Gazeta, nie gazetka
Na początku zazwyczaj jest chaos, a z chaosu wyłania się ojciec-założyciel lub matka-założycielka. Potem wyłania się coraz więcej i więcej. Aż w końcu powstaje ważna hufcowa gazeta. Nie „gazetka”.
Daria, pierwsza naczelna toruńskiego „Chówdza”, wymyśliła sobie takie zadanie w ramach próby przewodnikowskiej. Kamila, tworząc „HarcGo!”, wykorzystała wzmożoną aktywność na hufcowym forum. Ania, startując w konkursie na redaktora naczelnego „Mokotowiaka”, powiedziała, że uwielbia hufcowe plotki i… wygrała.
Sam początek
Część członków redakcji po prostu chciała się sprawdzić. Jak to z wędrownikami bywa
Założyciel pewnie (choć niekoniecznie) zostaje naczelnym i kompletuje sobie ekipę. – To ogromne wyzwanie – przyznaje Michał, obecny naczelny „Chówdza”. – Należy mobilizować zespół, trzymać się terminów, czytać wszystkie teksty. Naczelny musi w każdej chwili trzymać rękę na pulsie, wiedzieć, na jakim etapie są prace nad numerem, mieć jakąś wizję gazety, potrafić ją promować i pozyskiwać współpracowników. Michał mimo dwuletniego doświadczenia w roli naczelnego skromnie przyznaje, że nadal ma do siebie szereg zastrzeżeń.
Kompletowanie redakcji to niełatwe zadanie, czasem trzeba się mocno nachodzić, żeby ludzi zmotywować. Nie każdy ma to szczęście, że redaktorzy przychodzą do niego sami. – Zostaliśmy członkami redakcji z różnych powodów – wspomina Kamila, do niedawna redaktorka „Mokotowiaka”. – Część z nas po prostu lubiła pisać (albo rysować, bo od początku mieliśmy swojego rysownika), część chciała, by ich głos był słyszany w hufcu, część po prostu chciała się sprawdzić. Jak to z wędrownikami bywa.
Ważne pytanie
Redakcja spotyka się na pierwszym, drugim, kolejnym roboczym spotkaniu. To moment, w którym trzeba sobie zadać ważne pytanie: po co właściwie to robimy? Michał powie, że hufcowi harcerze mają dzięki temu okazję dawać coś od siebie i jednocześnie dostawać od innych. Lucyna doda, że chce dzielić się z innymi doświadczeniami i pomysłami harcerskimi i pisać o ciekawych rzeczach, o których inni może nie wiedzą. Kamila wspomni o nieodpartej chęci docierania do najciemniejszych zakamarków hufca z kolejnymi newsami, bo przecież każdy powinien być na bieżąco. Wszyscy zgodnie będą opowiadać o tym, jakie to świetne pole do rozwoju dla wędrowników i instruktorów. Że kształci tyle umiejętności, wcale nie wydumanych, całkiem przydatnych w codziennym życiu. Że to okazja do podjęcia służby na rzecz swojej hufcowej społeczności. I że to przede wszystkim świetna zabawa.
Zaczynamy i…
…okazuje się, że wcale nie jest łatwo. We znaki daje się brak doświadczenia. Brakuje rąk do pracy. Pojawiają się nieprzewidziane trudności. – Największym problemem był skład – wspomina Kamila. – Mały koszmarek, który uskuteczniałyśmy we dwie z Anią przez pierwszych parę numerów. Po dłuższych perypetiach udało się wreszcie znaleźć do tego osobę, tzw. „składacza”. Nazywali go potem „składaczem, który nigdy nie śpi”, z racji pory pracy. – Obrabiał „Moko” – tak pieszczotliwie określają swoją gazetę – w programie, którego nikt poza nim nie potrafił obsłużyć. Niektórzy nawet wątpili w jego istnienie. – Programu, nie składacza – dodaje Kamila. Przyznaje jednak, że pierwszy rok był mimo wszystko najmilszy pod jednym względem – nie było trudno o teksty. Część tworzyła zapalona i zgrana towarzysko redakcja, a inne nadchodziły od instruktorów hufca, pozytywnie nakręconych faktem, że mają regularnie wydawaną gazetę.
