Genealogia

Archiwum / 11.04.2010

Rodzina budzi w nas pierwszą refleksję historyczną. Wynika ona z naturalnej potrzeby wspominania, pamięci przodków, którym to w pewnym sensie siebie zawdzięczamy i często, aby przypomnieć sobie siebie, zwracamy się w przeszłość, przeglądamy się w poczcie umarłych.

Słynny Filozof na tronie – Marek Aureliusz zaczyna swoje Rozmyślania od podziękowań dla rodziny, dla swych przodków. Dziadkowi Werusowi zawdzięcza „łagodność i równe usposobienie”, ojcu oprócz dobrego imienia, „umiłowanie skromności i charakter męski”, Matce między innymi pobożność, dobroczynność i „sposób życia prosty”. W końcu Pradziadkowi – Catiliusowi Saverusowi ominięcie szkoły publicznej i dobrą edukację w domu, na którą „nie powinno się żałować grosza.”

Marek Aureliusz pisał tę pierwszą „dziękczynną” księgę Rozmyślań około 180 roku. Pisał więc tuż przed śmiercią. Zapewne będąc „wśród Kwadów nad Granem”, podczas mozolnej, trwającej już kilkanaście lat walki z germańskimi plemionami, wspominał ludzi, dzięki którym podołał ciężkiej roli cesarza. Rządy Marka Aureliusza przypadły na bardzo trudne czasy. Po krótkich felicitas temporum – szczęśliwych czasach – nastał długi okres wojen, plag, epidemii i klęsk żywiołowych. W tym właśnie momencie, w odległej krainie niczym nieprzypominającej miast imperium, osamotniony cesarz otoczył się swoimi przodkami.

Co nam dają ci przodkowie?

Tradycja. Słowo tradycja wywodzi się od łacińskiego tradere – co oznacza przekazywać, wręczać, podawać. Traditio było też czynnością prawną w Rzymie. Oznaczało ono przeniesienie posiadania w sposób nieformalny. Tradycja jest jak nić łącząca pokolenia przeszłe, teraźniejsze i przyszłe. Pamięć przodków wzmaga w nas poczucie obowiązku, powinności, którym chcemy sprostać.

Bardzo celnie i poetycko zarazem tę więź – nić między pokoleniami obrazuje ukraiński romantyk Markijan Szaszkewycz. W swoim dziele „Staryna” pisze on o konieczności przeglądania się w przeszłości jako „zwierciadle jak woda czystym”, by tam dojrzeć swych ojców i pradziadów takimi, „jakimi chcieli się przed tobą zaprezentować i czego po tobie oczekują”. Te właśnie oczekiwania, obowiązki, zobowiązania niczym w testamencie są elementem tego, co dziedziczymy. W Polsce miało to wyjątkowo dramatyczny charakter. Daty powstań 1768, 1794, 1830, 1863 no i 1914, o 1944 już nie wspominając, nieprzypadkowo oddzielone są około dwudziestoletnimi interwałami. Te „miejsca między szańcami” – intervallum, były okresami, gdy kolejne pokolenie dorastało. Spadkiem, który dziedziczyli po przodkach zazwyczaj nie była fortuna, a fatum. Naprawdę nietrudno wśród bohaterów kolejnych zrywów odnaleźć podobne nazwiska. Nietrudno też zauważyć ten kostium historyczny, co dwadzieścia parę lat zdejmowany z ukrytego przed zaborcą wieszaka i przywdziewany, wbrew jego niewygody. Konfederatki, kosy na sztorc, pieśni i poezje, „serca woskowe”, młody wiek, no i w końcu walka mimo świadomości nikłych szans na zwycięstwo. Będzie tu pomocny Żeromski. Z jednej strony pisał on o „fatalnej sile polskiego patriotymu”, która każe kolejnym pokoleniom stygmatyków zmagać się z tą niepokonaną mocą, która kolejne pokolenia diamentów, rzuca jak kamienie na szaniec. Z drugiej strony jednak Żeromski mówi: „Takie są moje obyczaje”. Człowiek honoru, wierny swej (nieszczęsnej) rodzinnej tradycji, nie tłumaczy się ze swych czynów tylko, postępuje tak, gdyż obliguje go do tego „spadek”, „oczekiwania ojców i pradziadów”.

Tak więc Żeromski, syn powstańca styczniowego, zgłasza się do Legionów Piłsudskiego.

Dawne rody miały też herby. Herb nie był tylko ozdobą, jakimś tam pustym symbolem czy zespołem graficznych znaków o ustalonym porządku. Słowo herb wywodzi się od niemieckiego „erbe”. W języku naszego zachodniego sąsiada słowo to oznacza dziedzictwo. Te nasze herby, bardzo mocno na nas oddziałują. Choć dziś już nie mamy ich na tarczach, nie mamy systemu zawołań, wezwań, to zauważamy, jak wiele w nas historii. Jak wiele w nas tego co „należało” i co przekazali nam nasi przodkowie.

„Jak wszystko znika szybko: w świecie sami ludzie, w czasie wspomnienia o nich!” napisał Marek Aurelisz. Stoik poddał się emocji, zakrzyknął. Jedną z pochodnych „rodzinnej refleksji historycznej” przeniesioną na plan bardziej szeroki, np.: narodowy, powinna być pamięć. Zapomnienie jest rzeczywistym kresem egzystencji. Nie wypada zapominać – „takie są moje obyczaje”.

Utrata perspektywy ojców i pradziadów może spowodować zagubienie. To jest jak przecięcie nici. Gdzie bez nici dotarłby Tezeusz?

Jednak należy również „pamiętać”, że spełnianie wyzwań przeszłości nie powinno być tylko pustym naśladowaniem, powtarzaniem. Sprostanie oczekiwaniom przodków przede wszystkim nakłada na nas obowiązek zadbania o potomnych. Taka sztafeta.