Europa w duchu Bellinzony

Archiwum / Ziemowit Jóźwik / 09.01.2010

Tuż przed Bożym Narodzeniem Szwajcarzy w referendum odebrali Muzułmanom prawo budowy minaretów, a Trybunał w Strasburgu zakazał obecności krzyży w szkołach. Czy międzykulturowy dialog i budowanie prawdziwej wspólnoty są w takich warunkach możliwe?

Bellinzona to niewielka 17-tysięczna stolica szwajcarskiego kantonu Ticino. Podróżujący z północy nazywają je – czy to ze względu na swoisty urok, czy włoskojęzyczność – pierwszym miastem, bramą południowej Europy. Można stąd dotrzeć do alpejskich przełęczy św. Gotarda, Lukmanier, San Bernardino, Nufenen i Poebene. Nad Bellinzoną górują od wieków trzy zamki. Pierwszy z nich, wzniesiony na skalistym szczycie, Castelgrande ze słynną białą wieżą Torre Bianca, dominuje majestatycznie nad okolicą. Castelgrande połączony jest historycznym murem obronnym (La murata) okalającym stare miasto ze swoim młodszym bratem, zamkiem Montebello. Trzecia twierdza, Sasso Corbaro, nieco oddalona na południowy wschód, czuwa wśród dostojnie milczących Alp i szumu kłaniających się brzóz.

W Bellinzonie znajduje się również franciszkański kościół Najświętszego Serca Jezusowego. Istnieje w nim – skądinąd znajoma również nam – tradycja budowania szopek na pamiątkę tej betlejemskiej nocy, gdy moc truchlała, ogień krzepł, a blask ciemniał. W tym roku spośród czterdziestu propozycji szczególną uwagę przykuwa dzieło Letizii Fontany i Matteo Casoniego. Przedstawia ono historyczny żłóbek, otoczony sześcioma minaretami i poprzedzony otwartą księgą porównującą cytaty z Biblii i Koranu. Kompozycję wieńczą natomiast trzy symbole największych monoteistycznych (tzw. Abrahamowych) religii świata: chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Instalacja tego typu byłaby wyjątkowa nawet w sytuacji, gdyby krzyż nie łamał praw człowieka, a minaret nie symbolizował islamskiej ekspansji w Europie.

Na początku listopada 2009 roku na wniosek Finki Soile Lautsi, obywatelki Włoch, Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że wiszący w szkolnej klasie krzyż – jako symbol religijny, tj. „opozycyjny wobec krytycznego myślenia” – może łamać prawa człowieka poprzez zakłócanie spokoju ateistów lub wyznawców innej religii. W związku z tym władze państwowe mają się powstrzymać od „narzucania wiary” w miejscach, gdzie obywatele są od nich zależni. Natomiast pod koniec tego samego miesiąca w – jak zdawałoby się – sielankowej Szwajcarii doszło do referendum, podczas którego obywatele opowiedzieli się za zakazem budowania minaretów. Minarety to wysokie wieże, dobudowywane do meczetów, z których kilka razy dziennie muezin wzywa wiernych na modlitwę. Włączenie tej kwestii pod osąd mieszkańców było inicjatywą Szwajcarskiej Partii Ludowej, która wszczęła szeroko zakrojoną akcję propagandową ze słynnymi plakatami ze złowieszczą kobietą w czarnej burce oraz rzędami minaretów – bagnetów przebijających biały krzyż szwajcarskiej flagi. Co łączy oba wydarzenia, które przypadkiem (?) zbiegły się w przededniu Bożego Narodzenia? Są symbolem zagubienia.

Po pierwsze, wolność religijna jest jednym z kluczowych wartości Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Także Sobór Watykański II stwierdził, że wybór dowolnej religii (lub jego zaniechanie) wynika z godności jednostki ludzkiej.

