Harcerska Wyprawa Norweska 2014
Wakacje w pełni! Część harcerzy jest już na obozach, inni czekają na Wędrowniczą Watrę, a jeszcze inni spędzą wakacje za granicą. Jedną z takich drużyn jest 59 Białostocka Wodna Drużyna Wędrownicza.
Harcerska Wyprawa Norweska 2014 dla 59 BWDW „Czemu By Nie” im. Władysława Wagnera jest już trzecim tego typu wyjazdem. W poprzednich latach byli na Rejsie Podług Słońca i Gwiazd oraz Białostockiej Bałtyckiej Wyprawie Wędrowniczej „Kurs na Północ”, która była rejsem na północny kraniec Morza Bałtyckiego. Po dwóch latach rejsów morskich chcieli coś w nich zmienić. W tym roku postanowili połączyć zamiłowanie do żeglarstwa z wędrówką po górach. O tym, i nie tylko, rozmawiałem Hanią Domurat, organizatorką Harcerskiej Wyprawy Norweskiej 2014, którą objęliśmy naszym patronatem.
22 lipca wyruszacie na wyprawę po norweskich fiordach. Ile osób jedzie i ile was to kosztuje? I nie myślę tylko o pieniądzach.
Początkowo miało nas jechać 12 osób, do tego kapitan jachtu i 2 oficerów. W ostateczności dokonaliśmy zmiany jachtu, zatem i liczba osób ograniczona została do 11 i kapitana, który będzie czekała na nas na jachcie. Niby nie dużo, a ogarnięcie takiej grupki na wyjazd zagraniczny to nie lada gratka. Koszty to zazwyczaj trudny temat, bo dla jednych to dużo, a dla drugich mało. Płacimy różnie, w zależności od ilości włożonej w to pracy. Części z nas udało się odpracować część rejsu jako wolontariusze Centrum Wychowania Morskiego ZHP. Cała wyprawa to ok. 1500 zł. Dużo czy mało? Zależy jak na to patrzeć. Cena rynkowa takiego rejsu to już ponad 1500 zł, a my jeszcze spędzamy kilka dni w górach i mamy w tym przejazdy. Można taniej? Można, ale nie zawsze udaje się wszystko dobrze wymierzyć. To trochę łut szczęścia czy uda się kupić tanie bilety i czy znajdą się sponsorzy.
Traktujecie to jako swój obóz czy coś dodatkowego, funkcjonującego obok niego?
W trakcie wakacji bierzemy udział w wielu inicjatywach, dzięki czemu każdy może decydować jak chce spędzić ten czas
Ciężko nazwać to obozem, bo jedzie na niego zaledwie niewielki fragment drużyny, jakieś 25-30%. Jednak nie mamy konkretnie jednego obozu. W trakcie wakacji bierzemy udział w wielu inicjatywach, dzięki czemu każdy może decydować jak chce spędzić ten czas. Zagraniczne wyprawy towarzyszą nam od 3 lat i już nie wyobrażamy sobie bez nich lata.
Ile czasu musieliście poświęcić na przygotowania? Może nadal coś załatwiacie na kilka dni przed wyjazdem?
To nasza trzecia wyprawa, chociaż co roku stawiamy poprzeczkę trochę wyżej. Przy części spraw mamy już wyrobione schematy, ale część to dla nas kompletna nowość, więc w zasadzie to jesteśmy jeszcze w proszku. Mamy co prawda jacht i bilety, ale ciągle mamy niedopiętą część formalności, nadal planujemy wędrówki i jeszcze nie skontaktowaliśmy się z norweskimi skautami. Ma to trochę swojego uroku, bo z tych nie do końca zaplanowanych rzeczy często wychodzą najfajniejsze przygody. Dziwnie nie martwimy się, że z czymś nie zdążymy. Jest nas trochę i wiemy, że możemy na sobie wzajemnie polegać i w tym nasza siła. No właśnie siła. To też element, którego przygotowania ciągle trwają. Chcemy zobaczyć i przejść jak najwięcej, a do tego potrzebujemy silnych organizmów, więc treningi trwają. Pierwszą próbą jest Rajd Grunwaldzki.
Co sprawiło wam najwięcej problemów formalnych?
Wbrew pozorom organizacja obozu zagranicznego jest dużo łatwiejsza, niż wyjazd w Polsce! Zgłosić musieliśmy się do naszego Podlaskiego Kuratorium Oświaty, a druk zgłoszenia to jedynie dwie strony, w których podajemy najważniejsze informacje. Jedzie nas zaledwie 11 osób, więc nie ma problemu z zebraniem naszych dokumentów w jedna całość. Problematyczne jest posiadanie i kierownika i opiekuna przy takim obozie, oraz ich formalności, które zwiększają koszta. Na szczęście w naszym gronie takowi się znaleźli. Największe problemy to chyba jednak bilety lotnicze. To ciągła loteria czy uda się, czy się nie uda, czy bilety podrożeją, czy może będą tańsze. Na to chyba poświęciliśmy obecnie najwięcej czasu.
