Harcerstwo na wsi

Archiwum / phm Kamila M. Kolaska HR (ma zdjęciu po prawej) / 10.03.2010

Jeśli coś jest niemożliwe do zrobienia, to należy to zrobić… Obserwacja uczestnicząca.

Szkolne harcerstwo

Podjęcie się prowadzenia harcerstwa na wsi to duże wyzwanie. Wydaje mi się, że najłatwiej będzie opisać sytuację harcerstwa wiejskiego na przykładzie moim własnym oraz mojej drużyny. Przez 5 lat (2003-23.07.2009 r.) prowadziłam 1 Kociewską Drużynę Harcerek „Borowianki”- na terenie powiatu starogardzkiego i tczewskiego. Zapytacie, dlaczego ZHR a nie ZHP? Tak po prostu wyszło. Czysty przypadek. Zresztą w tym samym czasie, co nasza drużyna, w szkole podstawowej powstała drużyna ZHP (później jakoś naturalnie wchłonięta przez ZHR). A w Gimnazjum działały 2 drużyny ZHR (męska i żeńska). Do harcerstwa wstąpiłam późno, bo dopiero w połowie 3 klasy gimnazjum (styczeń 2003), gdyż dopiero wtedy powstała drużyna harcerek. Prowadziła ją nauczycielka (polonistka, była instruktorka ZHP). Nasza drużynowa tak naprawdę była zmuszona do przyjęcia tej zaszczytnej funkcji przez swojego pracodawcę. Przez rok nie zakupiła nawet munduru, nie miała czasu, a nawet możliwości by być z nami choć na jednym biwaku w całości (zawsze jakaś młoda nauczycielka, która nie wiedziała do końca, czym jest harcerstwo, była opiekunem). Wyjazdy początkowo miałyśmy z harcerzami (5 Lubichowska Drużyna Harcerzy „Kociewiak”- oni mieli za drużynowego instruktora z ZHR). Zbiórki odbywały się całą drużyną i to tylko przez 45 min raz w tygodniu. Czyli praktycznie kolejna lekcja, tyle, że dodatkowa i zawsze o podobnym scenariuszu (głównie śpiewanie piosenek). Ewidentny brak metody harcerskiej, nie mówiąc już, że dobra zbiórka powinna trwać minimum dwie godziny. Jednak nie mam żalu do druhny Iwony, a właściwie Pani Iwony, która musiała się nami zajmować. Miała małe dzieci i bardzo dużo obowiązków w pracy. Do harcerstwa nie powinno się ludzi zmuszać! Nie ważna jest ilość, ale jakość. Nie powinniśmy działać masowo, bo to mija się z celem.

Własna inicjatywa

Moja drużyna – 1KDH-ek ,,Borowianki’” powstała w styczniu 2003 roku przy Publicznym Gimnazjum w Lubichowie (wtedy pod nazwą 1 Lubichowskiej Drużyny Harcerek „Borowianki”). Po pierwszym naborze powstały od razu 4 zastępy, w tym mój („Wiewióry”). Ja właściwie w drużynie znalazłam się przypadkowo. Nie wiedząc za wiele o harcerstwie (od zawsze mi się jakoś tak ono marzyło) wstąpiłam na przekór tacie do próbnej zgrai „biszkoptów”. Jak można się domyśleć tata nie był zadowolony z tak drastycznie przez mnie podjętej decyzji. Powodów było wiele, jednak najważniejszy: to wiele zajęć na gospodarstwie. Spokojna, zawsze ustępująca OLO (tak mnie nazywa, gdy ma świetny nastrój) powiedziała NIE. „Tato, to było zawsze moim marzeniem”, powiedziałam i dalej to już jakoś wszystko się potoczyło.

Większość dziewcząt z naszej drużyny pochodziła ze wsi, dopiero później doszły dziewczęta z małych miasteczek – kilka z Gniewu (oddalonego od Gdańska o 60 km), Starogardu Gdańskiego i jedna z Kościerzyny. Odległości między miejscowościami, w jakich działyśmy, sięgały nawet 35-40 km, przykładem jest Gniew-Lubichowo-Ocypel. W szczytowym momencie miałam 45-50 harcerek w 8 zastępach. Dziewczyny pochodziły z różnych miejscowości: Lubichowo, Zelgoszcz, Wda, Ocypel, Mościska, Zielona Góra, Smętowo Graniczne, Wielki Bukowiec, Czarny Las, Gniew, Tymawa, Nicponia, Gronowo Polskie, Pelpin, Starogard Gdański, a nawet Kościerzyna (ostatnio).

