Jak uczyć wędrownictwa?

Archiwum / 10.05.2010

{multithumb thumb_width=100} Zbierz grupę osób w wieku 16-25 lat, napiszcie konstytucję, stwórzcie program, rozdzielcie zadania, rozpiszcie próby wędrownicze i stopnie, rozdzielcie funkcje, powołajcie drużynowego, ten niech idzie do hufca, podpisze parę papierków, poczeka na rozkaz… i gotowe!

Subiektywna destrukcja obsługi wędrownictwa:
Rozważania nad tą inną stroną medalu rozpocznie John Powell, który tak napisał w swojej książce „Jak kochać i być kochanym”:

„W każdej chwili swego życia człowiek przedstawia sobą zlepek przeróżnych spraw. W ich centrum znajduje się jego samowyobrażenie, lecz ten zasadniczy element osobowości jest tworzony przez najróżniejsze siły i prądy, koncentrujące się w nim niczym szprychy w piaście koła. Tworzą je ludzie i zdarzenia ich życia, które duchowo mogą bardzo ubogacać. Jednakże większość z nas chowa się za działaniami obronnymi, lecząc zranione „ja” i unikając ryzyka dalszych przykrości. Starannie oczyszczamy docierającą do nas rzeczywistość z tych niebezpiecznych sił i prądów. Dla większości z nas życie biegnie po równej wyżynie. Każde jutro wygląda jak dziś, a każde dziś przypomina wczoraj. To droga do stagnacji, gdzie można tylko odszukać parę guzów, gromadzić oznaki swego statusu i patrzeć na nie, niby stary mistrz piłkarski spoglądający na swoje trofea. Jest to portret osoby żyjącej tylko w dziesięciu procentach. Chociaż dysponuje mocą ośmiu cylindrów, używa tylko jednego”.

Podczas kursu uczestnicy poznawali wiedzę na temat funkcjonowania grupy wędrowniczej. Abstrahując od tego, czy wszyscy rozumieją rzekome „prawdziwe wędrownictwo”, rzucało się w oczy kilka spraw. Jedną z nich jest obecność ducha wędrowniczego. To oczywiście wartość niedające się zmierzyć; nie można nigdy określić, czy jakieś środowisko jest „bardziej wędrownicze”, a inne mniej – jeżeli ktoś próbuje takiej klasyfikacji, po prostu się myli. Wędrowniczy „primus inter pares” może być jedynie zrozumiany w kategoriach szacunku i uznania w oczach szerokiego grona wędrowników. Duch wędrownictwa – rozumiany jako pewna atmosfera, klimat panujący wśród grupy młodych osób – pojawia się zawsze tam, gdzie pośród wielkich ambicji przyszłych reformatorów świata i ich prostych przyjaciół wszyscy posiadają poczucie bezpieczeństwa w grupie. I oczywiście nie chodzi o tworzenie nieba na ziemi, o zasłanianie się od rzeczywistych problemów indywidualnych osób, które być może w codzienności przeżywają piekło z najrozmaitszych powodów. Jak się okazuje, wędrownictwo pełni w życiu niektórych osób swoistą przystań rozprężenia emocjonalnego. Pamiętam, jak uczestnicy kursu już pierwszego dnia podczas podsumowania dotychczasowych wydarzeń odkryli się przed sobą, mówili, że pozbyli się obaw wobec nieznanej sobie grupy. Tu ukazała się właśnie w całej pełni moc tego pomysłu: dajmy młodym zadanie, niech realizują je tak, jak chcą, a z boku będzie można przypatrywać się, jak coś wzrasta.

