Harcerski product placement
Harcerzami jesteśmy nie tylko w mundurach, na zbiórkach i zlotach, ale także w codziennym życiu. Truizm straszliwy ale łatwo o nim zapomnieć, a szkody jakie w ten sposób powstają są trudne do opisania.
No to siup, i kolejny kieliszek gruzińskiego bimbru ląduje w przełykach biesiadników. Rozgrzani trunkiem zaczynają szukać kolejnych tematów do dyskusji. W końcu pojawia się wątek o harcerzach, wszyscy jakoś z nimi mieli styczność, można więc wymienić się anegdotami. Nagle jeden z biesiadujących, mocno już wzmocniony gruzińskimi kaloriami deklaruje, że on nadal jest harcerzem. Ba, jest instruktorem. Chwilę potem rozwodzi się na temat piwa dolnej fermentacji, umie nawet wskazać najlepsze knajpy w kraju, w których ów trunek można nabyć. Wspaniale, toast za instruktora, siup. A czemu harcerzyk pija jak z równymi skoro wiadomo, że harcerska brać to w założeniu abstynenci?
– Nie jestem formalistą – pada odpowiedź.
Brawo, precz z formalizmem, brawo. No to siup.
Nie o piciu alkoholu będzie to felieton.
Jestem tam i ja, piję herbatę i mocno już wstawionym biesiadnikom staram się tłumaczyć czym różnię się od tego instruktora, co to o dolnej fermentacji wie wszystko. To, że nie rozumieją różnicy kładę na karb balangowego klimatu i braku atmosfery do merytorycznej dyskusji. I liczę, że upiją się tak bardzo, że następnego ranka nic nie będą pamiętać. Nie powiem przecież.
– To człowiek bez zasad, bo oboje przysięgaliśmy na to samo prawo. Tyle, że ja staram się dotrzymać danego słowa.
Harcerze piją alkohol. Tak, zdarza im się. Ale nie o piciu alkoholu będzie to felieton, bo na ten temat wylano już morze atramentu. Tu chodzi o coś co roboczo nazwać można harcerskim product placement.
Czym jest product placement? Wystarczy włączyć jakikolwiek współczesny film pełnometrażowy by się o tym przekonać. Gdy na ekranie zobaczymy bohatera idącego na tle wielkiego billboardu operatora telefonii komórkowej to możemy mieć pewność, że to właśnie ono. Siłę PP docenili już spece od marketingu. Bo od PP nie można uciec, PP otacza nas wszędzie. Widzów w kinie oglądających amerykański hit, miłośników gier komputerowych, którzy do wyboru mają tylko kilka modeli samochodów czy użytkowników internetowych społeczności takich jak Second Life, którzy kawę mogą kupować w ogólnoświatowych kawiarniach o znanej nazwie. PP buduje markę produktów, pozwala kojarzyć nam konkretny wyrób z określonym stylem życia. Meg Ryan w „Masz wiadomość…” grała wyluzowaną, nieco romantyczną, niezależną i na wskroś pozytywną właścicielkę księgarni. Korespondencję mailową prowadziła ze sztywnym, bezwzględnym i bezlitosnym biznesmanem. Ona używała komputera firmy Apple, symbolu niezależności. On PC-ta i systemu Windows. Ile firma Apple zapłaciła za to by Meg Ryan używała Maca do dziś pozostaje tajemnicą.
Filozofia product placement może znaleźć też zastosowanie na naszym harcerskim podwórku. Bo głośno deklarując, że jesteśmy harcerzami i udowadniając naszą kompetencję, solidność i niezawodność możemy więcej zdziałać niż najdroższa nawet kampania promocyjna.
„Po harcersku”- czyli byle jak, głupawo i bez sensu.
W języku polskim utarło się kilka powiedzeń związanych z harcerstwem. Najsłynniejsze i ulubione przez polityków to „harcerskie podchody” i robienie czegoś „po harcersku”. Czyli byle jak, głupawo i bez sensu. Gdy piszę tekst dla jakiejś gazety łapię się na tym, że niekiedy chcę użyć jednego z tych sformułowań. Są barwne, kwieciste, wszyscy wiedzą o co chodzi. Ale nie używam ich bo zdaję sobie sprawę, jak bardzo one szkodzą ruchowi, którego sam jestem uczestnikiem.
Gdy rozmawiam z „niezrzeszonymi” o harcerstwie opowiadam im o wielkich przedsięwzięciach w jakich brałem udział. Nie mówię im o „magii świętych ognisk” i samotnych wartach o świcie. Wiem, że nie zrozumieją, a będą mieli pretekst do kolejnych drwin. Ale gdy słyszą o wyprawach po Europie zaczynają patrzeć na mnie z uwagą. Wiem też, że cenią mnie i moją pracę. Staram się by pamiętali, że jestem harcerzem.
Trud i wysiłek osób, które swoją postawą starają się świadczyć o tym, że harcerstwo to wspaniała sprawa idzie jednak zupełnie na marne przez takich pacjentów jak spotkany przeze mnie miłośnik piwa dolnej fermentacji. I nic z tym nie zrobimy, możemy się tylko wściekać i zaciskać pięści pod stołem.
Deklarujesz, że jesteś harcerzem? Świetnie, ale miej na względzie, że to jak będziesz oceniony rzutuje na 120 tysięcy ludzi w całej Polsce. Więc jeśli pijesz podczas imprezy to niech ci ugrzęźnie w gardle podobna deklaracja. Bo inaczej ktoś w Elblągu powie harcerzowi – „a da się być w harcerstwie i nie wpaść w alkoholizm?”
Więc skoro idziesz przez góry i znaczysz swój ślad śmieciami to ktoś w Krakowie powie harcerzowi – harcerze to niechluje. A jeśli jesteś po prostu świnią? Dzięki Tobie jakiś harcerz gdzieś usłyszy, że jest hipokrytą, bo nie przestrzega zasad, o których tak wzniośle mówi. No, ale jeśli jesteś świnią to i tak tego nie zrozumiesz.
Filip Springer - redaktor naczelny „Na Tropie”, współpracownik Zespołu Wędrowniczego GK ZHP, szef zespołu promocji Wyprawy Wędrowniczej 2007, były drużynowy 79 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „Wilki”. Dziennikarz i fotoreporter współpracujący z prasą ogólnopolską.