Istnieją powszechnie znane dwie koncepcje wolności – pozytywna i negatywna. Wolność „do” i wolność „od”. Realizacja negatywnego pojęcia wolności religijnej, do której przychyla się Europejski Trybunał Praw Człowieka (a także w sensie partykularnym, na zasadzie dyskryminacji wynik szwajcarskiego referendum), prowadzi w rezultacie do likwidacji wolności religijnej. Konsekwentne wykonywanie tej reguły prowadziłoby do zupełnego wykluczenia ze sfery publicznej jakichkolwiek symboli religijnych, choćby przydrożnych kapliczek.

Orzeczenie z początku listopada kwestionują również prawnicy, między innymi prof. Ernst-Wolfgang Boeckenforde i prof. Andrzej Zoll, którzy zwracają uwagę, że zgodnie z duchem i wykładnią Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (na podstawie której orzeka Trybunał w Strasburgu) krzyż wiszący w szkole nie łamie praw człowieka, ponieważ szkoła jako element „przestrzeni społecznej” nie jest miejscem, gdzie państwo jako suweren realizuje swoje kompetencje. Oprócz tego sam fakt „wiszenia krzyża”, bez obowiązku oddawania czci czy nawet patrzenia, nie może łamać praw człowieka. Ten „sterylny koncept” (jak nazwała go „Die Presse”) to również specyficzne pojmowanie pluralizmu. Pluralizm jest realizacją wielości, różności. „Sterylna przestrzeń publiczna” to nic innego jak sfera nihilistycznego monizmu, próżni.

Po drugie, ohydne jest ugrywanie politycznego kapitału poprzez przenoszenie istotnego problemu społecznego na płaszczyznę religijną. Sukces kampanii nienawiści rozpętanej przez SVP w Szwajcarii (a także, co wykazują przeprowadzone przez największe zachodnioeuropejskie gazety sondaże, w reszcie Starego Kontynentu), pokazuje tylko skalę tego europejskiego problemu. Jednak rozstrzyganie go w taki sposób nie poprowadzi do jego prawdziwego rozwiązania – a tylko eskalacji. Imigrujący do Europy Muzułmanie nie włączą się w obręb europejskich społeczeństw w wyniku wykarczowywania ich tradycji z przestrzeni publicznej. Można by powtórzyć za wybitnym ukraińskim historykiem Iwanem Łysiakiem-Rudnyckim, że to gorzej niż błąd – to głupota.

Jako mieszkaniec niegdysiejszego Antemurale, stwierdzić muszę, że dialog – nie tylko ten ekumeniczny, ale również ten zwyczajny, społeczny, międzykulturowy – który był priorytetem Unii Europejskiej w roku 2008, nie jest łatwy. Ale konieczny. Europie potrzebny jest „rzetelny dialog”. Potrzebne jest wyjście z kryjówek, przezwyciężenie uprzedzeń i odnalezienie języka.

Po trzecie, symbolem jednoczącej się Europy jest dwanaście gwiazd. Nie jest to konstelacja przypadkowa. Inspirowana jest ona wieńcem Najświętszej Maryi Panny z witraża mieszczącego się nota bene w katedrze w Strasburgu. Symbolika ta nawiązuje również do dewizy europejskiej integracji: „In varietate concordia”, czyli „Jedność w różnorodności”.

Przed niemal 60 laty Robert Schuman mówił, że „Europa nie powstanie od razu ani w całości: będzie powstawała przez konkretne realizacje, tworząc najpierw rzeczywistą solidarność”. Solidarność natomiast, jak uczył pewien ksiądz-góral-filozof (albo raczej mędrol), nigdy nie jest skierowana przeciwko komukolwiek, a jest dla wszystkich.

PS Od lat trwa spór o nazwę miasta Bellinzona. Jedni uważają, że pochodzi od włoskiego belli – piękny, inni natomiast, że od łacińskiego bellum – wojna. Od nas, Europejczyków, zależy, w jakim duchu odczytamy „betlejemskie przesłanie” z franciszkańskiego kościoła, zaginionego gdzieś tam wśród alpejskich szczytów.

Ziemowit Jóźwik - student prawa na UMCS w Lublinie, historii i ukrainoznawstwa na UJ w Krakowie. Z zamiłowania folklorysta, pochodzi z podkieleckich Bielin.