Etyka po harcersku
phm. Anna Błaszczak
Dla porządku przytoczmy fakty. W dniu 07 października 2006 r. odbyło się posiedzenie Sądu Harcerskiego Chorągwi Lubelskiej, na którym Sąd rozpatrywał sprawę ośmiu instruktorów Hufca Lublin. Wniosek o ukaranie złożył przewodniczący Chorągwianej Komisji Rewizyjnej, zarzucając obwinionym, między innymi, narażenie ZHP na utratę dobrego imienia i straty finansowe.
O tym co wydarzało się podczas samej rozprawy, w harcerskim Internecie napisano już wiele. Moją ocenę tamtych wydarzeń wyraziłam podpisując petycję w sprawie ponownego rozpatrzenia sprawy przez inny skład sędziowski, jako jedna z 304 (stan na 22.10.2006 r.) instruktorek i instruktorów z całej Polski.
Uczciwy proces to jedno. Przyjrzyjmy się jednak zarzutom postawionym w Lublinie. W ocenie przewodniczącego ChKR i jak się potem okazało, w ocenie Sądu, lubelscy instruktorzy narazili ZHP na straty i utratę dobrego imienia, bo między innymi, pobierali wysokie wynagrodzenia. Sąd ocenił zachowanie obwinionych jako wysoce nieetyczne, a moralizatorskie gawędy przerywał, żeby wyskoczyć na papieroska.
Potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której wysokie wypłaty są niezgodne z prawem lub są co najmniej wątpliwe moralnie. Sytuacja taka ma miejsce, kiedy środki finansowe pozyskano na drodze oszustwa, malwersacji, bądź w inny nieuczciwy sposób. Również wtedy, kiedy wypłata jest rażąco nieadekwatna do efektów wykonanej pracy, bądź kiedy Instruktor harcerski pobiera obiektywnie wysoką pensję, a jednostka na rzecz której pracuje jest w trudnej sytuacji finansowej.
W „aferze lubelskiej” nie padły podobne zarzuty. Hufiec Lublin, dzięki pracy swoich instruktorów, jest jednostką silną finansowo. Nie złamano prawa, nikt nie przywłaszczył sobie pieniędzy Związku, nikt wreszcie nie otrzymał wypłaty za nicnierobienie. Przewodniczącego ChKR i członków składu orzekającego zwyczajnie kłuły w oczy wysokie, ich zdaniem, kwoty. Nadmienię, że wysoka pensja w ZHP a wysoka pensja w sektorze prywatnym to różnica nawet kilku zer. „Ja zarabiam 600 zł, druhu” – oświadczyła z wyrzutem członkini ChSH.
Dlaczego wysoka, a nie niska, zarobiona w uczciwy sposób pensja, naraża Związek Harcerstwa Polskiego na utratę dobrego imienia? Dlaczego wysoka, nie niska pensja ma być powodem do wstydu? Dla jasności – uważam, że żadna uczciwa praca nie jest powodem do wstydu.
ZHP na utratę dobrego imienia naraża to, że płacąc Naszym instruktorom jałmużnę, pozbywamy się z naszych szeregów, młodej, dynamicznej kadry, która odchodzi, by szukać godnego zarobku w sektorze prywatnym. Na utratę dobrego imienia naraża Związek to, że opłacamy nieefektywną pracę tych, którzy od lat nie odnoszą sukcesów. Wrośnięci w wygodne fotele, nieusuwalni, stają się z roku na rok elementem harcerskiej tradycji. To dopiero wstyd, druhny i druhowie.
To, że organizacji zrzeszającej ponad sto tysięcy członków są potrzebni etatowi pracownicy jest oczywiste. Czy jednak ktoś badał kiedyś motywację tych, którzy zdecydowali się zawodowo pracować na rzecz ZHP? Ilu jest wśród nich instruktorów, którym faktycznie bliskie są harcerskie ideały i pracują na rzecz ZHP, bo chcą te ideały popularyzować? Ilu jest takich, którzy pracują w ZHP, bo w życiu nie dorobili się niczego innego prócz harcerskiego etatu? Czy komuś przeszło przez myśl, żeby sądzić instruktorów harcerskich za to, że się nie rozwijają?
