przepływu ludzi. Jeśli drużyna nie zmienia składu to prawie zawsze tak się będzie działo. Dlatego najlepszym rozwiązaniem jest praca w szczepie i przechodzenie ludzi z drużyny h/hs do wędrowniczej, lub robienie ciągłych naborów.
tyszko – Zgadzam się w pełni i jeszcze dodam od siebie, ze niestety czasami pomiędzy drużynowym a jego funkcyjnymi tworzy się właśnie wspomniane "kółko wzajemnej adoracji" co w rezultacie źle wpływa na działanie drużyny… drużynowy może być przyjacielem swoich ludzi, ale przede wszystkim musi być ich przełożonym.
wioora – Przełożonym??? W drużynie wędrowniczej? Jak to rozumiesz? Gdzie "pierwszy wśród równych"?
tyszko – Normalnie to rozumiem, nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby drużynowy w drużynie o jakimkolwiek poziomie musiał o cos prosić swoich podwładnych…. z druhny wypowiedzi wynika, ze drużyna wędrownicza powinna być "wielką paczką przyjaciół" i może tak powinno być w drużynie bez specjalności, ale ja na to patrzę przez pryzmat specjalności pro-obronnej, wiec druhnie może się to wydawać dziwne
gzk84 – Właśnie ta wielka paczka przyjaciół jest jednym z celów w drużynie wędrowniczej (nie musi być ona znowu taka wielka) a jeśli drużynowy będzie w pewnym sensie "dyktatorem" to te więzi nigdy się nie wytworzą a harcerstwo na czym innym polega chyba:)
wioora – Ja NIE WYOBRAŻAM sobie sytuacji, kiedy drużynowy jakiegokolwiek pionu NARZUCA cokolwiek swoim ludziom wbrew ich woli, nie tłumacząc powodów swojej decyzji (pomijam sytuację zagrożenia życia i zdrowia). To nie jest wojsko!!! Drużyna specjalnościowa, to też przede wszystkim DRUŻYNA harcerska (czyli właśnie grupa przyjaciół), a dopiero potem specjalność.
tyszko – Rozumiem druhnę i w pełni się z nią zgadzam… a różnica miedzy "zgodnością" naszych zdań tkwi w postrzeganiu dystansu między drużynowym a członkami drużyny.
g00rek – Nie ma dystansu między członkami drużyny a drużynowym wynikającego ze struktury. Mówię o drużynie wędrowniczej. Jeśli tak uważasz, to znaczy że nie znasz metodyki niestety. Jeśli prowadzisz drużynę powinieneś ukończyć warsztaty z tejże metodyki do końca tego roku, inaczej niestety nie będziesz mógł prowadzić tejże. Jeśli robi to kto inny w szczepie – też będzie musiał być przeszkolony.
Nie będę tu tego opisywał w metodyce wędrowniczej jest to wyraźnie opisane. NIE MA INNEJ METODYKI DLA TEGO WIEKU. Jeśli komuś demokracja nie wystarcza i przeszkadza, ze względu na chęć pracy bliżej metod wojskowych, to należy tę grupę wypisać z ZHP i wstąpić do innej organizacji działającej w ten sposób.
anna – Wiewióra tuż po warsztatach z metodyki wędrowniczej z jeszcze ciepłym naramiennikiem zareagowała spontanicznie i słusznie… Ale zanim g00 i Czoczo na dobre wyproszą druha Tyszko ze Związku, podejmę się jego obrony :p
To proste. Drużynowy drużyny wędrowniczej jest przełożonym wędrowników – pierwszym wśród równych sobie podwładnych.
Ale przełożonym. Pewien niesmak może wywoływać użycie nazwy "przełożony", która źle kojarzy się z dyrektorem, szefem, dowódcą. Ale w faktycznym znaczeniu tego słowa (powtórzę raz jeszcze) drużynowy jest przełożonym.
Oznacza to, że jest gwarantem demokratycznych rządów wszystkich członków drużyny wędrowniczej, zgodnych z celami działania drużyny i metodyką wędrowniczą, w których to rządach uczestniczy na równych prawach.
Drużynowy wędrowników nie pełni przecież tylko roli zdobniczej, nie można jego funkcji sprowadzić to udzielenia głosu w dyskusji i podpisywania rozkazu. W poruszanej na początku wątku sprawie to drużynowy jest pierwszym, który opisanej sytuacji ma obowiązek zapobiec.
Powiem więcej, myślę, że opisana przez biedronkę sytuacja jest konsekwencją braku świadomego swojej roli przełożonego; nie zbyt luźnych więzów między drużynowym a wędrownikami, jak sugerował tyszko, bo bycie przełożonym nie wyklucza bycia przyjacielem.
Kontynuując myśl, drużynowy wędrowniczy, jako świadomy przełożony nie tylko nie jest zaprzeczeniem demokracji w DW, ale przeciwnie – jest jej konsekwencją. To wędrownicy wybierając przełożonego, w sposób demokratyczny zrzekają się wycinka swoich praw na jego rzecz – to jest demokracja, bo kiedy wszystkim wolno wszystko to już nie jest demokracja – to anarchia.