Druga sprawa to zadanie wędrownicze. Bardzo mi się spodobał klucz zaproponowany przez jedną z uczestniczek: „Jeżeli czegoś byśmy nie chcieli sami zrobić, to tego nie róbmy z wędrownikami”. Zanim wędrownictwo stało się pionem metodycznym, ta idea rozwijała się w ramach Ruchu Programowo-Metodycznego „Wędrownictwo” (co dziś już wydaje się niemal całkowicie zapomniane). W tamtych czasach przystąpienie do wędrownictwa wiązało się ze wspinaczką na wyższy poziom samoświadomości i służby w harcerskim środowisku. Ruch, który widział słabość wśród środowiska harcerzy i harcerek po 16 roku życia, doprowadził do odgórnego objęcia ideą wędrowniczą całego pionu wiekowego, co miało spowodować reanimację aktywność wśród najstarszych uczestników ruchu harcerskiego. Pomimo toczących się wtedy wielu dyskusji i wątpliwości postanowiono wezwać w ten sposób najstarszych harcerzy do wzięcia odpowiedzialności za Związek w swoje ręce. To ambitne zadanie trwa do dzisiaj i dotyczy coraz to nowszych mas młodzieży zapalonej do wędrowniczej pracy.

Zatem mamy i ducha, i zadanie. Lecz to wydaje się jeszcze za mało. Bardzo często zapał nie wystarcza, bo brakuje umiejętności i doświadczenia. Do tego problemu można podejść dwutorowo. Z jednej strony doświadczeniem mogą służyć instruktorzy, którzy posiadają często bardzo dobrą wiedzę metodyczną i duże doświadczenie – choć przede wszystkim harcerskie, nie wędrownicze. Wynika to z tego, że wędrownicze środowiska nie odznaczają się dużą trwałością. Wielu grupom wędrowniczym nie udaje się przeskoczyć nawet etapu organizacyjnego. Instruktorzy przeważnie wcześniej zajmowali się pracą z młodszymi grupami wiekowymi, a wędrownictwo przychodziło później. Często niektórzy instruktorzy nie potrafili zrezygnować już z uprzywilejowanego statusu nadanego im wraz ze złożeniem Zobowiązania Instruktorskiego na rzecz pełnego uczestnictwa w ruchu wędrowniczym. Nie neguję potrzeby sięgania o porady od instruktorów, warto jednak baczniej zwrócić uwagę na drugi sposób nabywania doświadczenia. Jest nim właśnie samodoskonalenie, które w metodzie harcerskiej zawiera się już od pionu zuchowego. Wędrownicy powinni mieć ten drogowskaz szczególnie wyeksponowany. To właśnie możliwość różnorodnego doskonalenia swojego charakteru jest siłą przyciągającą do wędrownictwa. A skuteczność własnych zabiegów w celu poprawy stanu swojego życia wspierana jest właśnie przez wyżej wspomnianego ducha – owego energetycznego demona, który za pośrednictwem pozytywnie usposobionych ludzi działa na umysł pojedynczej osoby i wprowadza go w stan twórczego niepokoju.

Na zakończenie należy jeszcze wyjaśnić, dlaczego jest to subiektywna destrukcja. Otóż wędrownictwo musi zawsze pozostać przygodą, której końca nie znamy. Musi nas niepokoić, pobudzać do refleksji nad życiem, prowadzić do cennych ludzi, z których będziemy wydobywać ich wartości i nawzajem od siebie czerpać. Trzeba poddawać destrukcji zastygłe schematy zarówno w stosunku do samych siebie, jak i do tego, co nas otacza, m.in. do samego środowiska wędrowniczego, które nie może być sprowadzone do paru wytycznych metodyków i wysokich programowców. Wędrownik chce się sprawdzać w nowych rolach, doskonalić w starych, ale przede wszystkim kształtować stan swojego umysłu, który zawsze będzie w stanie odpowiedzieć na wezwanie: „Wyjdź w świat, zobacz, pomyśl – pomóż, czyli działaj”.

„Tysiące zakrętów przemierzasz po drodze
Pośród trzcin zielonych, jezior niebieskich
I chociaż każde z nich chce być tylko jedynym Twoim
Ty ciągle płyniesz piękna, płyniesz wolna…”
(Dom o Zielonych Progach)

phm. Krzysztof Jankowski – 123 BDH „Brzask”