Jak będzie wyglądać wasza wędrówka po fiordach? Podejrzewam, że w tym przypadku jest mniej rzeczy do załatwienia, niż gdy chodzi o wędrówkę po polskich górach. Muszę tylko zaznaczyć, że nigdy nie organizowałem wędrówki po Norwegii, więc mogę się mylić.
W Norwegii można biwakować wszędzie, byle 150 metrów od najbliższych zabudowań. Dzięki temu tak naprawdę niewiele mamy do planowania.
Przyznam się szczerze, że nie wiem, gdyż nigdy nie byliśmy na obozie w polskich górach. Tak, to prawda. Zawsze jakoś bardziej ciągnęło nas w stronę wody, ale z drugiej strony, gdzieś z tyłu głowy, chodziła myśl o górskich wędrówkach. Dlatego cieszymy się, że w tym roku uda się to połączyć. Plan jest taki. Do Stavanger przylatujemy z rana i wyruszamy promem do miejscowości Tau. Stąd obieramy kierunek na Preikestolen, czyli półkę skalną zawieszoną wysoko nad fiordami. Cały nasz dobytek niesiemy na plecach, a śpimy w namiotach, gdzie popadnie. W Norwegii można biwakować wszędzie, byle 150 metrów od najbliższych zabudowań. Dzięki temu tak naprawdę niewiele mamy do planowania.
Jak dobrze rozumiem, żeby pojechać na obóz wędrowny po Norwegii trzeba mieć pieniądze i wypełnione dwie strony dokumentu dla Kuratorium Oświaty. Gdy ma się to wszystko, można jechać i o żadne inne formalności się nie martwić?
Prawie. Nie można zapomnieć o swoim bezpieczeństwie. Trzeba się ubezpieczyć na wypadek następstw nieszczęśliwych wypadków. W przypadku Norwegii także wyrobić Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, która gwarantuje nam leczenie na terenie Norwegii, za które zapłaci NFZ. Jeżeli jadą z nami osoby niepełnoletnie, to muszą oczywiście wyrobić dowód lub paszport. W zasadzie cała reszta formalności to zgłoszenie obozu wędrownego w swojej chorągwi.
Jakiego typu są to informacje? Z tego co mówisz, nie trzeba podawać miejsca noclegu. Odnoszę wrażenie, że więcej formalności jest przy zgłoszeniu biwaku w hufcu.
Właśnie tak! Na pierwszej stronie formularza znajdują się informacje o organizatorze, czyli odpowiedniej Chorągwi. Informacje, które my musimy uzupełnić to czas trwania wypoczynku, liczba uczestników, przedział wiekowy uczestników, dane kierownika i wychowawców łącznie z uprawnieniami, miejsce wypoczynku lub jego trasa i informacja o zabezpieczeniu medycznym, którym może być każda osoba przeszkolona w zakresie pierwszej pomocy.
Załóżmy, że jest piętnastoosobowa drużyna z nieograniczonym budżetem. Wypełnia formularz i jedzie na obóz, czyli przygotowania mogą trwać tydzień. Ale od jak dawna przygotowujecie się do wyjazdu?
…chcemy czegoś więcej niż zwykłej wycieczki, co wydłuża czas przygotowań, a szykujemy się od lutego
No nie do końca. Jeżeli mamy plan po prostu pojechać do Norwegii, to pomijając procedury czasowe zgłoszeń obozu do kuratorium i chorągwi, dałoby się to zrobić tak, jak mówisz. Jednak my takim budżetem nie dysponujemy i chcemy też czegoś więcej niż zwykłej wycieczki, co wydłuża czas przygotowań, a szykujemy się od lutego. Musieliśmy znaleźć jacht, załatwić formalności dotyczące jego wynajęcia, opłacić raty, część odpracowaliśmy jako wolontariusze. Poza tym wymagało to od nas bycia na bieżąco ze zmianami cen biletów lotniczych tak, by kupić je najtaniej. Szukaliśmy też różnych sposobów finansowania, pisaliśmy projekty, prośby o sponsoring. Nie obyło się bez trudności takich jak zmiana jachtu. Od jakiegoś czasu także prowadzimy fanpage na Facebooku oraz bloga, by zachęcać harcerzy do stawiania sobie takich wyzwań. Przygotowanie materiałów zajmuje trochę czasu, a nie możemy zapominać, że to nasza dodatkowa aktywność, poza tym każdy robi jeszcze tysiąc innych rzeczy nie tylko harcersko, ale i prywatnie. Przed nami jeszcze dużo pracy takiej jak kontakt ze skautami, wydrukowanie map, uszycie toreb na bagaż, w które włożymy plecaki, by oszczędzić na wykupowaniu bagażu lotniczego dla każdego, zakup odpowiedniej żywności, czy chociażby przygotowanie wyprawki wyjazdowej.
