Gra w chłopki

Archiwum / Wiesiek Romanowski / 15.12.2008

Jakie skojarzenia przychodzą na dźwięk słowa: piłkarzyki? Bar, piwo czy może podchmieleni zawodnicy mający problem z trafieniem w piłkę? Albo rozpadający się stół z powyginanymi drążkami. Jeszcze trzy lata temu odpowiedziałbym w ten sam sposób. Dopóki sam nie zacząłem grać w chłopki.

Od 20. do 23. listopada miały miejsce w Poznaniu VIII Międzynarodowe Mistrzostwa Polski w Piłce Stołowej. Brzmi poważnie, bo i było poważnie. Oprócz ścisłej czołówki polskich graczy pojawiło się kilku znaczących zawodników zagranicznych. Na sali turniejowej obowiązywał zakaz spożywania napojów alkoholowych, o paleniu papierosów już nie wpsominając. Do tego dwadzieściaparę jednakowych i starannie przygotowanych do gry oficjalnych stołów, a każdy zawodnik był obowiązany występować w stroju sportowym. Po prostu najważniejsza impreza piłkarzykowa w tym roku w Polsce.

Gdybym miał przyrównać futbol stołowy do innej dyscypliny sportu – wybrałbym tenis. Mecz podzielony jest na sety, które gra się do momentu strzelenia przez jedną ze stron określonej liczby bramek. Osobno rozgrywane są turnieje singli, debli oraz mikstów. Co prawda nie ma rozgrywek stricte męskich, ale oddzielnie odbywają się turnieje żeńskie. Obowiązują międzynarodowe przepisy gry, których przestrzegania pilnują przeszkoleni sędziowie. Czy wreszcie – zawodnicy są notowani w oficjalnym rankingu, a ci najlepsi poświęcają na trening po kilka godzin dziennie.

Co do samej gry, to też jak w tenisie – można grać bardzo dobrze, wygrać dwa pierwsze sety, zmarnować kilka piłek meczowych, by ostatecznie przegrać w piątym secie na przewagi. Repertuar zagrań jest przeogromny, a każde ma swoją nazwę. Niżej notowani zawodnicy sprawiają niespodzianki eliminując z turnieju faworytów. Kibice, ze względu na niszowość dyscypliny, ograniczają się zazwyczaj do innych graczy lecz emocji podczas niektórych meczów nie brakuje, a doping potrafi nieść do zwycięstwa. Można nawet w trakcie gry wziąć czas, żeby przemyśleć swoją grę bądź skonsultować ją z osobą obserwującą mecz. Oprócz umiejętności technicznych bardzo ważna jest psychika. Śmiem twierdzić, że na najwyższym poziomie, gdzie umiejętności zawodników są bardzo wyrównane, to ona odgrywa decydującą o wygranej rolę. Żadnego z powyższych aspektów nie zbarakło na turnieju w Poznaniu.

Na koniec jeszcze krótko o samym występie na mistrzostwach. Mogło być lepiej, ale nie było źle. Przede wszystkim odniosłem swój największy sukces w „karierze” piłkarzykowca – wicemistrzostwo Polski w turnieju DYP (od angielskiego Draw Your Partner), polegającym na tym, że losuje się przed rozpoczęciem rozgrywek z kim się gra w parze. Wylosowałem całkiem nieźle – drugiego najlepszego zawodnika, z tych którzy się zgłosili do turnieju. Żeby nie było, sam też grałem bardzo dobrze i miałem niemały udział w tym sukcesie. Grając na obronie – oprócz tego, że całkiem nieźle broniłem – strzeliłem dość dużo jak na obrońcę bramek, w tym kilka naprawdę ważnych. W innych turniejach niestety nie było tak różowo. Generalnie z niżej rozstawionymi w rankingu zawodnikami wygrywałem, a z tymi sklasyfikowanymi wyżej już nie. Mam poczucie, że nie zagrałem wszystkiego co potrafię oraz że ranga imprezy mnie przerosła. Zagrania, które wychodziły mi na treningach, podczas meczów szwankowały. Co z kolei powodowało niepotrzebne zdenerwowanie i stres. Jednakże cały wyjazd do Poznania uważam za udany. Takie mistrzostwa dla piłkarzykowca są tym, czym na przykład Wędrownicza Watra jest dla wędrownika – imprezą na której nie może cię zabraknąć, miejscem w którym ładuje się akumulatory na następny rok.

Wiesiek Romanowski - fotoreporter, absolwent socjologii na Uniwersytecie Gdańskim, drużynowy Hanuki, instruktor HSR.