Homo est animal sociale

Archiwum / 17.10.2010

W szkole uczymy się w klasach, zbiórki mamy w zastępach, w pracy dzielą nas na zespoły, chodzimy w parach, gramy w drużynach. Nasze „widzimisię” czy rozsądnie działające społeczeństwo?

Bez jednostek twórczych, zdolnych do samodzielnego myślenia i osądu, rozwój społeczeństw jest równie nie do pomyślenia, jak rozwój jednostki poza żyzną glebą społeczności.

Albert Einstein

Już w czasach starożytnych zadawano sobie pytanie: jaki jest człowiek? Jak dobrze wiemy, starożytność dostarczyła nam kilku mędrców, którzy całkiem trafnie odpowiadali na zadane pytanie. Temat jednak nie zatrzymał się na grecko-rzymskim filozofowaniu i wciąż jest aktualny. Pomiędzy odpowiedziami w stylu „człowiek to zwierzę polityczne” (Arystoteles), „człowiek zręczny” (Bergson), „człowiek bawiący się” (Huizinga), czy „człowiek religijny” (Eliade) powstało sformułowanie „człowiek jest zwierzęciem społecznym” („homo Est Animals sociale”). Autorem stwierdzenia jest Cycero. Trafnie zauważył, że człowiek jest istotą wspólnotową.

Społeczeństwo, którego przeważająca część członków jest głodna i nieszczęśliwa, z pewnością nie może być kwitnące i szczęśliwe.

Adam Smith

Wspólnota jest dla nas na tyle istotną rzeczą, że wciąż jest badana. Uwagę poświęcają jej także psychologowie, znajdując w swoich teoriach na temat ludzkich potrzeb miejsce również dla potrzeb społecznych. Najsłynniejszą hierarchię potrzeb ludzkich stworzył amerykański psycholog, Abraham Maslow.

Jak widać na załączonym obrazku, Maslow wypisał potrzeby, które każdy z nas ma, poczynając od tych najbardziej podstawowych, po te bardziej złożone. Zaznaczył przy tym, że człowiek może odczuwać potrzeby wyższego rzędu dopiero wtedy, gdy zaspokoi te niższego – potrzeby fizjologiczne, żywnościowe, snu, bezpieczeństwa, zdrowia itp. Na trzecim szczeblu zaczynają się potrzeby wyższe (to tak zwana grupa wyższa), związane z emocjami i uczuciami. Potrzeby społeczne, jak poczucie przynależności do grupy, miłość, przyjaźń. Tylko w teorii mniej przyziemne. Badacze zgadzają się co do jednego – niezaspokojenie tych potrzeb powoduje uczucie niepewności, braku, tęsknoty za czymś. Czy harcerstwo zaspokaja te potrzeby?

Rzadkością, doprawdy, jest społeczeństwo mądrze zorganizowane.

Tomasz Morus

Czy możemy uznać, że harcerstwo dobrze wychodzi naprzeciw pewnym potrzebom społecznym? Burząc schemat poprawnie napisanej rozprawki odpowiem już na początku: tak. Weźmy pod lupę niektóre z tych potrzeb.

Należy chyba zacząć od tego, że harcerstwo realizuje przede wszystkim potrzeby wyższego rzędu. Choćby ze względu na to, co Maslow określił „potrzebą przynależności”. Nie trzeba chyba jakoś specjalnie tłumaczyć, w jaki sposób nasza organizacja je realizuje – system małych grup, zastępów, drużyn, szczepów… A każdy z nich ma swoje nazwy, barwy, swoje totemy, kolor chust, hasło, jednym słowem – obrzędowość. Dzięki niej kilka lub kilkanaście osób ma coś niepowtarzalnego, coś, z czym identyfikuje się jego grupę, jego wspólnotę, której potrzebuje.

Wieloletnia praca, nauka i zabawa w takiej wspólnocie prowadzą wyłącznie do realizacji kolejnych potrzeb – przyjaźni i miłości. Szczególnie widoczne jest to na poziomie drużyny wędrowniczej, gdzie osiągając już pewien wiek mamy za sobą wyjątkowe przeżycia i ludzi, z którymi te przeżycia dzieliliśmy. Więź generuje się sama, co jest jedną z ważniejszych cech drużyny wędrowniczej, o której mówi opis metodyki: „grupa wędrownicza powinna opierać się na wzajemnej przyjaźni, która scementuje ją mocniej niż jakiekolwiek inne spoiwo”.

Nasz związek, i chwała mu za to, nie zatrzymuje się na trzecim szczeblu hierarchii – idzie dalej.

Potrzeba uznania – organizacja, wychowując, posługuje się sprytnymi instrumentami, jak stopnie, czy sprawności. Należy do tego dorzucić możliwość pełnienia funkcji i sukces gotowy – mamy spełnioną potrzebę uznania. Każdy, począwszy od zastępowego, po funkcyjnego na szczeblu chorągwianym (czy wyżej), ma potrzebę bycia docenionym. Pełni swoje obowiązki i pragnie być za to nagradzany. Dobrze by było o tym nie zapominać – sposób motywacji z ZHP, powiedzmy sobie szczerze, raczej nie ma się zbyt dobrze. A szkoda, bo uznanie, pochwała i nagroda, to chyba najlepsza metoda motywowania.

Ponieważ harcerze lubią wyzwania i chcą piąć się na wyżyny, spójrzmy na szczyt – samorealizacja. Związek jest doskonałym miejscem na zaspokajanie potrzeb tego rodzaju. Możliwość samorealizacji mamy na każdym kroku. Służą nam do tego zadania, których możemy podejmować się indywidualnie i grupowo. Służą specjalizacje i sprawności. A najbardziej jednak stopnie, które w dużej mierze nastawione są na indywidualny rozwój w wybranych kierunkach. Realizować można się także w zespole zadaniowym, gdzie pełnienie funkcji speca w określonej dziedzinie nie tylko motywuje do dalszego rozwoju, lecz także daje satysfakcję. Pełnienie funkcji to poczucie, że ma się duże znaczenie, co łączy się z realizacją potrzeby prestiżu i elitarności. To również odniesienie sukcesu.

ZHP ma pomóc we wszechstronnym rozwoju – intelektualnym, duchowym, fizycznym, społecznym i emocjonalnym. W sumie, jakby dobrze się przyjrzeć, sama misja naszej organizacji ma za zadanie wyjść naprzeciw wszelkim potrzebom społecznym.