Rok temu udało nam się zdobyć nawet miano złotej koniczynki, co uważam za duże osiągnięcie, chyba nawet największe w mojej karierze harcerskiej. Niezamknięcie stopnia podharcmistrzyni, nawet nie pójście na studia, ale to, że z niczego udało się zrobić coś wspaniałego i zostało to docenione przez samą naczelniczkę. Chyba byłyśmy jedyną drużyną w ZHR, która zdobyła wtedy takie miano mimo wielu problemów (odległości, finanse, tradycje dwóch różnych drużyn itd.). Poza tym z jednej drużyny harcerek udało nam się stworzyć w 2009 roku dodatkowo 11 Gniewską Gromadę Zuchową „Strażnicy Nadwiślańskiego Grodu” oraz 111 Kociewską Drużynę Wędrowniczek „Małpi Gaj”, a jest także szansa, że po obozie druga moja przyboczna założy nową drużynę harcerek, więc warto było!

Potrzeba kadry na każdym szczeblu

Przez 5 lat był problem ze zbudowaniem kadry. Gdy ktoś się nadawał, to odchodził ze względu na studia, problemy ze strony rodziców (uważanie harcerstwa za zabawę) lub niechęć do 10 punktu Prawa Harcerskiego (po co się męczyć?), a niektórzy byli naprawdę zdolni. Tu pojawia się główny problem środowisk wiejskich – brak instruktorów na miejscu, ale to takich z prawdziwego zdarzenia. Niezmuszanych nauczycieli, ale młodych ludzi, którzy przykładem własnym, charyzmą i wiarą w sens ideałów harcerskich porywają młodzież (jak Małkowscy) do czynu. Bo tak naprawdę tylko młodzi ludzie mogą młodych zrozumieć. Obecnie są bardzo duże przepaście pokoleniowe. Aczkolwiek podziwiam seniorów za ich wytrwałość. Młodzi ludzie potrzebują autorytetów.

Sama, gdy poszłam na studia do Torunia miałam trudności z odnalezieniem się w nowym środowisku i prowadzeniem drużyny z tak dłużej odległości (prawie 150-200 km). Cotygodniowe przejazdy były bardzo kosztowne (szło to z mojej własnej kieszeni, od rodziców na harcerstwo nie otrzymywałam pieniędzy – tata wciąż był jemu przeciwny). Odpadały też częste zbiórki drużyny (zbyt duże odległości pomiędzy miejscowościami, aby spotykać się tylko na kilka godzin). Sprawdzały się za to biwaki weekendowe drużyny (minimum jeden na miesiąc) i jeden biwak, co drugi miesiąc z ZZ-tem. W pracy na wsi jest ważne działanie systemem zastępowych (olbrzymi kawał dobrej roboty „odwalają” zastępowe). Ważny jest też jasny podział ról. W mojej drużynie bardzo dużo robiły przyboczne i zastępowe, które były na miejscu i lepiej znały dziewczyny, bo od „podwórka”. Ważne było także nawiązanie ścisłej współpracy z rodzicami (założenie KPH). Rodzice czuli się potrzebni i niejednokrotnie pomagali (podwozili dziewczyny, dawali dżemy, owoce, warzywa na biwaki, pomogli załatwić za darmo noclegi w szkołach itd.). Spotkania KPH były okazją do tego, aby rodzice poznali: 1) nas 2) mogli poznać bardziej swoje dzieci i ich potrzeby 3) inni rodzice pomogli im zrozumieć, ze harcerstwo to super szkoła życia dla dzieci (np. odwiedziny na obozie i wzięcie udziału rodziców w przeglądzie piosenki bardzo integrowało dzieci i rodziców oraz rodziców z rodzicami). Ważne było także to, że znali drużynową (mieli do niej zaufanie), z którą był ciągły kontakt telefoniczny i mailowy. Jako drużynowa miałam bardzo duży autorytet u dziewczyn i ich rodziców, co było plusem, ale i niebezpieczeństwem, gdyż każde złe posunięcie może być katastrofalne w skutkach (trzeba liczyć się, że jest się osoba publiczną, nie ma miejsca na pomyłki).