Autorzy – problem numer jeden
Kolejek do redakcji nie ma, raczej cierpią na niedobór
Początkowy zapał do pisania, zwłaszcza wśród „dorywczych” autorów, prędzej czy później mija. Coraz trudniej zmobilizować się do napisania, znaleźć temat, nie mówiąc już o trzymaniu się terminu. – Byli i tacy, którzy bili rekordy, nadsyłając swoje teksty na dzień przed planowaną datą wydania – wspomina Kamila. – Z motywacją autorów bywa różnie – przyznaje Marta. – Czasem napiszą nawet trzy artykuły do numeru, a czasem jeden ciężko skrobnąć. Nie pozostaje nic innego, jak przypominać, że właśnie mija deadline. – Wtedy przeważnie się sprężają – mówi Marta. Michał stwierdza krótko: kolejek do redakcji nie ma. Raczej cierpią na niedobór, choć zdarza się, że ktoś zgłasza się sam z artykułem, bo realizuje zadanie na stopień albo po prostu chce coś powiedzieć.
Z tą próbą na stopień to całkiem przebiegła metoda. Lucyna wykorzystuje ją skrzętnie. – Autorów stałych trudno pozyskać, ale ponieważ działam w KSI często proszę probantów, żeby wzięli jako zadanie napisanie artykułu albo żeby wypracowane materiały – recenzje, konspekty – opublikowali do szerszej wiadomości w „Chówdzu” – opowiada.
Numer krok po kroku
W „Pogodno.exe” przygotowania kolejnego numeru zaczynają się około miesiąca przed datą wydania. – Informujemy instruktorów o możliwości pisania i określamy termin dostarczenia artykułów – mówi Marta. Każdy artykuł po dotarciu do redakcji podlega korekcie oraz obróbce. Następnie redakcja wspólnie podejmuje decyzję, do jakiego działu przydzielić dany artykuł. Niektóre artykuły są skierowane do konkretnego instruktora lub jednostki, wtedy artykuł ten jak najszybciej jest przesyłany do adresata, aby miał możliwość odpowiedzieć na niego. – Wtedy umieszczamy oba artykuły w jednym numerze, dział ten nazywamy „Szermierką” – tłumaczy Marta. Po korekcie i przydzieleniu do konkretnych działów artykuły są obrabiane graficznie. Następnie ponownie trafiają do autorów, którzy je akceptują, a końcowym etapem jest druk i skład gazety, który najczęściej odbywa się dzień przed wydaniem, a czasem dopiero w dzień wydania.
– Nasz cykl wydawniczy zakładał, że teksty dostajemy mniej więcej trzy tygodnie przed datą wydania – mówi Kamila. – Potem czytałam je ja i nanosiłam poprawki. Jednocześnie z wysłaniem do mnie, teksty szły do rysowników i do części z nich powstawały ilustracje. Nasz główny rysownik tworzył rysunek-komentarz, taki, jakie bywają w tygodnikach.
Kolejny etap to ułożenie przez redaktor naczelną czegoś w rodzaju schematu numeru i przekazanie wszystkiego składaczowi. Ostatnie chwile pracy to największa gorączka. – W rzadkich paru przypadkach dostałyśmy z Anią PDF-y z całym numerem do ostatnich poprawek jeszcze przed drukiem. Zwykle, niestety, nie było na to czasu – przyznaje Kamila. Na początku drukowali „Moko” na zwykłej drukarce i kserowali kolejne egzemplarze. – Z czasem doszliśmy do tego, że wcale nie tak drogą opcją jest druk cyfrowy. „Mokotowiaki” drukowane tą metodą, z barwnymi okładkami, wyglądają naprawdę profesjonalnie.
Obsuwy
– Staramy się wydać numer na czas, ale zazwyczaj się to nie udaje – Michał przyznaje, że ze względu na późne nadejście materiałów, a jeszcze częściej problemy prywatne, niezwiązane z gazetą, „obsuwy” są nieuniknione. Trudno pogodzić pisanie pracy magisterskiej, praktyki studenckie i próbę przewodnikowską z prowadzeniem gazety.
– Niedopuszczalne jest, aby gazeta miała opóźnienie w druku – kategorycznie stwierdza Marta. – Nasza gazeta wychodzi średnio cztery razy do roku, najczęściej na Dzień Myśli Braterskiej, Dzień Kolumba, początek roku harcerskiego i w Wigilię Instruktorską Hufca. Jeśli widzimy, że nie uda nam się wydać numeru w terminie, przesuwamy wydanie do kolejnej ważnej daty w kalendarzu hufca.
Czy gazeta może ukazać się za wcześnie? – Przeważnie celowaliśmy w wydanie gazety w drugi poniedziałek miesiąca, kiedy w naszym hufcu zbiera się rada szczepowych – opowiada Kamila. – Po paru wpadkach ze szczepowymi czytającymi „Moko” w czasie rady, komendant hufca zasugerował, abyśmy dystrybucję zaczynali jednak po radzie, a nie przed.
O czym właściwie pisać?