Dlaczego harcerskimi bohaterami mogą być Ci, którzy potrafili godnie umierać, a nie mogą być Ci, którzy potrafią godnie żyć?
Godnie. Nie martwiąc się o to jak związać koniec z końcem. Móc utrzymać rodzinę. Zapewnić najbliższym nie tylko środki na podstawowe utrzymanie, ale też dostęp do kultury i rozrywki, urlop gdzieś dalej niż na podmiejskiej działce przy pieleniu marchewki. Wszystko to, żyjąc w zgodzie z harcerskimi wartościami: prawdą, uczciwością, sprawiedliwością, demokracją, równouprawnieniem, tolerancją i braterstwem. Ilu jest takich, którzy to potrafią?
Jak długo jeszcze w naszej mentalności ten, kto wysoko zarabia, będzie synonimem oszusta? Tak długo, dopóki zwrot „zrobić coś po harcersku” będzie znaczył tyle co zrobić coś nieudolnie, a „podharcerzyć” będzie smutnym synonimem harcerskiej zaradności. Na takim tle, przedsiębiorczy i uczciwi harcerze faktycznie mogą boleśnie kłuć w oczy. Przyczepić takim metkę „nieetyczne” to zagłuszyć ciche wyrzuty sumienia tych, którzy nie są ani przedsiębiorczy ani uczciwi.
Trzymając się faktów należy dodać, że instruktorów lubelskich oskarżono również o nieprawidłowości w rozliczeniach hufca. Nie jestem biegła w rachunkowości, nie potrafię ocenić zasadności tych zarzutów. Wierzę, że oceni jest bezstronny sąd, po uczciwym procesie. Wiem tylko tyle, że w hufcach nie pracują profesjonalni księgowi. Właśnie dlatego ich pracę nadzoruje (najczęściej liczny) pion finansowy zatrudniony w chorągwiach.
I jeszcze jedno. W doktrynie prawa funkcjonuje termin zwany „negatywnym efektem mrożącym”. W uproszczeniu tłumaczy się go jako negatywne konsekwencje wywołane strachem przed potencjalną karą. Podkreślam słowo „negatywne”, chodzi tu bowiem o sytuację, kiedy kara zamiast chronić społeczeństwo przed nieuczciwością, powoduje jego paraliż. Zastanówmy się, czy stawiając przed sądem laików, którzy podjęli się prowadzenia księgowości hufca i popełnili przy tym błędy, nie strzelamy sobie w kolano? Kto będzie pełnił funkcję skarbnika w hufcu ze świadomością, że krzywy przecinek w rozliczeniu pozbawi go członkostwa w ZHP?
Błędów należy unikać. Popełnione należy piętnować. Od tych, którzy popełnili błędy należy wyciągać konsekwencję. Jednak wszystko z zachowaniem racjonalnych proporcji. Czy komuś przyszło do głowy, żeby sądzić pracownika, który notorycznie się spóźnia? Nie, wyciąga się od niego konsekwencje służbowe. Tyle.
Wreszcie Sądy Harcerskie pełnią funkcje sadów koleżeńskich. Podstawowym kryterium oceny zachowania oskarżanych instruktorów powinien być zamiar ich działania. Czy popełniając błędy przy rozliczaniu hufca działali z zamiarem ich popełnienia (oszustwo) czy bez takiego zamiaru (brak fachowej wiedzy). Różnica w kontekście zachowania etycznego bądź nieetycznego jest oczywista.
Co powinna zrobić druhna, której Urząd Miejski proponuje wysokie wynagrodzenie za zrealizowanie projektu profilaktyki na harcerskim obozie? Rozedrzeć szaty niczym Rejtan i krzyczeć „nie pozwalam!”? Negocjować niższe stawki? To urzędnicy mieliby ubaw.
Otóż nie. Według harcerskich standardów najlepiej byłoby wykorzystać naiwność grantodawcy do szczytnych celów. Rozliczyć w ramach projektu nową drukarkę, ekspres do kawy, opłacić rachunki za wywóz śmieci. Po harcersku zorganizować fakturę na produkty, które nigdy nie zostały zakupione lub nie wykorzystano ich na cele związane z projektem.
Może to i nie uczciwe, ale za to… jakie etyczne.