Procesy, które dotykają zarówno wieś, jak i miasto

Zarówno na wsi, jak i w mieście harcerki coraz częściej mają problemy zdrowotne (dwie moje wędrowniczki leżały ponad miesiąc w szpitalu, bo miały zwyrodnienia stawu kolanowego – już w tym wieku!), są też wychowywane pod kloszem (rodzice zawożą i odwożą, mało ruchu, samodzielności (w moim pierwszym składzie drużyny były dzie
wczyny, które potrafiły w mundurach na rowerach jechać na zbiórkę nawet 8 km, one dla mnie były wzorem). W prowadzeniu drużyny bardzo przeszkadza to, że jak dziewczyny idą do szkoły średniej to rozjeżdżają się praktycznie po całym województwie i mają problemy z przystosowaniem się do nowego, wyższego, często bardziej wymagającego poziomu nauczania, co bardzo utrudnia pracę harcerską. Obecnie prowadzę 111 Kociewską Drużynę Wędrowniczek „Małpi Gaj’’, każda z nas pochodzi z innej miejscowości, uczy się też w rożnych miejscowościach, szkołach. Ja – studiuję i pracuję dorywczo w Toruniu, mieszkam w Zelgoszczy (gdzie jestem raz na 2 miesiące), Ania mieszka w Nicponi – uczy się w Tczewie (jest przyboczną w drużynie harcerek), Karolina mieszka w Tymawie uczy się w Tczewie (jest w orkiestrze i zespole tańca kociewskiego), Iwona mieszka w Gronowie Polskim, a uczy się w Gdańsku (mieszka w internacie, jest przyboczną w gromadzie zuchowej, jest w orkiestrze), Natalia mieszka w Nicponi, a uczy się w Szkole Rolniczej w Swarożynie (mieszka w internacie i ma sporo obowiązków na gospodarstwie, działa także w orkiestrze przy zamku), Marta, Julia – mieszkają i uczą się w Kościerzynie, Dorota – uczy się i mieszka w  Gniewie, Alicja – mieszka w Lubiczu pod Toruniem. Przyjaźń i autentyczne braterstwo potrafi przetrwać wszelkie nawałnice. „Z nami to jak z lasem, to i tamto drzewo pada pod siekierą, a tym czasem cały las rośnie i pnie się ku górze (Tadeusz Zawadzki, „Zośka”)”.

Poniżej wypisałam, z czym jest łatwiej, a z czym trudniej w pracy harcerskiej na wsi, w porównaniu z harcerstwem miejskim. Aczkolwiek musimy pamiętać, że ludzie mieszkający na wsi obecnie już niewiele różnią się od tych, którzy mieszkają w mieście. Bywa nawet tak, że Ci ze wsi są bardziej „miejscy”, niż Ci z miasta… Mam nadzieję, że to, co napisałam pomoże Wam zrozumieć specyfikę pracy na wsi. W każdym razie zawsze warto. Obecnie działam dalej w ZHR, ale jednocześnie przynależę także do Studenckiego Kręgu Instruktorskiego im Tonego Halika przy UMK w Toruniu (krąg akademicki w ZHP) i super się dogadujemy. Dla mnie nie jest ważna przynależność do jakiejś konkretnej organizacji harcerskiej. Najważniejsze, że jestem harcerką i staram się robić wszystko tak, by pomóc innym. Nawet dla jednej osoby warto działać, warto być instruktorem z prawdziwego zdarzenia, warto od siebie wymagać. Ja nie żałuję…

Z czym jest łatwiej/trudniej na wsi:

HARCERSTWO NA WSI

+ (z czym łatwiej)

HARCERSTWO NA WSI

— (trudności)