Można powiedzieć, że teraz to dla was rutyna, ale jak przebiegały wasze pierwsze przygotowania – 3 lata temu?
Szczerze? Było strasznie. Nie dlatego, że coś się całkowicie zmieniło przez te 3 lata, bo jest bardzo podobnie, a dlatego, że było to coś nowego. Nikt nic nie wiedział, nie miał pojęcia o organizacji wyjazdu zagranicznego, a do tego jeszcze rejsu morskiego. Ja także byłam młodsza o 3 lata i było to tak naprawdę moje pierwsze tak poważne doświadczenie instruktorskie. Każda czynność wymagała od nas sprawdzenia bardzo wielu rzeczy, wielu telefonów i gdyby nie zaangażowanie osób z hufca i chorągwi, to nie mielibyśmy pojęcia co z tym zrobić. Dla nas był to wtedy pierwszy rejs morski i dla prawie każdego pierwszy wyjazd za granicę, a najmłodszy uczestnik miał 15 lat. Wszystko kosztowało nas, a raczej naszych rodziców, sporo pieniędzy, nikt o tym przedsięwzięciu nie wiedział, pojechaliśmy z ogromnymi plecakami niepotrzebnych rzeczy. Było strasznie, ale myślę o tym z dzisiejszej perspektywy. Wtedy była to najcudowniejsza przygoda. Wakacje mieliśmy spędzić na dużym drewnianym jachcie, gdzieś na Morzu Północnym i jeszcze był to rejs ku pamięci naszego patrona Władka Wagnera, czyli pierwszego Polaka, który opłynął kulę ziemską. Czuliśmy się jak zdobywcy świata. Nigdy nie zapomnimy tego wyjazdu. Wtedy narodziła się nasza miłość do żeglarstwa morskiego i marzenie o rejsie dookoła świata.
Czy w takim razie tegoroczny wyjazd jest częścią przygotowań do większej wyprawy? Myślę tutaj o Zjawie IV i planach rejsu dookoła świata w ramach wyprawy OdySEA.
Każdy z nas marzy o rejsie dookoła świata…
Każdy z nas oczywiście marzy o rejsie dookoła świata i każdy rejs morski, każda wyprawa zbliża nas o krok do tego marzenia. Nie znam żeglarza, któremu taka podróż nie byłaby w głowie. Na Zjawie IV byliśmy już w Anglii, gdzie uczciliśmy zakończenie rejsu Władka Wagnera i gdzie narodził się pomysł rejsu dookoła świata. W tym roku niestety musieliśmy zamienić naszą Zjawę na inny jacht − s/y Warszawska Nike, gdyż Zjawa ciągle przechodzi remont po to, by w październiku w całej swojej okazałości wyruszyć na szerokie wody. Prawdopodobnie będzie pływać już w sierpniu, jednak naszą wyprawę planowaliśmy od lutego, a wtedy nie byliśmy w stanie określić dokładnego terminu ukończenia prac przy jachcie. Wybraliśmy opcję bezpieczniejszą. Chodzą nam po głowie plany wzięcia udziału w jednym z etapów wyprawy dookoła świata. To niesamowita przygoda i chętnie dołożymy cegiełkę do wydarzenia, które bez wątpienia zapisze się na kartach historii polskiego żeglarstwa i wodniactwa.
Ile czasu zajęło przygotowanie Zjawy do opuszczenia portu?
W październiku Zjawa wyruszy w dwu i pół letni rejs dookoła świata OdySEA Władka Wagnera. Pomysł narodził się 2 lata temu i od tego czasu trwają przygotowania jachtu. W ubiegłym roku Zjawa przeszła gruntowny remont kadłuba, z wymianą części pokładu i poszycia. W tym roku wymieniona została reszta pokładu, nadbudówki, wstawione zostaną nowe instalacje i przerobione zostanie wnętrze. Wszystko po to, by było bezpiecznie i komfortowo.
Więcej o Zjawie IV, a raczej jej poprzedniczkach, możecie przeczytać w artykule Wszystkie Zjawy Wagnera. A o wyprawie OdySEA na www.odySEA.org.pl.
Radosław Rosiejka - przez dwa lata drużynowy 159 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej. Lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki, ale nie robi tego równocześnie. Studiuje stosunki międzynarodowe na UAM, a jesień swojego życia chciałby spędzić nad hiszpańskim wybrzeżem Morza Śródziemnego.