Dodam dla ciekawostki, że gdyby pewni wędrownicy przy zawiązywaniu V Szczepu Harcerskiego "Na szlaku" nie mieli przełożonego, mój szczep nazywałby się zapewne "Szczepionka" śmieszne, ale jak na takiej nazwie budować obrzędowość, tradycje, symbole?
Oczywiście druh Tyszko pogrążył się tekstem o bordowych beretach, ale Wysoki Sądzie – ruda, złośnico Wiewióro i Wy chłopcy… nie próbujcie mnie przekonać, że pracując z Waszymi zespołami wędrowników nie jesteście przełożonymi..
g00rek – (Super)Anno!
Oczywiście że jesteśmy. Ale jest mała, delikatna różnica pomiędzy władzą a przywództwem.
Przecież mamy przy decydowaniu tylko jeden głos. Jeden głosik w demokratycznym głosowaniu. I autorytet, który pozwala na to, że ludzie zagłosują podobnie. Oczywiście nie zawsze. Zaufanie. Kiedy jest – nie ma problemu. Gorzej kiedy znika. Wtedy budzą się w nas – drużynowych odruchy autorytarne. We mnie też, a jakże. Tylko że wtedy albo nie mamy rzeczywiście racji, co czasem trudno jest zauważyć, a czasem po prostu ten autorytet gdzieś tracimy. Co oznacza, że i tak stoimy już na równi pochyłej…
Ale to przywództwo wynikające z autorytetu (które jest notabene bardziej jak przywództwo wodza wioski indiańskiej, którego Rada może zawsze odwołać, niż mianowanie dowódcy wojskowego – dlatego duża sprzeczność z ideologią wojskową).
I dlatego może zdanie "nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby drużynowy w drużynie o jakimkolwiek poziomie musiał o cos prosić swoich podwładnych" odebrałem negatywnie. Bo nie raz tak było. Może nie "słuchajcie proooosze, proooosze pójdźmy tam", tylko "wiecie co, fajnie jakbyś
my zrobili to i to." A na pewno nie "Bacznooość! Zrobić tooo i tooo! Macie dwie minutyyy!".
my zrobili to i to." A na pewno nie "Bacznooość! Zrobić tooo i tooo! Macie dwie minutyyy!".
tyszko – (…) pisząc wypowiedź, która została zacytowana przez druha miałem przed oczyma historię, która przydarzyła się w mojej drużynie parę lat temu, kiedy to drużynowy jak i reszta kadry będąc w wieku, który teraz określilibyśmy jako wędrowniczy byli wzajemnymi przyjaciółmi i drużyna była prowadzona na zasadzie przyjaźni bez dystansu, o którym pisałem…. niestety, gdy właśnie "ta ekipa" pojechała na PZHS jako kwaterka, nagle zaczęła się burza, paru osobom nie podobało się, że ich przyjaciel/drużynowy "wydaje im polecenia" i zaczął się swego rodzaju bunt… nie chce mi się już dokładnie tego opisywać, ale puenta jest taka, iż drużynowy [dla mnie] powinien trzymać dystans do swoich funkcyjnych i ludzi z drużyny… właśnie tą sytuacją opisana przeze mnie kierowałem się pisząc posty na temat tego wątku a pisząc…
g00rek – Cieszę się, że to napisałeś. Bo to klasyczna sytuacja… Zdarza się nader często. Tylko musze cię zmartwić – o ile dystans i karność w tym wypadku pomogą na krótką metę, na dłuższą – zapewnię cię, że taka drużyna się rozpadnie. Dlaczego?
To wynika z rozwoju psychofizycznego. Młody człowiek robi coś, bo KTOŚ MU KAŻE. Nieco starszy – BO ROBIĄ TO INNI. A człowiek w wieku wędrowniczym – BO TO ROZUMIE. To bardzo ważne, niestety nie nauczane na wszystkich kursach drużynowych
Jeśli wędrownik ROZUMIE – oznacza to, że to ZROBI. Jeśli nie rozumie – nie zrobi tego. A jeśli nie rozumie ale zrobi coś na rozkaz – to zrobi, ale będzie psioczył pod nosem i autorytet osoby wydającej rozkaz spadnie. Bardzo szybko. Aż do zera. I właśnie zupełnie nie na tym polega dowodzenie wędrownikami. Trzeba się upewnić, że chcą i rozumieją to co robią. Czasem wymaga to wytłumaczenia, czasem spędzenia większej ilości czasu. A czasem po prostu tego nie zrobią. TRUDNO! Na tym to polega. Wychowanie ludzi w tym wieku ma polegać na nauce podejmowania decyzji. A jak mają się nauczyć, skoro "dowódca" podejmuje je za nich?