Artykuły w „Pogodno.exe” najczęściej dotyczą bieżących wydarzeń w hufcu, w drużynie, a czasem i w chorągwi. Zdarzają się i kontrowersyjne tematy. Przy czym Marta od razu zastrzega, że to dyskusje na wysokim poziomie i z kulturą, że nie ma mowy o „obrzucaniu się błotem”.
– Pierwszy numer „Mokotowiaka” wyszedł zaraz po zjeździe hufca – wspomina Kamila. Pamięta, jak skrzętnie notowała przebieg zjazdu, do zupełnie poważnej analizy, ale też co lepsze wypowiedzi do zupełnie niepoważnej rubryki „Plotkowiak” (dzięki czemu się uchowały do dziś, np.: „Druh ad vocem?” „Yyyy… w tej sprawie.”). I to nieszczęsne składanie też pamięta.
– „Mokotowiak” zawsze starał się poruszać tematy nośne i budzące dyskusje, a tych w naszym hufcu było i jest sporo. Staraliśmy się prowokować do myślenia i wyrażania swojej opinii, nie przekraczając przy tym granicy sensacji. Wspomagali nas nasi graficy rysunkami i okładkami, stanowiącymi czasem dość zjadliwy komentarz. Do dyskusji powołali takie rubryki jak „Debaty na oderwane tematy” i „Ogień i woda”, prezentujące dwa przeciwstawne poglądy na nośny temat. Najostrzejszy tekst numeru wyróżniany był zaszczytnym mianem „Okiem sępa”. Nie brakowało też nigdy zadziornych głosów na tematy ogólnoharcerskie. – Jednym z częściej wspominanych tekstów był artykuł o (nie)kształtowaniu zaradności u harcerzy pod znamiennym tytułem „ZHP – Związek Hodujący Pierdoły”.
W „Mokotowiaku” nieraz zdarzało się „zawracać” teksty. Niektóre były poprawiane, dwa uległy sporym zmianom, a jeden nie poszedł wcale. – Myślę, że to ważne, by hufcowa gazeta nie drukowała wszystkiego jak leci – tłumaczy Kamila.
Dobre rady, czyli o czym pamiętać, tworząc hufcową gazetę?
Michał: Należy być otwartym – gazeta to wysiłek grupowy, znacznie częściej brakuje autorów niż jest ich w nadmiarze, dlatego nie można zamykać się w zespole redakcyjnym, trzeba podejmować współpracę z chętnymi osobami.
Lucyna: Myślę, że to jest wyzwanie, które każda grupa wędrownicza może podjąć, szczególnie jeśli się gazety nie drukuje. Najlepiej zbudować silny zespół do stałych zadań i silnie promować możliwości pisania dodatkowych artykułów przez innych.
Słuchajcie głosu czytelników – jesteście blisko nich, więc szeroko otwarte uszy powinny wystarczyć, aby poznać ich opinie
Kamila: Korzystajcie z zapału. Bierzcie młodych do pisania, a nie czekajcie aż stare instruktorskie wygi raczą coś naskrobać. Dobierzcie do składu redakcji kogoś, komu na sercu leży czystość językowa. To nie musi być polonista. Ale niech dba o to, by nie było ani literówek ani poważniejszych błędów. I niech nie waha się zwrócić autorowi uwagę w razie potrzeby. Piszcie o sprawach, które uważacie za ważne. Słuchajcie głosu czytelników – jesteście blisko nich, więc szeroko otwarte uszy powinny wystarczyć, aby poznać ich opinie. Rozmawiajcie o nich w gronie redakcji i przekuwajcie na działanie. Dbajcie o poziom gazety, zarówno od strony merytorycznej, jak i technicznej – niech to będzie gazeta, a nie „gazetka”, niech pokazuje wędrownikom, jak działać w świecie rzeczywistym. Niech bycie w redakcji rozwija jej członków – niech każdy zajmuje się tym, do czego ma predyspozycje i co lubi robić. Bądźcie zgraną paczką.
Jeśli to wszystko uda się Wam zrealizować, być może – tak jak naczelna „HarcGo!” – będziecie potem wspominać, jak widok harcerzy zaczytanych w kolejnym numerze przyprawił Was o szybsze bicie serca. Powodzenia!
Opowiadali, wspominali i radzili hufcowi redaktorzy:
Kamila Wajszczuk – „Mokotowiak” – Hufiec Warszawa-Mokotów
Marta Mużyło – „Pogodno.exe” – Hufiec Szczecin-Pogodno
Lucyna Osińska i Michał Frąckowski – „Chówiedz” – Hufiec Toruń
Kamila Pogorzelska – „HarcGo!” – Hufiec Wschowa
Zebrała: Monika Marks
Współpraca: Piotr Dorawa, Grzegorz Kędzia