Ja też byłem harcerzem…

Na Tropie Środowisk / Gabriela Mynarska / 27.06.2016

Wiele osób, spotykając umundurowanego harcerza, mówi: „Ja też byłem harcerzem…”. Wtedy ludzie stają się zamyśleni lub opowiadają o swoich przeżyciach, uśmiechając się do wspomnień.

Lato to czas obozów harcerskich, po których na lata pozostają wspomnienia. O tym, co przeżyli w harcerstwie i podczas obozów opowiedziały mi dwie osoby. Jedną z nich jest ksiądz, który jak sam mówi, dzięki harcerstwu jest w tu, gdzie jest. Druga to matka mojej koleżanki. Jak zaczęła się jej przygoda z harcerstwem i co z niej zostało do dzisiaj?

Piękna szkoła życia – historia księdza Zbigniewa

Swoją przygodę z harcerstwem rozpoczął w piątej klasie szkoły podstawowej w 61 DH „Wędrowiec”. W drużynie znalazł się głównie za sprawą swojej wychowawczyni, która razem z nauczycielem historii postanowiła przywrócić do życia istniejące wcześniej w szkole harcerstwo.

Drużyna powstawała od podstaw – trzeba było znaleźć chętnych, zorganizować zastępy, zacząć się regularnie spotykać. Zainteresowani starali się kompletować mundury i zapoznawać z historią harcerstwa. Pieniądze potrzebne na wyposażenie harcówki, zakup krzyży, organizację biwaków itp. zarabiali na harcerskim balu, sadzeniu lasu czy przez proste zbieranie butelek.

Ksiądz znalazł się w harcerstwie, bo jak sam mówi w jego małej miejscowości do wyboru było albo zostać ministrantem, albo harcerzem. Wspomina też rolę kadry, która była bardzo mocno nastawiona na dawanie czegoś z siebie i o swojej potrzebie poznawania nowych osób. Drużyna zaczęła działalność od zwiedzania Polski, później podróżowaliśmy znacznie dalej – do Bułgarii i Francji. Te wspólne przeżycia cementowały znajomości, a harcerstwo stawało się sposobem na życiemówi ksiądz Zbigniew.

Tym, z czym księdzu Zbigniewowi najbardziej kojarzy się harcerstwo, to obozy i biwaki. Ale nie tylko! Wspomina. – Chciałbym się pochwalić, że moja drużyna wielokrotnie zdobywała pierwsze miejsca w Konkursach Piosenki Harcerskiej. Przede wszystkim pamiętam „OSĘ”, czyli Oświęcimskie Spotkania Artystyczne, do dziś mam te dyplomy, właśnie z symbolem osy.

Drużynowy wybierał miejsca, gdzie chciał pokazać jak najwięcej historii i potrafił w sposób bardzo radosny opowiadać o wielkich zakrętach w historii naszego narodu

Obozy kojarzą mu się przede wszystkim z dużą ilością noszenia i charakterystycznym układem dnia. Wspomina też czas przeznaczany na zwiedzanie. Włodek, drużynowy i nauczyciel historii, wybierał miejsca, gdzie chciał pokazać jak najwięcej i potrafił w sposób bardzo radosny opowiadać o wielkich zakrętach w historii naszego narodu. Czas obozów był też dla jego drużyny okazją do podziwiania piękna przyrody za sprawą Ewy – nauczycielki biologii. Ksiądz pamięta też obozowe namioty – tzw. dziesiątki, w których jedynymi meblami były polowe łóżka, i chwile, gdy zrywały się gwałtowne burze i trzeba było bardzo szybko działać. Razem ze swoim kolegą, który był na czatach, postanowiliśmy uszczknąć trochę tych kanapek z pasztetem, które były najcudowniejsze na świecie, już nigdy później takich nie jadłem. Niestety, cofając się, zahaczyłem o śledzia przy namiocie i upadłem tak niefortunnie, że złamałem prawą rękę z przemieszczeniem – opowiada ksiądz. A cztery dni po tym biwaku mieliśmy wyruszać na obóz wędrowny. I na ten obóz poszedłem z ręką w gipsie. Stałem się taką maskotką, ale też człowiekiem od czarnej godziny. Jak nam brakowało czegoś do jedzenia, to posyłano mnie z tą złamaną ręką do gospodarzy z prośbą o jajka, o cukier… Ludzie widząc takiego nieszczęśnika, litowali się i nigdy nie wracałem z pustymi rękoma. A mnie przez to drużyna zapewniła noszenie plecaka, więc świetnie się uzupełnialiśmy.

Ksiądz Zbigniew nie ukrywa, że harcerstwo pomogło mu później w odnalezieniu się w seminarium, gdyż nie miał problemów z nawiązywaniem relacji. Jak twierdzi, w wyborze swojej drogi życiowej pomógł mu Bóg, choć nabyta w drużynie uczciwość względem samego siebie nie pozwoliła zignorować powołania, którego przed wstąpieniem do seminarium nie był pewien. Niestety, był to też moment, w którym musiał zakończyć swoją przygodę z drużyną. Głównie ze względu na przeprowadzkę i dużą ilość zadań, które musiał wykonywać. Zaczął się dla niego zupełnie inny etap życia.