Jedno "ale". A właściwie dwa. Przywódca (wybrany demokratycznie przez członków drużyny, chyba nie muszę pisać, że NIE MA INNEJ MOŻLIWOŚCI) w ramach danej mu władzy ma prawo decydować samemu w sprawach
* błahych
* w warunkach kryzysowych
Ale te pierwsze muszą być bezdyskusyjne, a drugie – wyraźnie ustalone. Na przykład przed spływem kajakowym powiedziałem moim ludziom – "słuchajcie, na wodzie nie ma żartów. Jakby co to słuchacie mnie, a potem na brzegu najwyżej jest o tym dyskusja, ok?". Wszyscy się zgodzili i dopiero wtedy mogłem się tak zachowywać. Choć nie lubię tego robić. Bo wiem, że moi ludzie podejmując decyzje uczą się to robić, uczą się brać także odpowiedzialność za nie.
Kiedyś wyjeżdżałem z pionierki dzień wcześniej na dwa dni (egzamin). Wstałem o 4 rano żeby dokończyć wieżę, moje chłopaki byli wtedy dopiero jakoś w 7-8 klasie. Nikomu nie rozkazałem wstać ze mną. Stukot młotka obudził kilku. Zobaczyli, że chcę zdążyć przed swoim wyjazdem. W milczeniu kilku z nich wstało i mi pomogło. Myślę, że dlatego iż byłem dla nich autorytetem. I to cieszy o wiele bardziej niż cokolwiek innego.
Jedno "ale". A właściwie dwa. Przywódca (wybrany demokratycznie przez członków drużyny, chyba nie muszę pisać, że NIE MA INNEJ MOŻLIWOŚCI) w ramach danej mu władzy ma prawo decydować samemu w sprawach
* błahych
* w warunkach kryzysowych
Ale te pierwsze muszą być bezdyskusyjne, a drugie – wyraźnie ustalone. Na przykład przed spływem kajakowym powiedziałem moim ludziom – "słuchajcie, na wodzie nie ma żartów. Jakby co to słuchacie mnie, a potem na brzegu najwyżej jest o tym dyskusja, ok?". Wszyscy się zgodzili i dopiero wtedy mogłem się tak zachowywać. Choć nie lubię tego robić. Bo wiem, że moi ludzie podejmując decyzje uczą się to robić, uczą się brać także odpowiedzialność za nie.
Kiedyś wyjeżdżałem z pionierki dzień wcześniej na dwa dni (egzamin). Wstałem o 4 rano żeby dokończyć wieżę, moje chłopaki byli wtedy dopiero jakoś w 7-8 klasie. Nikomu nie rozkazałem wstać ze mną. Stukot młotka obudził kilku. Zobaczyli, że chcę zdążyć przed swoim wyjazdem. W milczeniu kilku z nich wstało i mi pomogło. Myślę, że dlatego iż byłem dla nich autorytetem. I to cieszy o wiele bardziej niż cokolwiek innego.
anna – Tak, g00, tylko że ja nie chcę dyskutować o tym czy trawa jest zielona czy zieleńsza – rzecz nie w tym jak nazwiemy drużynowego wędrowniczego: lider, przełożony, przewodnik.., a w tym co przez to rozumiemy.
Samorządność w DW jest tak lubianym przez Ciebie Złotym Środkiem, a cechą konstytutywną środka jest to, że leży między jednym a drugim skrajem. Słowem, "przegiąć" można na dwa sposoby.
1. pełnić funkcję drużynowego autorytarnie i zagrożenia tego błędu szeroko omówiliście;
2. pełniąc funkcję atrapy drużynowego – co staram się niezdarnie opisać
Podczas warsztatów z metodyki wędrowniczej wszyscy powtarzamy: samorządność, a mnie chodzi o to, żeby drużynowy nie zasłaniał się samorządnością kiedy przyjdzie odpowiadać za JEGO błędy.
Drużynowy drużyny wędrowniczej nie jest mniej drużynowym niż drużynowy zuchowy, harcerski czy starszoharcerki, jest drużynowym inaczej.
Tak jak każdy drużynowy ma patrzeć szeroko, a kiedy patrzy dostatecznie szeroko, szerzej.
Drużynowy drużyny wędrowniczej nie jest mniej drużynowym niż drużynowy zuchowy, harcerski czy starszoharcerki, jest drużynowym inaczej.
Tak jak każdy drużynowy ma patrzeć szeroko, a kiedy patrzy dostatecznie szeroko, szerzej.
Uprzedzając pytanie, drużynowy nie ponosi odpowiedzialności za DW jednoosobowo. Za zespół wędrowniczy odpowiada każdy tworzący go wędrownik, ale drużynowy ponosi odpowiedzialność największą – w myśl zasady: ponoszona odpowiedzialność jest wprost proporcjonalna do pełnionych obowiązków.
Nie zamierzam Cię przekonywać, g00, bo to jak wyważać otwarte drzwi, piszę w odpowiedzi na pytanie biedronki:
Biedronko, drużyny wędrownicze nie są trwałe, bo na palcach jednej ręki mogę policzyć dobrych drużynowych wędrowniczych.
Ty sama masz szansę to zmienić.
Ty sama masz szansę to zmienić.
Zebrała: phm. Anna Błaszczak