 + dzieciaki są chętne do wstępowania do harcerstwa  – rodzice traktują harcerstwo jak zabawę i gdy dzieci idą do liceum każą im się wypisywać, bo szkoda czasu
 +  szkoły, parafie na ogół są bardzo przychylne i chcą by działały drużyny na ich terenie  – dzieci często są ubogie (problemy finansowe, trudno zrobić obóz)
 + gminy pomagają finansowo (np. załatwiając darmowy transport na obóz)  – ciężko jest zorganizować obóz, bo w czasie wakacji dzieci z gospodarstw pomagają swoim rodzicom podczas żniw i wykopek
 +  łatwiej jest uzyskać miejsce na harcówkę  – brakuje kadry, co ktoś nadaje się do kadry to wyjeżdża ze wsi do dużego miasta na studia lub idzie do pracy i nie ma czasu
 + dzieci podchodzą bardziej poważnie do harcerstwa  – dzieci zaczynają się sprzeciwiać rodzicom, bo poznają inne ideały niż te, w których dotąd się wychowywały (np. rodzice chcą by dziecko zostało na gospodarstwie, a ono chce się dalej uczyć by być „kimś lepszym”)
 +  na nabory przychodzi sporo osób  – dużo osób odchodzi, bo harcerstwo jest dla nich za drogie
 +  nie ma problemu z zuchami i harcerkami, ale im dalej tym trudniej  – młodzież nie chce wstępować, bo woli palić, imprezować, nie chce wymagać od siebie. Harcerstwo jest za trudne, łatwiej być w kole turystycznym itp.
 + należeć do harcerstwa to „coś”  – należeć do harcerstwa to „umęczanie się” (czy warto nie pić? palić? itd., trudność z zaakceptowaniem „mnie” przez rówieśników)
 + dla polskiej młodzieży wiejskiej harcerstwo często bywa jedyną szansą na wyjście poza rutynę codziennych obowiązków w gospodarstwach domowych, poznanie ludzi, świata  – wyjazdy są drogie i wiele osób nie jest na nie w stanie pojechać
 + wzbudza ambicje, młodzi ludzie chcą dalej się uczyć, a nie zostawać tylko na wsi i żyć tak jak ich rodzice, dziadkowie  – rodzice sprzeciwiają się zbytniemu „edukowaniu” dzieci, wobec których mieli już swoje plany
 + często jedna z nielicznych możliwości rozrywki, częstszego, pozaszkolnego kontaktu z rówieśnikami  – teraz jest także na wsi spora konkurencja kół, klubów zainteresowania, w których nie wymaga się tyle, co w harcerstwie
 + jeśli jest się w kadrze, to jest się kimś  – brak kadry
 + Harcerstwo stwarza wielkie możliwości rozwoju, z czego szczególnie chętnie i aktywnie korzystają ci młodzi ludzie ze wsi i miasteczek, którzy są żądni wiedzy, nowych umiejętności, mają duże ambicje  – brak środków finansowych na działalność na wsi
 + dla młodych jest to etap w życiu, gdzie dzięki harcerstwu odnajdywali się w społeczności, działaniu lokalnym  – ludzie uważają, ze tylko to, co prowadzą nauczyciele jest dobre, jak młodzież może wychowywać dzieci? Przecież to „gówniarze”!
 + młodzi ludzie mają szanse być wodzami, zarządzać, dobra praktyka  – małe zaangażowanie i pomoc władz odgórnych: Chorągwi, Związku (brakuje instruktorów, którzy by przyjeżdżali, pomagali)
 + ułatwia znalezienie pracy w mieście  – instruktorzy wyjeżdżają z rodzinnych miejscowości, brakuje liderów
 + otwartość i szczerość mieszkańców wsi, która wpływa na lepsze wyniki harcerskiej pracy wychowawczej  – każdy wszystko o Tobie wie, stajesz się osobą publiczną
 + młodzież podobno jest mniej zepsuta (ale niestety i to się zmienia)  – młodzież jest bardziej podatna na wszelkie wpływy
 + młodzi ludzie są przyzwyczajeni do trudności, poświęcenia, wysiłku, słowności  – wiele harcerek ze wsi nie posiada munduru, co może powodować, że mogą czuć się biedniejsze, gorsze (teraz drużyna ma już jakieś zaplecze).
 + ulegli na
działanie autorytetu (drużynowa to ktoś)
 –  trudności w pozyskaniu sprzętu na biwak, obóz
 + „Na wsi kultura chrześcijańska jest bardziej żywa i aktywniej kultywowana i to ułatwia przekazanie im pewnych wartości, które są zawarte w idei harcerskiej”  – „W prowadzeniu pracy harcerskiej na wsi przeszkadza  fakt, iż idea harcerska, szczególnie zasada, że harcerz nie pije i nie pali, nie jest popularna wśród młodzieży, która, żyjąc w małej społeczności, może wywierać i często wywiera na harcerzy presję”.
 + jest trudno, ale wyniki pracy instruktorskiej są bardzo widoczne  – nie ma lokalnych instruktorów, brak kadr pod hufce
 +  większość zbiórek jest w lesie  – rzadko zbiórki odbywają się w miastach
 + KPH- pomaga w naprawach, przejazdach, interesuje się co się z dziećmi dzieje  – rzadko działa KPH
 + dzieci są zdolne do poświęceń ( przyjeżdżają, przychodzą na zbiórki nawet kilka km)  – rodzice za bardzo wyręczają dzieci, ma się czasami wrażenie, że rodzicom bardziej zależy niż dzieciom
 + lubią chodzić w mundurze  – jeśli jest dużo harcerek to ok, ale jeśli jest mało to wstydzą się
 + tworzą się tradycje harcerskie  – drużyny działają krótko, nie ma ciągłości
 + lubią mieć warty, czują się ważne  – boją się ośmieszenia, jeśli drużyna słabo działa w środowisku
 + brak koedukacji  – często działają tylko drużyny harcerek lub tylko harcerzy, środowisko lokalne tego nie rozumie, dyrektorzy chcą by był nabór i dla chłopców i dla dziewczyn
 + harcerki są aktywne w drużynie szkole i parafii  – te same osoby maja sporo obowiązków, często nie dają rady, muszą z czegoś zrezygnować

phm Kamila M. Kolaska HR (ma zdjęciu po prawej) - b .d. 1 Kociewskiej Drużyny Harcerek „Borowianki’ obecna drużynowa 111 Kociewskiej Drużyny Wędrowniczek „Małpi Gaj”