Człowiek naprawdę niewiele potrzebuje, żeby cieszyć się życiem

Mimo że drogi księdza i harcerstwa rozeszły się już dość dawno, wiele z tych czasów w nim pozostało. Zdobył nitypowe umiejętności: od przyszywania guzików, musztry, przez zdolność przetrwania w trudniejszych warunkach, aż do rozbijania namiotów. Wspomina znane do dziś hasło „majtki”, oznaczające kawałek koszulki wystający spod kołnierzyka.  Wielkie zamiłowanie do gór, te piękne widoki, ta radość zmęczenia, warunki, które tak naprawdę są potrzebne do przeżycia i wiele więcej już nie trzeba. Tego też się nauczyłem – człowiek naprawdę niewiele potrzebuje, żeby cieszyć się życiem – opowiada.

Każdy wynosi coś dla siebie – wspomnienia pani Anety

Pani Aneta niewiele może powiedzieć o swoich początkach w harcerstwie. Pamięta tylko, że w wieku ośmiu lat uczestniczyła w biwaku, który rozpoczął jej przygodę z drużyną „Sokoły”. Jak sama mówi, nie uczestniczyła aktywnie w działaniach drużyny, dopiero kilka lat później zainteresowała się na dobre harcerstwem, gdy zaczęła pomagać w gromadzie zuchowej „Wesoła gromada”. Wspomina, że zbiórki odbywały się w małej salce ozdobionej proporcami i symbolami związanymi z harcerstwem, a dzieci wiele się uczyły. Głównym celem mojej pracy z tymi maluchami było właśnie uczenie ich gier, historii, piosenek, zasad – opowiada. Później zajęła się prowadzeniem drużyny harcerskiej.

Na obozach nie było nigdy ciepłej wody, deszcz padał czasami przez tydzień, aż wszystko nasiąkało wilgocią

Pierwszy raz pojechała z drużyną na obóz do Dźwirzyna. Dojazd oczywiście pociągiem i autobusem na przygotowane przez kwaterkę obozowisko. Warunki określa jako spartańskie. Na miejscu czekały rozbite już wojskowe namioty, „NS-y” i „oficerki” dla kadry, do których doprowadzony był prąd, czyli znak cywilizacji! Przygotowana była też kuchnia polowa, plac apelowy i miejsce na ognisko. Według niej na obozach dzieci do warunków musiały się przyzwyczaić: same myły menażki, pomagały w kuchni, roznosiły posiłki. Nie było nigdy ciepłej wody, deszcz padał czasami przez tydzień, aż wszystko nasiąkało wilgocią.

Najmilszym wspomnieniem z obozu są dla pani Anety harcerskie ogniska. Miały swój urok, inny niż takie zwykłe ognisko.  Zawsze były dużo większe, w odpowiedni sposób rozpalane po zachodzie słońca, śpiewało się przy nich odpowiednie pieśni… Przy ognisku dużo się działo – konkursy, zabawy, dziesiątki harcerskich piosenek. To było coś cudownego – wspomina. Nieodzownym elementem ognisk, jak i całego obozu, był dźwięk gitary.

Za najzabawniejszy element uznaje z kolei nocne warty. Obowiązkiem ostatniej nocnej warty było wyciągnięcie na główną drogę dwukołowego wózka z koszem na bułki i konwiami na mleko, które napełniał przejeżdżający z dostawą gospodarz – mówi pani Aneta. I właśnie pod koniec obozu, jedna z jej koleżanek, bardzo już zmęczona, wyszła do drogi tuż przed świtem. Niestety nie doczekała do rana… Po pobudce okazało się, że nie ma co zjeść na śniadanie, bo druhna nie wróciła jeszcze z bułkami i mlekiem. Poszliśmy zobaczyć, co się dzieje, jednak po mleczarzu i bułkach nie było ani śladu. Konwie zabrane, a koleżanka spała w koszu na pieczywo opowiada. Historia oczywiście skończyła się szczęśliwie. Wyczekiwane bułki, po odrobinie starań,  udało się znaleźć na drugim końcu Dźwirzyna.

Jak wspomina pani Aneta, z harcerstwa każdy wynosił coś dla siebie. Mógł nauczyć się grać na gitarze, czy śpiewać, ale też zdobyć proste codzienne umiejętności, takie jak obieranie ziemniaków. Obozy wykształcały poczucie obowiązku, by wstać o określonej godzinie i zameldować się na apelu. Brak takiego meldunku był „karany” przyszyciem do kanadyjki razem ze śpiworem. Sama także zdobyła wiele umiejętności – komunikacji i pracy z innymi, rozwiązywania problemów, ale też odpowiedzialności za siebie i innych. Jak mówi, świadomość tej odpowiedzialności dotarła do niej po latach.

Gabriela Mynarska - drużynowa 78 GDH "Halny" w Hufcu Beskidzkim. Humanistka z wyboru, zakochana w teatrze i książkach. W wolnym czasie bawi się w cukiernika.